Chapter Three

107 8 5
                                    



"W końcu zacznie się prawdziwa przygoda i użeranie się z tymi idiotami"


Donośny głos dzwonka zbudził mnie z przyjemnego snu. A tak szczerze, to ju żnie pamiętam co dokładnie mi się śniło, ale było to miłe. Na spokojnie się rozbudziłem i usiadłem na łóżku. Zegar wskazywał godzinę 06.30, co oznacza za wczesną godzinę jak dla mnie. Tak bardzo nie znoszę budzić się o takiej godzinie, wtedy jeszcze czuje zmęczenie, nie wyspanie, i mógłbym tych powodów podać więcej, ale nie chce mi się zaprzątać głowę nie potrzebny mirefleksjami.

Nie chcąc wstałem z miękkiego łóżka, po czym udałem się do szafy po potrzebne mi ubrania. Bez zastanowienia wybrałem jakieś luźne spodnie do kolan oraz najzwyklejszy w świecie t-shirt. Mój out-fit na pewno idealnie będzie się komponował z niebieskimi klapkami, poza tym nie raz mi to mówiono. Oczywiście ironicznie, ale one są autentycznie bardzo wygodne, w porównaniu do trampek, czy podobnie takich butów, prędzej założył bym niebieskie klapki, które mnie wcale nie uciskają! Mam nadzieje, że mnie nie wyśmieją z tymi butami, bo zaraz ich wszystkich pozabijam.

-Aaahh..-chwilę się zastanowiłem.-O mój boże dzisiaj jest ten dzień!-cała moja energia życiowa została doładowana wraz z niesamowitą nowiną, ponieważ z rana to jej w ogóle nie miałem. Wątpię, że ktokolwiek ją ma.

Uradowany, pierwszy raz od roku, ponieważ inne wycieczki były dla mnie okropnie nudne, zbiegłem ze schodów prosto do salonu. Na stole już czekało na mnie śniadanie. Jajecznica z parówką, niesamowite. Nie bardzo się z temu dziwie, ale powód do świętowania mam- moja matka nigdy nie przygotowałaby mi śniadania, ale widocznie, coś z tej matki jej jeszcze zostało. Albo jest dzień dziecka, o którym zapomniałem? Nie kłopocząc się tym bardziej zasiadłem przy stole, aby chwilę później zasmakować dania przygotowanego przez matkę.-Tylko nie jedz tak szybko, bo się zakrztusisz, i tyle będzie z twojej wycieczki. - zaśmiała się wchodząc do salonu, jeszcze w piżamie i kawą w ręku. -Nie musisz mi o tym mówić! Poza tym wolałbym się nie spóźnić, więc zjem to jak najszybciej i spakuje brakujące dodatki walizki. Chociażby łopatkę, scyzoryk...i pudełko z obiadem? Od kiedy jesteś taka miła?- ona wręczyła mi wspomniane pudełko, a ja wpatrywałem się jej ze zdziwieniem.- W końcu to twoja ostatnia wycieczka, a podczas długiej jazdy możesz zgłodnieć, pomyślałam więc, że zrobię ci jakąś miłą niespodziankę..-

-Uh...dziękuje?- dalej wpatrując się oszołomiony nie potrafiłem powiedzieć nic innego, niż podstawowe słowo grzecznościowe. Zamurowało mnie, czy moja matka naprawdę próbuje być miła, czy to blef? Jeśli będzie chciała, abym się odpłacił, to chyba tego do końca życia nie spłacę.

Po zjedzonym śniadaniu odłożyłem talerz na jego miejsce, i szybkim ruchem skierowałem się do pokoju. Siedem dni to jednak dużo, co za tym idzie jedna walizka nie wystarczy, musiałem wziąć torbę. Do niej wrzuciłem mniej rzeczy, coś do wody, jakiś filtr ochronny, czapkę wędkarską, chociaż sam prawie nigdy nie chodzę na ryby, plus obiad przygotowany przez mamę. Reszta poszła do walizki. Zdaje mi się, że żaden laptop nie będzie mi potrzebny, zresztą gdybym go wziął, zapewne poleciał by do pudełka ze skonfiskowanymi rzeczami. Razem z całym setem Cartman'a wliczając do tego nintendo, słuchawki, mikrofon i myszkę. Nie chcę sobie nawet wyobrażać jak strasznie będzie oburzony, nauczyciel się po tym nie pozbiera. Pragnę też dodać, że chłop napisał scenariusz na każdą możliwą okazję, więc takim debilem nie jest, za to śmiać się z niego będę jak wpadnie.

Nie głowiąc się więcej postanowiłem wziąć swoje rzeczy, i wpakować je do auta. Plan był taki, że ojciec zawiezie mnie w omówione miejsce, a sam pojedzie dalej do pracy. W tym samym czasie, do garażu w jakim się obecnie znajdowałem wparowała matka, która miała na sobie przewiewną kurtkę, białe sandały i torebkę na ramieniu.-Ty również się gdzieś wybierasz?- zapytałem, chodź odpowiedź była jasna.- Ojciec powiedział, że coś mu strzykło w lewym udzie i nie jest w stanie prowadzić... Ciężko mu własnego syna zawieźć na wycieczkę, żałosny jesteś wiesz! Mam nadzieje, że ci te udo wypadnie ze stawu!- wykrzyczała na tyle głośno, by głos dotarł aż na pierwsze piętro, do sypialni. Pewnie była zdenerwowana faktem, że zwykle to ona musi zajmować się dziećmi w tym domu. To było ich częstym powodem do kłótni- oboje ani nie ustępowali, ani nie dochodzili do kompromisu. Cieszę się, że nie będę miał okazji usłyszeć kolejnej o tym, jaką wymówkę wymyślił ojciec, żeby tylko dłużej poleżeć w wygodnym łóżeczku.

-Wsiadaj, pojedziemy razem.- odrzekła krótko, wskazując przy tym drzwi do samochodu. To wyrwało mnie z myśli, ale bez najmniejszego namysłu po prostu wsiadłem i zapiąłem pas. -Jak z twoimi kolegami, już są?- zapytała, przy tym uważnie wyjeżdżając z garażu. Chciałbym, aby rzeczywiście ją to obchodziło, moje życie, ale z pewnością chce tylko zabić panującą cisze w pojeździe. Szczerze, to nawet sam nie wiem. Sięgnąłem więc do lewej kieszeni spodni, by wyciągnąć nie duży, szary telefon. Osobiście nie udzielam się za dużo na naszym grupowym chacie, lecz w taki sposób mogę wiedzieć gdzie się znajdują, lub odkryć intrygujący fakt o żydach, który jest wyrwany z jakiejś drugiej wojny światowej!

Jest moją matką, i naprawdę chciałbym, aby ją to rzeczywiście obchodziło, lecz mogę założyć się z pierwszą lepszą ciotką, że jest inaczej, bo to tylko pozory. Wspomnę jeszcze, że wraz z narastającymi myślami, czas ten się dłużył, a atmosfera w pojeździe gęstniała. W takiej sytuacji mogę tylko porównać się do astronauty w pobliżu czarnej dziury. Mam nadzieje, że po drugiej stronie tej intrygi znajdzie się coś pozytywnego, nie chcę sobie psuć humoru na wyjazd.

-Jeśli nie chcesz odpowiadać, w porządku. Chcę, abyś wiedział, że zawsze cię wspieramy...- po krótkiej chwili rzekła ciepło z uśmiechem na twarzy. To wydaje się być nawet.. szczere? Ale nie chce słuchać tych bzdur, ciężko mi się po nich śpi. Mniej wiem lepiej śpię jak się mówi. -Cokolwiek się stanie, wystarczy jeden telefon..- ciągnęła. Cokolwiek mówi, nich skończy, jeszcze kilka słów i zabraknie mi powietrza. Jest gorąco, ale teraz szczególnie to odczuwam. Sam nie wiem czemu, jej głos kuję moje uszy, ale i mój mózg. To kłamstwa, absolutnie nie przyjmuję tych informacji do głowy, ani nie uznaję ich jako prawdziwych.-Mam nadzieje, że spędzisz lepiej czas z nimi, niż gdybyś miał z nami. Przepraszam, po prostu baw się dobrze.-.

To była linia, z której spadłem, ciepłe słońce przyćmiło moją widoczność, przez co nie widziałem gdzie mam postawić kolejny krok. Spadłem na samo dno, a pogoda zamieniła się w potworny deszcz. W rzeczywistości schowałem twarz w rękawie, próbując powstrzymać ulewę w moich oczach, nie był to wielki płacz, lecz jest naprawdę trudny do zatrzymania. Ona, zajęta jazdą raczej tego nie zauważyła, zawsze odwracam się od niej bokiem i wyglądam przez okno. Tak bardzo jej nie znoszę!

-Stan! W końcu jesteś! Pisałem do ciebie kilka wiadomości, bo bałem się, że jeszcze leżysz w łóżku. Do tego stoję tu sam, z tym idiotą jebanym! Stan..!- krzyczał znany mi głos Kyle'a, który machał do mnie ręką. Widzę jego ulgę, więc musiałem mu napędzić dobrego stracha. Cóż, nie moja wina, że akurat nie byłem dostępny. Oburzony przewróciłem wzrok na drugą stronę.

Stalina parkingu, więc bez mniejszego problemu matka mogła zatrzymać nie to że na środku, ale prawie środku, obok nich. Był to chwilowy postój, bo nie miałem zamiaru siedzieć tu ani minuty dłużej. Gdy tylko zauważyłem, że auto jest w spoczynku pociągnąłem klamkę i wyszedłem z pojazdu, nie za mocno przy tym trzaskając drzwiami. Podałem im rękę, po czym udaliśmy się pod bagażnikiem. Tam rzecz jasna pozostały moje torby i walizki. Matka dała o sobie znać pytając zatroskanym głosem-Kochanie, pomóc ci?- Pomóc? Teraz chcesz pomagać? -Weź najlepiej zostań w tym aucie i mi nie przeszkadzaj. Na wyciecze cie nie będzie, więc super by było, gdybym SAM nauczył się ciągać te bagaże. Znaczy.. ahh nieważne.- po czym machnąłem ręką. Pomimo zakończonej rozmowy wciąż została mi złość. Ale z drugiej strony źle nie mówię, po prostu za ostro, to przyznam. Nawet moi koledzy wydali się zażenowani moim zachowaniem. Później im wyjaśnię.

Wyciągnąłem wszystko co miałem, pożegnałem się z matką posyłając jej tylko chłodne spojrzenie no i.. ruszyłem przed siebie. 

____

Witam! W tym rozdziale chcę nakreślić jego relacje z rodziną, a także sytuacje w domu. Jak z serialu wiemy, jego rodzice ciągle prowadzą wojny, a z tego co widzę, Stan jest z tego powodu rozdarty. Mogę nawet powiedzieć, że jest wrażliwy, a swoje uczucia potrafi przeinaczyć w sztukę. Nie próbuje, a nawet nie chce jej zrozumieć odpychając wszystko co mówi. Obiecuję, że ich relacje wraz z historią się polepszą, tak samo więcej smutnych scenek nie napiszę! 

Na szczęście pojechałem na tą głupią wycieczkę!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz