Prolog

376 34 7
                                    

Jokohama, wieczór, pierwszy tydzień nowego roku

Dazai: Pewnie już wiesz, prawda?

Fyodor: O czym?

Dazai: Nie udawaj, Dostojewski, wszyscy to wiedzą... Rzucam tę robotę *oznajmia tonem, jakby nic się nie stało, a stało się to, że po niemal 10 latach kończy z byciem detektywem i jutro oficjalnie składa wypowiedzenie*

Fyodor: *nie stara się nawet brzmieć jak zaskoczony, bo nie znajduje słów, które mogłyby w tej chwili paść z jego ust i czeka aż Dazai w swoim stylu doda jeszcze jakieś obszerne post scriptum mające za niego wypełnić tę niezręczną ciszę* 

Dazai: Odebrałem tylko dlatego, by ci przekazać, że możesz przestać dzwonić, jeśli sprawa nie będzie pilna. Postaram się zamknąć wszystkie swoje postępowania albo chociaż zrobić tyle, by przekazać ci jak najwięcej, więc przynajmniej teraz mi nie przeszkadzaj. Liczę, że osoba, którą mają już na moje miejsce, przypadnie ci do gustu i stworzycie lepszy zespół. Nazywa się Gogol i jak sądzę, nie będziecie nawet musieli znajdować wspólnego języka! Od razu dogadacie się we własnym. Zabawne, nie? Japońska policja w ostatnim czasie stała się niezwykle przyjazna dla byłych przestępców z Rosji... Nie wystarczają im już lokalni głupcy *parska wymuszonym śmiechem*

Fyodor: Myślę, że jednak powinniśmy porozmawiać.

Dazai: Nie zadręczaj się, Dostojewski. Za dużo myślisz. To twój problem, nie mój. Porozmawiamy w poniedziałek.

Fyodor: Da-

~

      Połączenie zostało przerwane, a telefon spadł na podłogę, na której za chwilę wylądował także Dazai, rzucony do przodu przez torsje. Cholera, jak dobrze że przestał używać dywanów. Zbędne siedlisko bakterii... Tak mówiła jedna z jego byłych, nie pamiętał już, która... W ostatnim czasie tych miał kilka. Jak było go stać, niektóre nawet naraz. Tymczasem panele po stokroć są praktyczniejsze, ale o tym dowiedział się z doświadczenia. Z nich łatwiej uprzątnąć wymiociny.

      Na zegarku nie było nawet osiemnastej, a już zdążył się zalać w trupa. Co za beznadziejny przypadek... Był detektywem, więc można by było wybaczyć mu tę słabość po ciężkim dniu, gdyby nie fakt, że rozpad swojego życia zawdzięczał w całości właśnie pracy - alkoholizm, kolega w łóżku po zakrapianej imprezie, niedowierzanie żony, usilnie starającej się wtenczas z nim o dziecko, aż w końcu rozwód i samotność w czterech ścianach, do których wracał późnymi wieczorami lub nocami, o ile w ogóle wracał, aby się przespać, a od następnego dnia znów wpadał w wir obowiązków i alkoholu. Wiódł smutne życie, które postanowił zmienić jedną decyzją, sądząc, że dzięki niej jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zostawi cały bałagan za sobą i będzie mógł rozpocząć od nowa.

     Tylko to nowe ani trochę nie wyglądało zachęcająco z tej perspektywy... 

     Sięgnął po broń i położył ją sobie przed oczami. 

      Czasem jedynym osiągnięciem wielu ludzi jest to, że udaje im się nie zabić siebie... Jeżeli cokolwiek dobrze zrobili w tym życiu, to przeżyli próbę samobójczą. On przetrwał cztery. Piątą odsunął w czasie, gdy po odejściu z policji  zdecydował się poświęcić swojej drugiej, zdecydowanie mniej morderczej pasji - literaturze i wydać książkę, która okazała się niemałym sukcesem, z niego z miejsca czyniąc idola.

      Minął już rok, ale wcale nie był ciekawy, jak radzą sobie bez niego. 

     A może był, tylko jak zwykle kłamał, nie umiejąc się przyznać, że brakowało mu wszystkiego, co wtedy zostawił, łącznie z tą niedobrą kawą parzoną przez rudego krasnoluda... Jednak odzyskanie dawnego życia nie wchodziło w grę. A już na pewno nie t a k i m sposobem. 

    Znów poczuł do siebie obrzydzenie, gdy znajomy fetor połaskotał go w nozdrza i przywiódł na myśl ten wspaniały dreszczyk emocji towarzyszący mu w podobnych chwilach. A potem zwymiotował. 


FYOZAI | W moim domu jest trup POLICE AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz