Prolog

18 1 0
                                    




Echo stukotu rozbrzmiewało po przestrzennej Sali. Smukłe palce, ozdobione sygnetami, dudniły w drewniany stół. Złoto na rękach mężczyzny, migotało przy każdym ruchu, zwracając uwagę siedzących przy stole delegatów. Monotonny dźwięk ustał, gdy właściciel kosztowności wyciągnął dłoń w stronę porcelanowego kielicha z winem.

- Zatem? Jaka będzie pana odpowiedź, panie Kincaid?- rozległ się ledwo słyszalny głos, niemal piskliwy, przerywający ciężką ciszę.

Lazarus Kincaid podniósł znudzony wzrok. Niemal słyszał jak wystraszony prawnik przełyka ślinę. Nerwowym gestem poprawiał zsuwające się z nosa okulary, a dłonie schował pod stół, zapewne by ukryć ich drżenie.

Lazarus przyłożył kieliszek do ust i kropla po kropli delektował się smakiem wina.

- panie Kin...

- Przypomnij mi proszę, Woodrow, dlaczego ty tu siedzisz, a nie państwo Malfoy'owie? W końcu osobiście poprosili o spotkanie i możliwość negocjacji.

Na dźwięk zimnego głosu gospodarza, prawnik o nazwisku Woodrow niemal podskoczył na krześle. Lazarus prychnął, niedbałym gestem odłożył napitek  i uniósł przyprószoną siwizną głowę. Strach w oczach urzędnika wzbudzał w nim dziką satysfakcję. Właśnie dlatego budował swoje małe imperium. Dla tego hipnotyzującego poczucia władzy.

Ale dosyć gierek, czas na interesy.

- Mo...Moim klientom właśnie urodził się syn, więc zwrócili się do nas z prośbą o godnego reprezentanta. Kancelaria Woodrow&Whitman szczyci się nieposzlakowaną opinią i wyjątkową dyskrecją.

- A to ci niespodzianka. – rzekł bez entuzjazmu mężczyzna. – Zatem proszę przekazać serdeczne gratulacje młodym rodzicom. Jeden z moich ludzi wkrótce dostarczy podarunek dla chłopca.

- To bardzo miło z pana strony, panie Kin...

- Wystarczy. Już dosyć zmarnowałem czasu. Akceptuje wasze warunki. Umowa stoi.

Prawnik odetchnął z ledwo skrywaną ulgą. Czuł jak stres zanika z każdym głębszym oddechem. Napięcie, które czuł w mięśniach zelżało. Pozwolił sobie nawet na lekki uśmiech. Udało się.

Jego kancelaria w życiu nie podjęłaby się pertraktacji z tak niebezpiecznym człowiekiem jak Lazarus Kincaid, jednak Lucjusz wyraził się jasno. Długi między nimi zostaną uregulowane tylko wtedy, gdy przekona przywódcę Najemników do podjęcia współpracy. Słysząc o tych rażących wymaganiach, omal nie zadławił się własną śliną.

- Niewykonalne, niemoralne, głupie i niebezpieczne dla kancelarii! Nie ma mowy Malfoy!

Trzy godziny później popijał wino w osławionej Twierdzy, siedzibie najgorszych szubrawców jakich znał Londyn. Wszystko przez szantaż i ten cholerny incydent sprzed lat. Gdyby informacje o nim wypłynęły na światło dzienne byliby skończeni. Przeklęty Lucjusz wiedział o wszystkim i bez skrępowania to wykorzystywał! Przez tego blondwłosego krętacza Woodrow'owi przybyło mnóstwo siwych włosów na głowie. A miał dopiero trzydzieści lat, na łaskę Merlina!

- Doskonale Pretorze, Malfoy'owie będą zaszczyceni. Proszę położyć rękę na dokumentach i złożyć wieczystą przysięgę.

Lazarus przewrócił oczami i niechętnie sięgnął po pergamin. Pismo było delikatne i schludne, naniesione na gruby, pożółkły papier.

- Ja, Lazarus Kincaid, Pretor Najemników, Założyciel tejże organizacji i właściciel północnych ziem, przekazuje Lucjuszowi i Narcyzie Malfoy siedmioro Najemników, gotowych wykonać każdy rozkaz i trwających przy nich do momentu odwołania. Przysięgam dotrzymać danego słowa.

Iskry w mrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz