Czarna owca

51 2 10
                                    

Podczas gdy wszyscy mieszkańcy Rezydencji mogli pozwolić sobie na sen do późnego popołudnia, Timothy biegał w te i wewte próbując zrobić co tylko mógł. Pomagał opatrywać rany doktorowi Smiley'owi, przenosił regularnie papiery z piwnicy do Eyeless Jacka i na odwrót, starał się każdego poczęstować czymś ciepłym, wybłagał Briana by ten ugotował coś na wzór zupy (była to niezwykle ryzykowna decyzja), którą mogliby poczęstować wszystkich Proxy, dbał o to, by każdy trafił do swojego pokoju we Wschodnim Skrzydle i żeby nie wynikały żadne problemy z nie organizacji. Nogi mu odpadały, gdy w końcu usiadł w jednym z ostatnich pokoi trzeciego piętra, na starym krześle stojącym naprzeciwko łóżka.

- Jak się czujesz?

- Na pewno lepiej niż kilka godzin temu. - Kate uśmiechnęła się, pochłaniając już piątą miskę zupy z całym bochnem chleba.

- Nie przejadaj się teraz, niezdrowo tyle jeść po kilku dniach głodówki.

- Było trzeba mówić wcześniej.

Kobieta odstawiła pustą miskę na bok, chowając nogi w kołdrze. Patrzyła na sufit, opierając się o ścianę.

- Wiesz co? Często narzekałam na Rezydencję, ale po tym już nigdy nie powiem o niej złego słowa. -  roześmiała się, Timothy już dawno zauważył, że zawsze gdy była zdenerwowana to okropnie dużo się śmiała, nawet z najgłupszych żartów.

- Co się tam działo?

Zapadła między nimi cisza, gdy Wright wpatrywał się w swoją byłą wspólniczkę, która skutecznie omijała go wzrokiem, wciąż wpatrzona w sufit, miała teraz zakłopotany wyraz twarzy, skrzyżowała ręce na piersi i chwilę tak jeszcze siedziała.

- Wiesz jak jest...

Tim zaprzeczył mruknięciem.

- Eh, nie mogę ci powiedzieć, Tim. - spojrzała na niego, było w niej coś smutnego. - Nie mogę ci powiedzieć, nie jesteś już dłużej... Wtajemniczony.

Sranie w banie, miał ochotę powiedzieć, ale tylko oparł się mocniej na krześle i chrząknął. 

- Nie wiem nawet czy Brianowi mogłabym powiedzieć, a co dopiero tobie. - wzruszyła ramionami - Nie bierz tego w każdym razie do siebie, tak czasem jest. 

- Chciałbym tylko wiedzieć, dlaczego moja przyjaciółka myślała, że już nigdy więcej mnie nie zobaczy.

Kate znów zamknęła usta, wiedziała, że jeśli nie odpowie nic, Tim również nic nie odpowie i będą tak siedzieć w ciszy jeszcze długie godziny. Rozejrzała się ukradkowo po pokoju, jakby sprawdzając czy na ścianach nie ma żadnych uszu, ani żadnych wścibskich oczu i spojrzała swojemu przyjacielowi w oczy.

- Timothy, umarłeś kiedyś?

Źrenice mężczyzny pomniejszyły się, a przez jego ciało przeszedł jakiś dziwny tik, który sprawił, że mięśnie jego szyi poruszyły się gwałtownie, momentalnie zaschło mu w gardle, a kości klatki piersiowej zaczęły wydawać się o dwa rozmiary za małe. Do czego dążyła?

Nie spodziewając, się żadnej odpowiedzi kobieta nachyliła się w jego stronę.

- Czasami trafiamy do miejsc, gdzie śmierć nie jest najgorszą opcją.

Siedzieli chwilę, w kompletnej ciszy, Kate przestała już nękać wzrokiem Tima, skoncentrowała się na swoich paznokciach. Pomimo tego, że wzięła dziś prysznic nie mogła domyć spod nich brudu, czuła się okropnie brudno i zgadywała, że to uczucie towarzyszyć będzie jej przez jeszcze kolejne kilka tygodni. 
Wright skinął głową i zabrał pustą miskę z szafki nocnej:

Rezydencja | CreepypastaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz