Rozdział 4 [𝒔𝒕𝒓𝒆𝒔]

52 4 0
                                    

Niebieskooki wstał lewą nogą i już od rana wierszyk przekleństw powtarzał się pod jego nosem. Głowa bolała go niemiłosiernie, a same trzaski z kuchni pogarszały tylko sprawę. Poirytowany zszedł na dół by zobaczyć co się do cholery jasnej dzieje. Czarnooka kobieta szukała czegoś w szufladach przewracając kuchnie do góry nogami. Była poddenerwowana co można było dostrzec na pierwszy rzut oka.

- Coś się stało? - mruknął leniwie siadając przy stole. Spojrzał na zegarek i z niesmakiem zaobserwował, że mógł spać jeszcze godzinę.

- Och szukam kluczyka do walizki. Twój ojciec musi dzisiaj wyjechać w sprawach służbowych na tydzień...albo dłużej - odparła opierając się o blat. - Twój ojciec często wyjeżdża.

- Nie przeszkadza to pani?

- Ach nie, raczej nie. To dla naszego dobra - powiedziała jakby nie pewna swoich słów. - Kiedy zaczynasz szkołę? Mogę zrobić ci śniadanie.

- Dziękuję, ale sam sobie poradzę - mruknął podchodząc do jednej z szafek. - O której ojciec wyjeżdża?

- O 10 ma pociąg, więc z domu wyjdzie pewnie jakoś o 9.

- Mhm...

- Ach, jestem zmęczona. Pójdę się położyć. Nie spóźnij się do szkoły! - powiedziała uśmiechnięta brunetka i wyszła z pomieszczenia. ,,Zachowuje się jak jakieś zastępstwo mojej matki" - burknął w myślach niezadowolony. Lekko przygaszony przymrużył oczy. Czuł się fatalnie, a był pewien, że żadna choroba go nie złapała. Odmówił sobie śniadania i udał się do siebie. Jak codziennie rano wziął dwie tabletki i z fatalnym uczuciem położył się na łóżku. Przez głowę przeszła mu myśl o przeszłości i leniwie wstał z materaca. Wolnym krokiem ubrany podszedł do drzwi. Chwycił plecak i telefon, i pokierował się do wyjścia. Stojąc na werandzie przeciwsłoneczne okulary wylądowały na jego nosie. Po wykonaniu pierwszego kroku zorientował się, że pada. Wzruszył ramionami i patrząc przed siebie ruszył w drogę do szkoły.

*

- Dzisiaj tak leje, a ty nie masz ze sobą parasola?! - pisnęła rudo włosa. - To okropne. Jak nic złapiesz przeziębienie - dodała kręcąc głową. Lewa powieka blondyna drgała jak przy turbulencjach, a jazgot dziewuchy wcale nie znikał. Od rana czuł się fatalnie, a w szkole jego stan się tylko pogarszał. Chwycił plecak i udał się do toalety. Wszedł do jednej z kabin i usiadł na klapie. Doskonale wiedział czemu się tak czuję. ,,Powtórka z rozrywki" - pomyślał. Czuł jakby miał zaraz zwymiotować, a nawet nie miał czym. Do jego oczu napłynęło kilka łez.

- Cholera - wyszeptał pod nosem zdejmując okulary. Dał se rękę uciąć, że wory pod oczami sprawiają, że wygląda jakby wstał z grobu. Odchylił lekko głowę do góry. - Cholera - powtórzył z lekką nutą załamania. Siedział na klapie przez dobre kilkanaście minut nie mogąc się ruszyć. Przez cały czas towarzyszyło mu bardzo dziwne uczucie. Wsłuchał się przez chwilę w rozmowę dobiegającą na korytarzu.

- Niedopuszczalne! Imię, nazwisko i klasa. Porozmawiam sobie z waszym wychowawcą - krzyczała ruda flądra od polskiego. Lekki uśmiech pojawił się na ustach chłopaka. Oddychając płytko wstał i wyszedł z kabiny. Popatrzył w lustro i przyznał sobie rację co do wyglądu. Szybko założył szkła i ruszył do sali od biologi. W toalecie spędził ponad dwadzieścia minut, więc postanowił opuścić jedną z lekcji. Usiadł na ławce i garbiąc się przymrużył powieki. Chciało mu się cholernie spać. Opierając się o ścianę pozwolił sobie na krótką drzemkę. Od czasu do czasu czuł kroki ludzi przechodzących obok niego, lecz nie zwracał na nie uwagi. Dopiero gdy poczuł lekkie szturchnięcie w ramie gwałtownie się wyprostował.

- Wszystko w porządku? - zapytała młoda brunetka w koku.

- Tak - odpowiedział cicho młodszy.

- Jestem psychologiem szkolnym, jesteś tu nowy prawda?

Dwa Różne Światy [BL] [[W Trakcie]]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz