Chapter Four

83 8 5
                                    

"Tego się nie spodziewałem"

Z pozostawionymi sobie emocjami kopnąłem kamyk leżący tuż na ulicy. Nie poleciał daleko, mimo że stać mnie było na więcej. Pomyślałem, że nie warto rozrzucać negatywnej energii w każdą możliwą stronę, bo jeszcze zepsuje humor innym, a zresztą.. zaraz mi się zmieni. Z moimi przyjaciółmi na pewno. Wspominając ich, stali jakieś dwa kroki ode mnie rozmawiając o przeróżnych tematach, począwszy od walk ,,kto złapie lepszego robaka" do narzekania o wczesnych porach ciszy nocnej. Każdy z nich mocno tak gestykulował, że trudno byłoby mi ich uspokoić. Patrzyłem na nich kątem oka, ale to dlatego, iż zrobiło mi się lepiej. Te krzyki pozwalają mi odciągnąć smutne myśli na bok.

"Hej, Stan! Wróć już do nas, nawet nie wiesz co ze sobą wziąłem!" powiedział uradowany Kyle. Ściągnął z siebie brązowy plecak, po czym go otworzył. Byliśmy lekko w szoku, to co zobaczyliśmy w środku. Było w nim tyle jedzenia w stylu ciastek, czy chipsów, że nawet gdyby poczęstował klasę coś by jeszcze zostało. Ten spojrzał się na nas chytrym spojrzeniem jakby oczekiwał pochwał. Cóż, jednak coś mu się należy. "Chłopie, lepiej się z tym nie obchodź, bo wiesz... mamy tu parę tych, co kablują. " Drugą część wypowiedzi powiedział o wiele ciszej, aby upewnił się, że tylko my usłyszeliśmy dany przekaz. Prawdą było to, że nauczyciele zwracali nam uwagę na zdrowe jedzenie. Na stołówce co tydzień po obiedzie rozdawali nam owoce czy warzywa w plastikowych opakowaniach, czasem jakiś zdrowy sok, ale rzadziej. Jestem pewny, że jeśli jakiś wychowawca zauważył by zawartość kalorii na opakowaniach z plecaka rudego padli by z wrażenia. "O żesz kurwa w mordę, to Butters! Wjeżdża ze swoimi rodzicami na parking! Kyle, jeśli nie schowasz tego w tym momencie gorzko pożałujesz!" wykrzyczał z przerażeniem Cartman. Widocznie bardzo mu na tym zależy. Z drugiej strony nie możemy zmarnować poświęcenia naszego najlepszego ziomka, to musiały być naprawdę duże zakupy.

Chłopak natychmiast złapał plecak Kyle'a, gdzie jeden trzymał a drugi go zapinał. Całe zajście wyglądało nie precyzyjnie, a każda akcja była przepełniona emocjami. Kenny jedynie złapał się za twarz i jęczał. Porównują go do wspomnianej dwójki niczym się nie różnił, również spanikował, i jedynie co mógł zrobić, to patrzeć, jak ta dwójka trudzi się z tym łatwym zadaniem. Moje serce również trochę zabiło, jednak wiem, że Butters'a łatwo można zmanipulować. Wystarczy zagrozić mu jego rodzicami i problem z głowy. Uśmiechnąłem się.

Cartman spojrzał się na mnie dostrzegając mój wyraz twarzy i bez zastanowienia zaczął wrzeszczeć. "A ty może zamiast się tak chichrać może być nam pomógł?! Jeśli jeden z nas wpadnie, reszta tak samo! O chuj! Wszystko się sypie, trzymaj to normalnie rudy cepie!".

"Jasna sprawa, już lecę." machnąłem ręką przewracając oczami. Ten w odzewie tupnął nogą. W oddali już mogliśmy dotrzeć znajomą nam sylwetkę. Krótkie blond włosy, w lekkiej bluzie koloru niebieskiego, a na twarzy codzienny nie winny uśmiech. Butters zazwyczaj nie trzyma się w naszej paczce, jednak od czasu do czasu spędzi z nami czas, mimo że dla chłopca nie kończy się to dobrze. Po wszystkich przejściach jakie doświadczył za naszą sprawką nie żywi do nas urazy, ani nie unika.

"Witajcie chłopaki! Dzisiejszy dzień mnie bardzo motywuje, słońce świeci tak pięknie, a pogoda jest idealna na plażowanie.. już nie mogę się doczekać!" machał do nas blondyn. Wyglądał uderzająco szczęśliwie. "Butters.. to wspaniale, że tak się czujesz i w ogóle, ale teraz wypierdalaj." westchnął Cartman zaciskając palce między brwiami.

Nikogo nie zdziwiła reakcja chłopaka, ale lekko zdenerwowała. "Wiemy, że jesteś zły, ale nie przelewaj tej złości innym. ".

"Stul pysk."

Kyle widząc, że dalsza rozmowa nie miała sensu, odpuścił. Wracając do sprawy z plecakiem udało im się go zamknąć, nim zjawił się Butters. Jedynie, co po tym zostało to łagodzący się stres i pot na rękach. Wyszło na tym, że straszenie chłopaka rodzicami nie będzie konieczne. Misja wykonana na sto procent.

Nasz czas nie był nieograniczony, w końcu musieliśmy sprawdzić godzinę. Okazało się, że już za dwadzieścia minut odjeżdżamy, więc przydało by się postawić się przed zbiórką, która była dosłownie przed szkołą. Poza zjawieniem się, musieli byśmy jeszcze pozostawić bagaże, a to dodatkowy czas. Wspólnie zdecydowaliśmy, że będziemy już iść.

Przejście z parkingu na wejście zajęło nam tylko trzy minuty. Szkoda mi było tylko Butters'a, który wlekł się za nami, ale co poradzę. Nauczyciel sprawdzał listę obecności, a my przy okazji wkładaliśmy swoje walizki do autobusu. Nie było by z tym żadnego problemu, gdyby dziewczyny nie brały ze sobą tylu rzeczy niż powinny, teraz musimy kombinować jak to wszystko załadować! Niech je szlag trafi.

"Dobrze uczniowie, proszę wsiadać do autobusu. Każdego po kolei jeszcze raz przeliczę." my wsiadaliśmy, a on liczył każdego, kto wszedł do autobusu. Myślę, że to dobra opcja przy tylu osobach. Nam się akurat poszczęściło, bo jakimś dziwnym trafem byliśmy pierwsi. Craig i reszta nie była z tego powodu zadowolona, jednak nas to kompletnie nie obchodziło. Przez to, że mieliśmy pierwszeństwo wyboru Cartman wskazywał ostatnie miejsca w pojeździe, te czteroosobowe. Najpierw wszedł Kyle, potem wspomniany chłopak, a zanim ja plus Kenny. Nie podobała mi się kolejność, jednak co ja mogłem powiedzieć? Nie chce z nimi siedzieć, bo wole obok Kyle? Mimo, że lubiliśmy się bardziej, w grupie nie powinien być żadny podział, kogo się lubi bardziej, a kogo mniej. Na mojej twarzy pojawił się grymas.

Dla nauczyciela udało się zebrać wszystkich uczniów i ich pousadzać. Przed nami usiadła paczka Craig'a i Butters. Reszta wiadomo, w dalszej części autobusu, a na samym początku dziewczyny. Mimo to, ja dalej nie byłem zadowolony. Nie powinienem robić takich scen, ale zaraz coś mnie strzeli. Kenny zaraz zaśnie, a Cartman gra na swoim telefonie, a przecież nie będę się za nim wychylać, aby pogadać z Kyle'm. Nagle zauważyłem, że rudowłosy go szturcha i pyta o coś, a później ten szturchany zwraca się do mnie. "Wstawaj, zamienimy się." odrzekł krótko. Moje oczy zaświeciły się. Zrobiłem, to co powiedział, a ten przesiadł się nasiedzenie obok. W końcu mogłem usiąść w upragnione miejsce. Na znak wdzięczności uśmiechnąłem się do przyjaciela, on zrobił to samo.

"Chłopaki, chcecie batonika na drogę?" zapytał posiadacz największego bogactwa w formie jedzenia. "Oczywiście, że tak, pokazuj co masz." odpowiedział najbardziej zainteresowany. Pokazał nam kinder bueno, a my kiwnęliśmy głową. Otworzył więc dwa opakowania, w których znajdowały się dwa batoniki. Jedno dla nas, drugie oczywiście dla chłopaków. Kenny nalegał, że on to otworzy, gdyż z pewnością bał się, że drugi mu trochę podbierze. Nie dziwie mu się. "Nie Kenny, ja to otworze, a ty siedź.".

"Mhrpm mhppr!" Zaprzeczył. Tak się rzucali, że słodycz jeszcze w opakowaniu zleciała na ziemie. Zamiast to podnieść zaczęli się nawzajem oskarżać i obrażać. Z nimi zawsze tak jest... Zgiąłem się więc aby dosięgnąć tą rzecz, ale moją uwagę bardziej przykuł smutny Butters. Chyba za mocno wziął do siebie odrzucenie Cartman'a, a chciał tylko przyjaźnie się przywitać. W końcu im to podniosłem, osobiście otworzyłem i wręczyłem do ręki. Kyle po tym podał mi moją połowę. Sam jej nie zjadłem, ale postanowiłem oddać koledze z siedzenia dalej.

"Butters, przepraszam w imieniu mojego kolegi, nie mieliśmy zamiaru cie zbyć. Pogoda faktycznie dopisuje. " zacząłem. "Nic się nie stało.." spuścił wzrok.

Widać, że jednak tak. Zasmuciło go to bardziej niż myślałem. Wyłożyłem więc batonik przed nim, aby ten go wziął i zapytałem- "Zgoda?". On potrząsał głową i się uśmiechnął. "To bardzo miłe z twojej strony Stan." podziękował i się odwrócił. Ulżyło mi. "To było bardzo w twoim stylu, jednak pozostałeś sam bez słodyczy." zaśmiał się Kyle. "Ale mam tu kogoś, kto się ze mną podzieli." uśmiechnąłem się szyderczo, a w intencji mojej wypowiedzi otworzyłem usta i zamknąłem oczy. Ku mojemu dużemu zdziwieniu poczułem coś słodkiego. To było nie do pomyślenia, nie tego się spodziewałem. Potem, jak gdyby nic ugryzł swoją część. Z jakiegoś powodu poczułem jak się czerwienie, a przecież tylko podzielił się ze mną kawałkiem swojego batonika, co jest ze mną nie tak... "Stan powiedz „a".". Bez większego namysłu to zrobiłem, a on władował mi kolejną część, a sam zjadł resztę. "Nie ma za co." odpowiedział z wyraźnym uśmieszkiem, bez oczekiwania na podziękowanie. 

Z wyrazu twarzy Cartman'a mogłem wnioskować, jak bardzo go to zmroziło. 

----

Mam nadzieje, że się podoba rozdział. W końcu po tym mogę przejść do bardziej sensowniejszych scen, oraz.. bardziej romantycznych. Proszę mi wybaczyć, że wprowadzenie tyle trwa, ale wole zacząć powoli, wiecie, wczuć się w historię. Zapraszam również do komentowania, chcę poznać wasze opinie!

Na szczęście pojechałem na tą głupią wycieczkę!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz