Rozdział 3

8 0 0
                                    




Blondwłosy arystokrata kroczył dumnie wśród zakurzonych półek starej księgarni w poszukiwaniu potrzebnych ksiąg. Rozglądał się na boki, regularnie zadzierał głowę i od niechcenia zerkał na listę. Bez większych problemów skompletował całość, zaczynając od  Transmutacji dla zaawansowanych, a kończąc na Demaskowaniu przyszłości, jednak jedna pozycja wciąż pozostawała poza zasięgiem wzroku. Eriskile Eliksire. Od piętnastu minut krążył po alejce poświęconej skryptom alchemicznym niczym zagubiony głupiec. Rozważał poproszenie o pomoc, oczywiście. Ale to było zanim spostrzegł jak stara ekspedientka stojąca za ladą, karmi wypchaną papugę humusem i dyskutuje z nią na temat nowego Ministra. Chwilę potem z księgarni zniknął również Blaise, tłumacząc się alergią na kurz i „lektury bez obrazków", choć Draco wiedział, że drań pobiegł za rudą Weasley, którą zobaczyli przez szklaną witrynę Esów Floresów. Była sama, szła dynamicznym krokiem i choć minę miała bojową, nie udało jej się ukryć zaczerwienionej od płaczu buzi. Blondyn miał to kompletnie w nosie. Wzruszył ramionami i kontynuował wodzenie po grzbietach książek. Zabini natomiast zmył się po jakichś dwudziestu sekundach.

Mistrz subtelności.

Ehm. Draco raczej nie pochwalał zainteresowania jakim Blaise obdarzył Ginny Weasley, ale starał się nie mieszać w jego życie uczuciowe. Zrobił to tylko raz, na zeszłorocznej imprezie kiedy siłą odciągał pijanego Blaise'a od Milicenty Bulstrode, ratując go przed najsmutniejszym błędem w życiu. Poza tym starał się pozostać neutralny. Pewnie, wolałby zobaczyć u boku Zabini'ego dziewczynę ze Slytherinu albo jakąkolwiek inną spoza grona Świętych Wybawców, ale nie jest jego matką, żeby selekcjonować dla niego odpowiednie partnerki. Poza tym Blaise to duży chłopiec z głową na karku. Może nie zrobi jej dziecka. W najbliższym czasie.

Porzucając temat, Draco niczym niestrudzony wędrowiec kontynuował podróż między regałami. Irytacja, którą odczuwał osiągnęła niebezpieczny poziom.

- Cholera. – warknął, zamaszyście odrzucając kolejną księgę, która niczym kostka domina zapoczątkowała upadek kolejnych. Draco rzucił się przed siebie o sekundę za późno i stos starych woluminów wylądował na ziemi, wzbijając w górę warstwę kurzu.

- Uch. – sapnął rozzłoszczony. Stara sprzedawczyni jedynie łypnęła na niego podejrzliwie, mrucząc coś o smarkatych błaznach, ale najwyraźniej nie miała zamiaru pomóc mu posprzątać. Wróciła do karmienia ptaka.

Draco schylił się, by ponownie poukładać zwoje. Odstawiwszy pierwszy na półkę, zerknął w głąb regału, dotychczas zasłoniętego kupą papirusu. Niemal zaklaskał z radości, gdyż jego pięknym oczom ukazała się nieco sponiewierana, aczkolwiek wciąż treściwa księga z Eliksirów. Nie zawracając sobie głowy dalszym sprzątaniem sięgnął po znalezisko, z którego wypadło kilka stron. Wśród kartek znajdowały się przepisy na Eliksir nasenny, wywar z mchu i syrop leczniczy, wszystkie z jednego źródła. Uwagę Ślizgona przyciągnął pożółkły papier, niepasujący do reszty, który okazał się skrawkiem starego artykułu „Żonglera".

Wielki Pożar W PUERTO RICO

Dnia 28 stycznia w Condado doszło do jednego z największych pożarów ostatnich lat. Ogniem zajął się prywatny Dom Towarowy, którego właścicielem był znany w Ameryce Południowej aktywista i Uzdrowiciel Ernest Avellaro. Źródła donoszą, że katastrofa rozpoczęła się kiedy epicentrum ognia rozbłysło nad miastem, by pochłonąć je do reszty. Żar rozprzestrzenił się w całej okolicy, trawiąc drewniane palisady pobliskich mieszkań. Ogień gnał dalej, paląc pobliskie sklepy, restauracje i kościoły. Wielu mugoli straciło domy i źródła utrzymania. Raporty donoszą o dziesiątkach zabitych, wśród których znalazł się także Ernest Avellaro. Wstępne oględziny zorganizowane przez tamtejsze Ministerstwo Magii potwierdziły, iż prawdopodobną przyczyną pożaru było wylanie fiolki z greckim ogniem. Wyklucza to zatem winę Mugoli.

Iskry w mrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz