Chapter Six

101 6 10
                                    

"Ty pajacu, nie jestem twoim wspólnikiem"

"Księżniczko, budzimy się. Nikt nie będzie panienkę niósł. " zwrócił się Cartman do śpiącego obok Kyle'a. Bez żadnych skrupułów szturchał chłopaka, wówczas kiedy ja próbowałem go powstrzymać. To prawda, trzeba było go obudzić, ale nie w tak bestialski sposób! "Na głowę upadłeś?! Tak się nie robi!" zapytałem z oburzeniem nie mogąc znieść jego zachowania. "Tak?! Może w ogóle zostawmy go w tym autobusie, zawsze to będzie jedna osoba mniej do wyżywienia!"

"Genialny pomysł Cartman, żebyś tak częściej świecił inteligencją niż ilością pożartych kalorii to byłoby wyśmienicie!" zaśmiałem się lekko mając na uwadze to, że jest to czuły punkt chłopaka. Nie znosił gdy ktoś wspominał o jego nadwadze, tak samo wiem, iż nie można wyśmiewać osób z takim problemem, jednak on zasługiwał nawet na najgorsze wyzwiska. Na odzew nie musiałem długo czekać, ponieważ jak się okazało, mój żart na tyle go rozzłościł, że uderzył mnie pięścią w ramię. Po chwili w uderzone miejsce zaczął napływać nie przyjemny, aż prowadzący do głośnego jęku ból.  "Aghh! To bolało debilu!" oburzyłem się wiedząc, że prędzej, czy później doszłoby do takiego zdarzenia. "Zastanów się lepiej co chcesz powiedzieć, nim wypowiesz te słowa na głos. Właśnie uraziłeś moje uczucia, moją dumę, kto teraz zapłaci za psychologa?"

"Możecie się, bardzo was proszę.. uciszyć?!" wykrzyczał Kyle sprawiając, że całą uwagę skupił na sobie. Popatrzyliśmy się na podnoszącego się na swoje miejsce chłopaka, aby moment później odwrócić wzrok w dwie inne strony na znak wzajemnej niechęci. Świetnie, zostałem wplątany jako partner w drańskim planie tego pajaca. Wracając do chłopaka, wciąż wyglądał jak trup, miał wory pod oczami, jego głos chrypiał, ale czym tu się dziwić... w końcu udało mu się przespać tylko godzinę. Zrobiło mi się go szkoda, starał wypocząć choć na chwilę, ale koniec końców musiał wstać, a na domiar złego w nie przyjemny sposób. "Wybacz, przerwaliśmy twój sen przez przypadek, a nawet nie miałem zamiaru się z nim kłócić. Mimo to mam dla ciebie dobrą nowinkę, za niedługo dotrzemy do hotelu gdzie spokojnie się wyśpisz. ". Starałem się dobierać słowa w taki sposób, aby brzmiały troskliwie, a pomimo trudnej sytuacji w jakiej się znajdował, próbowałem też wesprzeć. "Żadna ,,dobra nowinka", jeszcze raz usłyszę wasze darcie mordy to nawet psycholog wam nie pomoże." 

"Mój drogi przyjacielu Kyle, chciałbym zaznaczyć iż Stan zaczął pierwszy i powinien ponieść tego konsekwencje. " 

"Ty skurwysynie!" myślałem, że wspólnie doszliśmy do porozumienia w sprawie kłótni, gdy tylko Kyle nas opierniczył, jednak ten idiota wciąż próbuje zarzucić mi winę jej spowodowania, kiedy ja nawet nie chciałem brać w niej udziału. Postanowiłem więc mile nadepnąć mu na buta, szczerząc mu się przy tym prosto w twarz.  Chłopak po mojej prawej stronie tylko złapał się za głowę nie zastanawiając się, co nadejdzie dalej. 

Pięść kolejny raz miała zetknąć się z moim ramieniem, ale na szczęście udało mi się tego uniknąć poprzez nadchodzącego w naszą stronę nauczyciela. Nie wyglądał na zadowolonego. "Nie zdążyliście dojechać na wycieczkę, a już szalejecie? Co ja z wami mam... ale czas na kazanie jeszcze będzie, chce wam przekazać, że macie się zebrać bo zaraz wysiadamy." upiekło nam się! "Hpprrm!" ucieszył się nagle Kenny, mimo że udało mu się przespać całe pięć godzin. Szczerze mówiąc... trochę o nim zapomnieliśmy.. ale to nie nasza wina! Czasami po prostu znika i go nie ma. Obecnie nawet nie potrafimy stwierdzać jego obecności, bo to nie robi nam różnicy. Mimo to wciąż jest naszym dobrym ziomkiem i możemy na nim polegać. 

Powoli zbieraliśmy rzeczy leżące dookoła nas, wpychając je z powrotem do plecaków. W rzeczywistości nikt nie miał ochoty bawić się w idealne układanie śmieci, kart czy Bóg wie czego jeszcze. Ja na przykład mam całą kieszeń w papierkach po cukierkach, w drugiej również papierki, a w trzeciej można się domyślić. Nagle wszyscy zaczynali się podnosić, a to oznaczało tylko jedno.

"W końcu wolność..!" krzyknął Cartman imitując przestępcę wychodzącego z więzienia. Nie zdziwiłbym się gdyby powiedział to samo w ciągu kolejnych piętnastu lat.. ale cieszę się, że w końcu mamy czas na odpoczynek, również położyłbym do spania. Nie bacząc już na dotrzymującą nam towarzystwa nocy, hostel można było łatwo dostrzec. Światełka oplatywały budynek z każdej strony, poza tym obok stał wielki napis opisujący ten teren. Nie mam wielkich oczekiwań co do budynku, bo w końcu zatrzymaliśmy się w małym miasteczku. Właściciel musiał dużo ryzykować budując to w takim miejscu.

"Jak już widzicie, hostel nie znajduję się daleko od naszego autobusu, ale dalej prosiłbym o ostrożność, szczególnie gdy połowa z was pada ze zmęczenia. Czujcie się wolni, wszystko zostało załatwione telefonicznie." oznajmił nam nauczyciel, po czym cała klasa szczęśliwie udała się w wspomniane miejsce. Nawet Kyle stał się odrobinę żywszy. Na holu powitali nas pracownicy z wcześniej przygotowanymi kluczami. Można je było uzyskać dopiero po utworzeniu czteroosobowej grupy, co u nas nie było problemem. Otrzymaliśmy przepustkę do pokoju i szybkim krokiem ruszyliśmy w jego stronę. 

Naszym skromnym zdaniem pokoje były ładnie urządzone pomimo dwu gwiazdkowej oceny. Materace były miękkie, do każdego z łóżka mała lampka o żółtym świetle oraz stojąca obok niej woda. Pokoje malowali na niebieski. "Świetnie, mamy nawet kibel i prysznic!"

"Tak Cartman, i ja pójdę z niego skorzystać pierwszy." odpowiedziałem. "Tylko pośpiesz się, również chce się wykąpać." mruczał coś pod nosem Kyle.

"Ależ oczywiście." wziąłem ręcznik i poszedłem do łazienki. 

Po niemalże dwudziestu minutach byliśmy gotowi do spania, prócz tej jednej osoby, która jednak namyśliła się na kąpiel. Naturalnie był to Cartman, który postanowił się szamotać, kiedy my akurat mieliśmy zamiar pójść spać. Wiedząc, że nie zasnę dopóki ten pajac nie skończy, wyciągnąłem telefon, aby sprawdzić powiadomienia, lecz nic ciekawego tam nie znalazłem. "Stan?.." zwrócił się do mnie Kyle. Myślałem, że już dawno usnął, tak samo jak Kenny, ale widocznie przeszkadzają mu dźwięki lejącej się wody, oraz stukanie o kabinę. "Co tam potrzebujesz?" zapytałem. Postanowiłem podejść do jego łóżka, aby lepiej go usłyszeć. 

"Wiem co zrobiłeś w autobusie." powiedział, a ja zarumieniłem się. To akurat ze wstydu. Mimo, że zrobiłem to w dobrej intencji, to musiało dziwnie wyglądać. Czy ja w ogóle pomyślałem o jego uczuciach? Co, jeśli czuł się niekomfortowo w ciągu całej tej godziny..? Beztrosko obejmowałem jego ciało bez wiedzy, czy na pewno mu to odpowiada. "Stan?" nie chce wiedzieć, co będzie dalej. "Stan, nie zadręczaj się. Dziękuje, że się o mnie troszczyłeś." po czym złapał mnie za obie ręce, co poskutkowało, że usiadłem obok niego.  "To było miłe z twojej strony. Kładąc mnie obok siebie sprawiłeś, że łatwiej było mi zasnąć. Przytuliłeś mnie na tyle mocno, że czułem bijące od ciebie ciepło. Ten miły, delikatny dotyk na moim policzku. Mam nadzieje, że jeszcze kiedyś to powtórzymy." Uśmiechnął się i objął mnie w swoje ramiona. Nie wiedząc co powiedzieć, bez zastanowienia odwzajemniłem gest, a serce co raz mocniej biło. Nagle poczułem jak Kyle zaczął głaskać mnie powoli po głowie w taki sam sposób co ja poprzednio.

 Ten moment był jak ze snu, a jednak dział się na prawdę. Jeszcze nigdy nie czułem się tak komfortowo. Czułem tą bliskość, jakiej od dawna mi brakowało, a gdybym mógł, położyłbym się, i zasnął w jego objęciach. "Cieszę się, że jesteś dla mnie, i poświęcasz dla mnie czas Stan." 

"Dziękuję"

---------

Zamnn powoli się zbliżamy do głównego wątku. Trudno jest pisać o związku nigdy nie będąc w związku. To się wydaje takie suche grhhh. Also, jest coś, co chcielibyście zmienić, dodać, na czymś się bardziej skupić, albo ujrzeć jakąś wymarzoną scene? To mi pomoże w pisaniu a lot, bo to pierwsza oficjalna książka. Do zobaczenia










Na szczęście pojechałem na tą głupią wycieczkę!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz