Rozdział 21 [𝒘𝒚𝒄𝒛𝒆𝒌𝒊𝒘𝒂𝒏𝒚 𝒑𝒍𝒂𝒏]

42 7 1
                                    

Złotooki burknął pod nosem gdy obudził go głośny krzyk jednej z sióstr. Otworzył zaspane ślepia i przejechał wzrokiem po pustym pokoju. Gdy ruszył się z zamiarem wstania, po jego ciele przeszedł niemiłosierny ból. Zaskoczony wrócił do poprzedniej pozycji i przez kilka sekund nie docierało do niego, co się tak naprawdę stało. „Przeznaczenie?" - pomyślał od razu. „Nie, przecież ataki objawiają się bólem brzucha" - zaprzeczył sam sobie. Przez chwilę wpatrywał się tępo w drewniane deski próbując wymyślić logiczne wyjaśnienie. Pomyślał o Nicholasie. O tęsknocie i bólu, co doprowadziło do skomlenia jego wilka. „Oznaczenie" ‐ dotarło do niego po kilku długich minutach. Jego wilk wykańczał siebie, tym samym wykańczając jego organizm. Pomimo bólu energicznie podniósł się z łóżka i popędził na dół. Wzrok rodziny spoczął na jego bladej skórze i niepokojąco wyblakłych oczach.

- Coś się stało? - spytał w końcu ojciec mężczyzny. - Wyglądasz jakbyś miał zaraz paść trupem - dodał powracając do swojej gazety.

- Mamy już jakiś plan co do zmiennokrztałtnych? - sapnął czując jak jego kolana się trzęsą.

- Prace nad nim nadal trwają - odparł starszy. - Musimy również opracować plan B, jakby plan A nie wypalił. Musimy być czujni i przygotowani Gabrielu.

- Rozumiem - mruknął. Po chwili zastanowienia postanowił zachować szczegóły dotyczące przeznaczenia dla siebie. Nie chciał by jego rodzina znów się irytowała, a tym bardziej by znów obrażała chłopaka.

- Usiądź, zjesz coś - powiedziała kobieta gdy ten stał, nie wiedząc co ma zrobić. - Smacznego - dodała podając synowi jedzenie. Złotooki kiwnął głową w podziękowaniu i postawił talerz przed sobą. Nie miał ochoty jeść. Czuł jakby miał zwrócić wszystko, co tylko włożyłby do buzi. Rozejrzał się dookoła upewniając się, że nikt nie zwraca na niego uwagi.

- A jak tam u Nicholasa - zapytała niespodziewanie siostra siedząca obok.

- Nie wiem - wzruszył ramionami chcąc by dziewczyna odpuściła ten temat.

- Nie rozmawiacie? - mruknęła zdziwiona.

- Nicholas jest zajęty pomaganiem w ogrodzie jego dziadków - skłamał. - Po całym dniu jest zmęczony, więc nie rozmawiamy za dużo - dodał nie chcąc słyszeć więcej pytań.

- Och, rozumiem - pokiwała delikatnie głową, a pomiędzy nimi zapadła niezręczna cisza. Gdy blondyn patrzył z obrzydzeniem na talerz wszyscy momentalnie zamilkli. Wzrok każdego spoczął na drzwiach wejściowych po usłyszeniu głośnych, zbliżających się w ich stronę kroków. Mężczyzna odłożył swoją gazetę i podszedł do drzwi gdy rozległo się pukanie.

- Dzień dobry - przywitała się radosna brunetka. - Tata kazał przekazać, by od razu po śniadaniu udać się do niego. Podobno ma jakieś wieści na temat planu-

- Dzięku-

- Mam nadzieję, że nie jadłaś jeszcze niczego porządnego - wtrąciła kobieta pojawiając się znikąd. - Wejdź proszę - zaprosiła młodszą i od razu popędziła w stronę kuchenki.

- Ale-

- Jedzenie nie może się zmarnować - przerwała z uśmiechem. Brunetka zachichotała cicho i przystała na zaproszenie starszej. - Wyglądasz dzisiaj promiennie, coś się stało?

- Niestety nie mogę powiedzieć - pokiwała głową z małym rumieńcem. - Chodzi o część planu...

- Och to niedługo się dowiemy - machnęła ręką i podała młodszej jedzenie. - Mam nadzieję, że będzie smakować.

- Pachnie przepysznie - przyznała szczerze zawstydzając tym samym brunetkę. - Pani talent do gotowania ani trochę się nie zmienił.

- Dziękuję, lecz nie sądzę bym była w tym taka dobra - westchnęła kładąc rękę na policzku. - Na pewno wyszłam z wprawy...Gotuję tylko w weekendy gdyż moje dzieci są już samowystarczalne....- dodała smutna.

Dwa Różne Światy [BL] [[W Trakcie]]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz