Kac morderca nie ma serca cz.2

210 18 14
                                    

    
- Krychowiak! Ściągaj tą szmatę z szyi! Jesteś na boisku, a nie na pokazie mody.- Wzrok Adama wiercił mi dziurę w głowie.

-Ale trenerze...- Próbowałem uratować swoją sytuację jednak Nawałka był uparty.

-Nie ma żadnego ale, ściągasz to w tej chwili.- Wrócił do patrzenia na swoje niecne plany, a mi pozostało go posłuchać. Westchnąłem i przygryzając wargę ze zdenerwowania ściągnąłem apaszkę. Odłożyłem ją na ławkę i wróciłem do szeregu.

- Temu ukrywałeś szyję.- Glik który magiczne ożył po wczorajszej imprezie zaczął gwizdać. Poczułem jak się rumienie.

- Uhuhu.- Zawył Jędrzejczyk na co oberwał od Pazdana w kark. - Ej a to za co.- Mruknął niezadowolony i rozsmarował bolące miejsce.

- Dobra spokój! Zajmijcie się rzeczami  ważniejszymi od szyi Krychowiaka!- Warknął trener, a wszyscy rozeszli się w swoją stronę, aby zacząć trening.

Cały czas było słychać szepty, ale próbowałem je zignorować. Najwięcej szeptali młodsi zawodnicy, a starsi, którzy wiedzieli jaka jest sytuacja próbowali ich uspokoić, ale słabo im to wychodziło.

Unikałem plotek jak ognia do momentu, gdy szala goryczy się przelała i usłyszałem rozmowę dwóch młodzików na których wcześniej nie zwracałem większej uwagi.

- Trochę słabo, że najpierw go wyruchał, a teraz zwiał jak jebany tchórz.- Zacisnąłem pięści i z całej siły kopnąłem piłkę w ich stronę przez co ten który to powiedział oberwał w nos z którego od razu zaczęła lecieć krew

Nie mogli obrażać Wojtka. Nic między nami się nie stało, a ta głupia malinka to jedynie sprawa gry w butelkę. Przecież nawet nie byłem pewny, że to on mi ją zrobił.
Zignorowałem wrzaski i wołanie abym nigdzie nie szedł i szybkim krokiem ruszyłem do szatni.

Kiedy byłem już w środku kopnąłem pierwszą szafkę od brzegu, która należała do Lewego i zsunąłem się na podłogę.
Podciągnąłem kolana pod brodę i zasłoniłem swoją twarz rękoma. Poczułem jak z moich oczu zaczynają lecieć łzy, ale to zignorowałem.

- Ej Grzechu, spokojnie.- Usłyszałem głos Piszczka nad głową. - Są młodzi i glupi nie warto ich słuchać.- Poczułem, że siada obok mnie na ziemi.

- Muszę przyznać mu rację, kretyni wypowiadają się na tematy o których nie mają najmniejszego pojęcia.- Grosicki również był w pomieszczeniu jednak stał przy drzwiach.

-  Tu nie chodzi o to co mówią wiem, że Wojtek by tego nie zrobił.- Podniosłem głowę i otarłem łzy ręką.

- Po prostu próbowałem nie dopuścić do siebie myśli, że to jego robota.- Mruknąłem wskazując na malinkę.  -Niby wiem, to było tylko wyzwanie, ale jednak boli mnie fakt, że przez jedną głupią pijańską grę mogę stracić przyjaciela.- Próbowałem się nie rozpłakać jeszcze bardziej. - Poza tym gdyby marina się dowiedziała... To zniszczyłoby ich związek.

- Ona na pewno o niczym się nie dowie, a poza tym Wojtek też był nawalony, jestem pewien, że pamięta tyle co reszta... Czyli praktycznie nic.- Uśmiechnął się Piszczek i poklepał mnie po ramieniu.

-  A co do waszej przyjaźni, to nic za żadne skarby jej nie zniszczy. Zrobił ci malinkę? To nic takiego! Piszczu i Fabian co chwilę się całują.

- Idioto oni są parą od roku.- Zaśmiałem się sucho i przetarłem oczy.

- No może i tak, ale ja tam i tak nie widzę różnicy. Machnął ręką i wywrócił oczami.

- Jak to nie ma różnicy? Oni są parą, a ja z Wojtkiem przyjaciółmi. Widziałem, że prędzej czy później dowie się, że jestem gejem ale nie chciałem żeby dowiedział się w taki sposób. Odstraszyłem go i temu nie chce mieć z mną nic wspólnego.- Dopiero po chwili doszło do mnie co tak właściwie powiedziałem. - O kurwa.- Przeklnąłem i zasłoniłem ręką usta widząc jak chłopacy wymieniają się spojrzeniami.

- Co dzisiaj mamy? Wtorek?- Piszczek patrzał się na Grosickiego, a nie na mnie co szczerze mówiąc trochę mnie zdziwiło.

- Tak, kurwa mać, Kuba.- Westchnął i walnął się pięścią w udo. -Skubany zawsze wygrywa.

- Czekajcie, co?- Powiedziałem zdziwiony nie wiedząc co się dzieje.

-Nie ważne.- Powiedzieli chórem i machneli synchronicznie ręką. Było to podejrzane, jednak w tamtym momencie nie obchodziło mnie to.

- Czyli Wojtek ci się podoba- Wiedziałem, że nie warto  brnąć w zaparte nawet gdybym miał jakieś sensowne argumenty z tą dwójką nie miałem najmniejszych szans.

- Odkąd skończyliśmy osiemnaście lat.- W moich oczach znowu pojawiły się łzy, które widocznie zauważył Piszczek bo przytulił mnie mocno.

- Ej ej ej koniec z rozklejaniem się jak Kuba na smutnych bajkach, wszystko będzie dobrze.- Na słowa Łukasza zaśmiałem się smutno przez łzy, widziałem, że nic nie będzie dobrze.

                                  ****

- Wojtek, nie zrozum mnie źle, ale jesteś pieprzonym kretynem i jebanym tchórzem.- Robert chodził niespokojnie po korytarzu z telefonem przyłożonym do ucha.

- Nie Robertuj mi tutaj, ja teraz mówię i mi nie przerywaj. Chłop ma przez ciebie straszne poczuciem winy, jest znerwicowany i myśli, że przez to co TY odwaliłeś wasza przyjaźń jest na skraju rozpadu.- Nastąpiła chwila ciszy która świadczyła o tym że Wojtek przerwał Robertowi jego wywód.

- Ale ja mam gdzieś, że ty się boisz! Nie możesz zwalać na mnie żebym z nim gadał! 
Musisz go jak najszybciej przeprosić. On złamał nos młodzikowi bo nie chciał słuchać jak oni równają cię z ziemią!-  Znowu nastąpiła chwila ciszy.

-Wojtek, posłuchaj, wiem, że chcesz załatwić sprawy z Mariną i mam nadzieję, że wszystko się uda, ale nie możesz nie odzywać się do Krychy, aż do następnego meczu! Rozumiem , że się boisz, ale jeżeli nie spróbujesz to nic z tego nie będzie. Możesz tylko niepotrzebnie....- Odsunął telefon od ucha i zaklnął.

-Kurwa jaki idiota.-Patrzy się na Kubę, który przysłuchiwał się rozmowie telefonicznej mężczyzn. - Rozłączył się.- Westchnął i włożył telefon do kieszeni.

- Przynajmniej próbowałeś mu wytłumaczyć, że źle robi. To dla niego też jest ciężkie, sam widziałeś jakie my mieliśmy problemy z okazaniem uczuć.- Uśmiechnął się lekko, a następnie podszedł do Roberta i wtulił się w jego klatkę piersiową.

- Może i masz rację... Ale nasza sytuacja wyglądała całkowicie inaczej, my po prostu byliśmy głupi i ślepi.- Robert westchnął, oddał uścisk i pocałował Kubę w czoło.
- Co powiesz na to żebyśmy spędzili miły wieczór w restauracji? Taka nasza pierwsza prawdziwa randka.

- Jedzenia nigdy za dużo.- Zaśmiał się i pocałował Roberta w usta.

                                 ****
Gdy tylko rozłączył się z rozmowy oparł się o bok swojego auta.
- Co ja najlepszego zrobiłem.- Przetarł rękę twarz i wziął głęboki wdech.
-Dobra Wojtek, dasz radę.- Spojrzał się na  dom przed którym zaparkował.
- To nie jest nic złego, powiesz prawdę i będzie po problemie. Przecież ona zrozumie, nie jest potworem.- Mruczał pod nosem jak pacjent z shizofrenią w szpitalu psychiatrycznym. Odwrócił się jeszcze żeby zamknąć auto i oddychając nerwowo  ruszył w kierunku domu swojej narzeczonej.

Tak sobie myślę czy nie poszkodować Krychowiaka żeby Wojtkowi to wleciało na sumienie hehe 🤔

Zawsze przy mnie  [KRYCHOWIAK X SZCZĘSNY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz