PROLOG

44 3 0
                                    

„Ale czy była tchórzliwym motylem, który miał na zawsze pozostać bezpieczny w swoim małym, szklanym pojemniczku? Czy miała odważnie wzlecieć w błękitne niebo, oferujące nieograniczone możliwości, zarówno dobre, jak i złe?" – Sharon Owens, Zimowy ślub

Kiedyś nie mieliśmy pojęcia, jak umierają motyle. Teraz doskonale znaliśmy smak śmierci, jej kształt i głos.

Kiedyś byliśmy motylami, które nie chciały pogodzić się ze swoim losem. Narzekaliśmy, że byliśmy karmieni kłamstwami, aż w końcu dostaliśmy prawdą prosto w twarz. Byliśmy naznaczeni bliznami. Tak głodni miłości, która ostatecznie przyniosła jedynie ból. Nikt nas nie chciał. Nikt nas nie słuchał. Kiedyś byliśmy motylami, które uciekały ze strachu. Mieliśmy doszczętnie spalone skrzydła. Staliśmy na granicy między życiem i śmiercią. I umieraliśmy. Raz za razem.

Kiedyś byliśmy słabymi motylami, ale te motyle już dawno umarły.

Nowe motyle odrodziły się niczym feniks z popiołów.

Teraz jesteśmy motylami, które pogodziły się z prawdą. Nikt nie mógł już nas otruć, bo to my byliśmy trucizną. Prawda nigdy nie miała tak gorzkiego smaku, a jednak skreśliliśmy z menu słodkie kłamstwa. Każdy był w stanie usłyszeć nasz krzyk. A głośniej niż krzyczeliśmy, mogliśmy tylko milczeć.

Nie jesteśmy już ślepi.

Teraz jesteśmy motylami, które się kocha lub nienawidzi. Nic pomiędzy. Przyzwyczailiśmy się do bólu. Słony smak łez został już dawno przez nas zapomniany. Blizny opowiadały tylko nasze kolejne historie. Świadczyły o tym, że przetrwaliśmy. Nikt nie odważył się nas ruszyć, bo oddawaliśmy z podwójną siłą.

Nie jesteśmy już głusi.

Teraz jesteśmy motylami, które żyją po swojemu. Nikt nie odważyłby wtrącić się w nasze życie. Nikt za nas nie wybierał. Nikt nie wiedział, co było dla nas dobre. Każdy słuchał, co mieliśmy do powiedzenia. Nigdy już nie planowaliśmy ucieczki. W końcu mogliśmy być sobą.

Nie jesteśmy już głupcami.

Teraz jesteśmy motylami, które wciąż stają nad krawędzią. Upadamy, ale nie prosimy o szybki koniec. Już nie. Rany na naszych ciałach goją się z czasem. Powstają nowe blizny. Nowe historie. Stojąc nad krawędzią, nie myślimy o niczym. Patrzymy w dół, bo świat ponownie płonie. Płonie z naszego powodu, bo nie wiemy, co znaczy poddawać się.

Nie jesteśmy już dziećmi.

Jak w takim razie zatrzymać motyla?

To proste. Najlepiej tego nie robić. Motyl będzie wściekły, gdy zostanie złapany bez jego pozwolenia. Zrujnuje wszystko wokół. W niewoli sam zginie, ale pociągnie cię za sobą. Zabije twoje marzenie, którym było złapanie motyla.

Te motyle nie chcą być zatrzymane.

Te motyle się nie zatrzymują.

Te motyle wychodzą ci naprzeciw. Patrzą, jak wszystko płonie, a drobne oparzenia nie robią na nich wrażenia. Śmieją ci się w twarz, bo nie są już słabe, ale ty myślałeś inaczej. Chciałeś je zatrzymać i złapać. Te motyle nie pozwoliły ci na to.

Nie zatrzymuj motyla. Niech wzniesie się wysoko, a kiedy się zmęczy, może odpocznie na twoim ramieniu. Może pozwoli ci się sobą zaopiekować.

Nie zatrzymuj motyla siejącego zniszczenie. Pozwól mu spłonąć. Spal się razem z nim. Spójrz mu w oczy, gdy będziecie płonąć.

Nie zatrzymuj motyla, który nie chce być zatrzymanym.

Nie zatrzymuj tego motyla.



***

Rozdziały będą pojawiać się póki co w środy oraz w soboty. Oczywiście, o wszelkich zmianach związanych z wstawianiem rozdziałów będę informować, a póki co miłego weekendu! ❤️

Jak zatrzymać motylaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz