GABBY
W końcu się przeprowadziłyśmy, czego pożałowałyśmy już na drugi dzień. Miałyśmy w mieszkaniu myszy, kran przeciekał, a okna były nieszczelne, przez co spałyśmy w jednym łóżku pod dwoma kołdrami i kocem. Jednak chłopaki śmiali się z nas coraz rzadziej. Zazwyczaj wpadali do nas ze śniadaniem, obiadem lub kolacją. Cóż... nasza kuchenka również miała swoje humorki i działała, gdy jej się zachciało.
Dodatkowo Hunter od naszego spotkania sam na sam – nie lubiłam nazywać tego randką – chodził za mną i podśpiewywał piosenkę Shakiry. Rzucał mi jakieś głupie spojrzenia i próbował namówić na kolejne wyjście. Nie zgadzałam się, bo mimo że tamto spotkanie mi się podobało, czułam, że popełniłam błąd, robiąc mu nadzieję.
Noah z kolei raczej z nami nie rozmawiał, bo samochód się nie odnalazł i miał problem z ubezpieczeniem. Wspólnie z Hunterem stwierdziliśmy, że kupimy mu nowe auto. Jednak musieliśmy za coś jeść i żyć, więc zakup samochodu znacznie się wydłużał w czasie. Noah był załamany, gdy usłyszał, że może za kilka miesięcy będziemy w stanie zwrócić mu za jego maleństwo. Jego wściekłość nasilała się w chłodniejsze dni lub w dni, gdzie musiał maszerować na nogach do pracy.
Obecnie zmierzałyśmy do mieszkania chłopaków na śniadanie przed pracą, bo tym razem nasza lodówka odmówiła współpracy, a jedzenie się zepsuło. Mimo wszystko Bailey emanowała dziwnym szczęściem, chociaż wstałyśmy cholernie wcześnie. Nie miałam pojęcia, skąd ona brała energię. Gdybym jej o to zapytała, stwierdziłaby, że to księżyc w raku albo koziorożcu. Ostatnio codziennie czytała horoskopy i nawet kupiła sobie kilka kamieni, które ładowała energią słoneczną. Nie oceniałam jej. To znaczy... starałam się tego nie robić.
- Whenever, wherever! We're meant to be together! – wyśpiewała Bailey, spoglądając na mnie kątem oka. – I'll be there and you'll be near! And that's the deal my dear!
- Boże, jesteś taka okropna – mruknęłam. – Długo będziecie mnie męczyć tą piosenką?
Bailey udzieliło się to śpiewanie od Huntera. Dodatkowo widziała, że niesamowicie mnie to wkurzało, więc nuciła to w każdej wolnej chwili.
Miej przyjaciół – mówili.
Będzie fajnie – mówili.
- Jesteście po prostu słodcy – stwierdziła, uśmiechając się szeroko. – Kibicuję wam.
- Brakuje ci tylko nazwy naszego shipu – burknęłam pod nosem.
- Hubby – odparła od razu, przez co jedynie otworzyłam usta ze zdziwienia.
Na szczęście nie musiałam dłużej z nią rozmawiać, bo dotarłyśmy na miejsce. Chłopcy często zapominali o zamknięciu drzwi na klucz, gdy siedzieli w domu, więc weszłyśmy jak do siebie.
- Wasze ulubienice przyszły! – krzyknęła Bailey, ale nikt nie odpowiedział.
Rzuciłam jej zdziwione spojrzenie, bo w środku panowała kompletna cisza. Weszłyśmy niepewnie w głąb domu, ale salon wydawał się nietknięty. Nikogo też w nim nie było. Dopiero kiedy dotarłyśmy do kuchni, ujrzałyśmy prawdziwe pobojowisko. Na podłodze dosłownie wszędzie leżały odłamki szkła. Zauważyłam rozbity kubek, z którego zawsze pił kawę Noah i słoik do koktajli Masona. Sztućce walały się po blatach, gdzie również mogłyśmy dostrzec rozbite szkło. Chłopcy stali przy kuchennym zlewie kompletnie bez ruchu.
- Co tutaj się stało? – odważyła się zapytać Bailey.
Znów nie uzyskałyśmy odpowiedzi, więc wkroczyłyśmy do kuchni, a pod naszymi butami dało się jedynie usłyszeć chrzęst pękającego szkła. Dopiero kiedy stanęłyśmy tuż za chłopakami, Noah nieznacznie się wzdrygnął. Wcisnęłam się bliżej i zauważyłam, że z dłoni chłopaka ciekła krew. Hunter i Mason też byli trochę pozacinani na dłoniach. Jednak to rozcięcie Noah wydawało się najbardziej groźne. Bailey zareagowała szybciej i wyciągnęła go z kuchni z zamiarem opatrzenia jego ręki, a on podążył za nią do łazienki bez słowa.
CZYTASZ
Jak zatrzymać motyla
Teen FictionPo kilku latach Gabby wraca do swojego rodzinnego miasta odmieniona i pełna żalu w stosunku do swoich bliskich. Jednak cokolwiek by się nie działo, nie zamierza już nigdy więcej uciekać. Hunter nie jest już dawnym sobą. Nie patrzy tak często, aby do...