Rozdział V

67 9 8
                                    

Anya nie chciała opuszczać Akademii. Miała nadzieję, że uda się jej przekonać królowa i królową, aby pozwolili jej zostać w Eden.

— Z pewnością wszystko da się załatwić — zapewnił ją królewski wysłannik. — Ale teraz panienka musi jechać z nami. Wpierw, król i królowa muszą zobaczyć cię osobiście, księżniczko. Musimy wyruszyć jak najszybciej, by dotrzeć na miejsce przed jutrzejszym śniadaniem.

Spojrzała w stronę Damiana. Rodzice? Anya, co się stanie teraz z twoimi rodzicami? Tymi, którzy zajmowali się tobą przez te wszystkie lata... Przecież zostaną oskarżeni o porwanie cię. Anya nie sądziła, że moc czytania w myślach może się jej kiedyś jeszcze przydać. W całej tej sytuacji zupełnie zapomniała o tym, że przecież teraz rodzina Forger, na zawsze się rozpadnie. Jak mogłaś o tym zapomnieć? Było jej wstyd. Wbiła wzrok w ziemię.

— Oczywiście — odparła. — Ale najpierw muszę jeszcze się z kimś pożegnać.

I po tych słowach pobiegła przed siebie. Królewski wysłannik chciał wysłać za nią swoich ludzi, aby ją pilnowali, ale Damian go powstrzymał mówiąc:

— Pozwól, panie, że ja pomogę jej to załatwić. Ludzie w mundurach Północy ścigający zwykłą dziewczynę będą zwracać zbyt wiele uwagi, prawda?

Mężczyzna uniósł brew do góry. Ten młodzieniec był wyjątkowo pewny siebie.

— Damian Desmond to człowiek godny zaufania — powiedział Dyrektor. — Zawsze pomagał Anyi... księżniczce...

***

Beth czekała Anyę przed szkołą. Musiała z nią porozmawiać o całej tej sytuacji. Bo choć władze chciały utrzymać tożsamość zaginionej księżniczki w sekrecie, to informacja ta zdołała już wyciec w wielu miejscach.

— Wsiadaj — powiedziała apodyktycznym tonem, jakiego zwykle używała w stosunku do przyjaciółki. Ale przypominając sobie, że teraz jest ona już księżniczką, odchrząknęła i dodała: Czy zechciałaby wsiąść, jaśnie pani?

— Chyba trochę przesadzasz — stwierdziła retorycznie Anya. — Jedźmy do domu!

Kierowca ruszył. W mieście o tej porze niemalże nie było korków, ale droga z Eden do ich mieszkania, zawsze trwała długo.

— Czyli to oznacza, że pan Loid nie jest twoim prawdziwym tatą? — powiedziała Beth z jakimś wyjątkowo niepokojącym zadowoleniem.

— Tak — odparła Anya.

Wysiadając Anya powiedziała:

— Możesz już wracać do domu.

— Będziesz się do mnie odzywać, prawda? — zapytała Beth obawiając się rozłąki z przyjaciółką.

Otarła łzę wzruszenia.

Anya powoli wspinała się po schodach, próbując przeanalizować całą tę sytuację. Wiedziała, że ta rozmowa nie będzie należała do najłatwiejszych. Wcześniej stresowała się tak tylko wtedy, gdy w czwartej klasie omal nie zdała semestru. Otworzyła drzwi. W całym mieszkaniu czuć było napięcie.

Loid siedział na kanapie. Na stole stała szklanka z wodą. Anya wiedziała, że to Yor tam postawiła. Może i nie potrafiła dobrze gotować, ale zawsze dbała o to, by wszyscy domownicy, byli nawodnieni.

— Gdzie jest mama? — zapytała.

Loid pobladł.

— Powiedziała, że idzie spotkać się z tobą po drodze — powiedział. — Nie widziałaś jej?

Pokręciła głową. Loid wbił wzrok w ziemię. Anya nie musiała czytać mu w myślach, by wiedzieć, że jest zrozpaczony.

— Jestem jej mężem od ponad dziesięciu lat i nie wiem, gdzie teraz jest... — powiedział. — Tyle lat razem i nic o niej nie wiem.

Anya usiadła koło niego. Chciała go pocieszyć. Przez moment zastanawiała się, czy nie jest to dobra okazja, by wyjawić mu, kim tak naprawdę jest Yor. Ostatecznie, jednak doszła do wniosku, że to powinien usłyszeć właśnie od swojej żony. Ich kłamstwa to ich sprawa, nie mieszaj się w to Anyu.

Zamiast tego postanowiła powiedzieć coś zupełnie innego.

— Bzdura! — odparła dziewczyna. — Jaki jest jej ulubiony kolor?

— Czerwony — odpowiedział od razu.

— Ulubione kwiaty? — zadała kolejne pytanie.

— Róże — odpowiedział. — Ale koniecznie z kolcami. Im więcej cierni, tym bardziej jej się podobają. Czasem mam wrażenie, że to te kolce bardziej się jej podobają od samego kwiatka...

Anya nic nie odpowiedziała. Loid wstał z kanapy.

— Musimy ją odnaleźć, zanim zrobią to inni — oznajmił. — Choćbyśmy musieli sprawdzić każdy kamień w tym mieście.

Anya uśmiechnęła się. Właśnie takiej postawy oczekiwała od taty. Wciąż nawinie wierzyła, że całą ta sytuacja, będzie miała szczęśliwe zakończenie.

Loid zatrzymał się. Agentka miała dla niego ważne informacje. Dawno się tak nie stresował. 

Orzacha podziemna [spy x family ff]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz