Rozdział VI ''List''

194 21 0
                                    

— Ser Jaime! — zawołała Visenya, podbiegając na korytarzu do Jaimego Lannistera.

Wiedziała, co trzeba zrobić, nie była jedynie pewna czy to się uda. Rozmawiała o wszystkim z Selarią i wspólnie znalazły sposób jak wysłać list do ser Barristana, a w sumie to służąca rzuciła pomysł.

Vis dopiero się o tym dowiedziała, ale Selaria miała brata w stolicy. Widać było, że niechętnie o tym wszystkim mówiła, ale najwyraźniej nie widziała żadnego innego wyjścia z sytuacji. Określiła swojego brata jako... Specyficznego. I że tylko ukrywa się pod postacią septona. Nawet nie opisywała jak wygląda, powiedziała że on sam ją znajdzie.

To samo w sobie wydawało się podejrzane, ale ufała Selarii, więc postanowiła zawierzyć jej słowom. Musiała jeszcze tylko wyjść do miasta i dostać się do Wielkiego Septu. A na to miała już pomysł.

— Coś się stało, pani? — odparł, odwracając się do niej. Miała lekko zaróżowione policzku od biegania przez dłuższy czas korytarzami Czerwonej Twierdzy, szukając go. Te rumieńce dość mocno wybijały się na tle jej delikatnej, jasne urody, jednak pięknie łączyły się z fioletowymi oczami.

— Właściwie to... Tak. Mam prośbę... — zaczęła niepewnie, unikając wzrokiem jego spojrzenia. Wyglądała jakby się stresowała, wyginając sobie dyskretnie palce u jednej ręki. I tak w rzeczywistości było, ale nie stresowała się rozmową z nim, tylko tym, że to jest możliwie jej jedyna szansa na ucieczkę stąd i próbę odzyskania tego co jej odebrano. — Chciałabym się pomodlić. Ale będąc bliżej Bogów, w Wielkim Sepcie.

W rzeczywistości od dawna się nie modliła, chyba nawet nie pamiętała od jak dawna. Uważała, że nawet jeśli Bogowie istnieją, to na pewno nie po to by komukolwiek pomagać, więc proszenie ich o cokolwiek... Pff, nonsens.

— W każdej chwili możesz pojechać do Septu-

— Nie chcę robić z tego widowiska, nie potrzebuję tabunu obrońców. — weszła mu w słowo, w końcu nie unikając jego wzroku. — Mogę schować włosy i spokojnie wejść się tam pomodlić między ludźmi-

— A jeśli ktoś cię zaatakuje? — tym razem to on jej przerwał.

— Nie obronisz mnie? — odpowiedziała pytaniem, udając szczerze zaskoczoną.

— Chcesz... Wymknąć się do miasta?

— Nie wymknąć, nie robię z tego tajemnicy, inaczej nie rozmawiałabym o tym na korytarzu. Pragnę po prostu... — przerwała na chwilę, a jej oczy zaszkliły się od pojawiających się łez, kiedy ponownie spojrzała mu w oczy. — Pragnę chociaż przez chwilę poczuć się jak zwykła kobieta, pójść i pomodlić się między pospolitymi ludźmi, a nie samotnie w wielkim gmachu. Ale jeśli to... To taki duży problem, to w porządku. Pójdę do ogrodów i... Sama nie wiem, będę włóczyć się bez celu...

Już miała odejść udając bardzo zasmuconą odmową, ale Jaime - tak jak zakładała - ją zatrzymał.

— Czekaj. — złapał ją za nadgarstek, wzdychając cicho zanim kontynuował.  — Ubierz mniej zdobną suknię i płaszcz. Spotkamy się w pobliżu bram twierdzy, zaprowadzę cię do Septu.

— Dziękuję ci, ser. — odparła uśmiechając się przy tym szeroko. Złapała delikatnie za dłoń, którą trzymał jej nadgarstek, obróciła ją i położyła na niej złożony kawałek materiału, na którym było coś wyszyte. Potem zamknęła jego dłoń na materiale i posłała jeszcze jedno spojrzenie, zanim odeszła by się przebrać.

Gdy Jaime rozwinął kawałek białego, jedwabnego materiału, jego oczom ukazała się piękna, wyszyta czerwoną i srebrną nicią róża.

Jednak nie dajmy się zwieść, to nie była praca Visenyi, ona... Powiedzmy, że nie lubiła wyszywać, chociaż to za mało powiedziane. Poprosiła Selarię, by wyszyła jej coś takiego, bo będzie chciała to później podarować Jaimemu, by uskutecznić swój plan co do niego.

Biedny Jaime Lannister...

***

Ubrana w prostą, szarą suknię z zarzuconą na nią płaszczem, którego kaptur przykrywał wszystkie jej włosy związane w ścisłego koka szła po schodach Wielkiego Septu u boku Jaimego. Wzrok miała zazwyczaj spuszczony, by nikomu przypadkiem nie rzuciły się w oczy jej fioletowe tęczówki, które mogłyby wywołać jakieś podejrzenia.

Kiedy weszła wreszcie do Septu, zaczęła się dyskretnie rozglądać za bratem Selarii, który podobno miał tu być. Jednak o tej porze było też tam dość sporo ludzi, którzy przyszli pomodlić się w różnych intencjach.

Zatrzymała się przy jednej z kolumn, opuszczając głowę, zamykając oczy i splatając dłonie, jakby naprawdę chciała się modlić. Stała tak dłuższą chwilę, powoli tracąc nadzieję, że jej plan w ogóle się powiedzie. Ale jeszcze nigdy nie zawiodła się na Selarii, może po prostu musi być cierpliwa?

Ale co jeśli "septon" jeszcze nie przyszedł? A co jeśli jej nie znajdzie? Co-

— Cóż za zbieg okoliczności... Spotkać Visenyę na wzgórzu Visenyi. — usłyszała obok siebie, po czym od razu otworzyła oczy, orientując się przy tym, że Jaime odszedł kawałek dalej, widać chcąc dać jej trochę prywatności przy modlitwie.

— To ty jesteś...? — zaczęła powoli wyciągać list spod płaszcza. Zanim na dobre jej się to udało, mężczyzna złapał za jej dłoń, wyciągając z niej zwinięty papier.

Visenya musiała przyznać, że nie tak wyobrażała sobie brata swojej służącej. Chociaż wyglądał do niej podobnie, to... Biło od niego jakieś dziwne uczucie, które sprawiało, że krew niemal zamarzała jej w żyłach i absolutnie nie czuła się bezpiecznie.

— Obiecuję Księżniczce, która była obiecana, że wiadomość szybko dotrze do celu.

— Ale... Ja jeszcze nic nie powiedziałam... — z każdym jego słowem czuła się tylko bardziej skołowana. Chyba już rozumiała o co chodziło Selarii...

— Nie martw się, Visenyo, pierwsza tego imienia od czasów podboju. Nie bez przyczyny wciąż żyjesz, dostrzegam cel do którego cię prowadzę. Lecz to będzie moja ostatnia pomoc... Gdy wyjedziesz, będziesz wspierać się na kimś innym. — kompletnie nie wiedziała co powiedzieć... — Bywaj, królowo. I pamiętaj: Każdy kto pragnie tronu jest twym wrogiem, zdolnym udusić cię we śnie.

Chciała jeszcze się o coś zapytać, ale zanim miała ku temu okazję mężczyzna zniknął w tłumie. Czuła się... Dziwnie. Mało co zrozumiała z jego "rad". Poza tym powiedział, że to będzie jego ostatnia pomoc... Czyżby wcześniej już jakoś działał na jej korzyść? Ale Selaria by jej o tym powiedziała, prawda?

Ugh, taka krótka rozmowa, a ona zdążyła pogubić się we wszystkim co usłyszała...

— O czym rozmawialiście? — odwróciła się do Jaimego, ukrywając szybko swoje zaskoczenie po przeprowadzonej rozmowie.

— Wiem, że Lord Tywin chce, byśmy się pobrali, twoja siostra mi powiedziała. — odparła zamiast odpowiedzieć wprost na pytanie. Tym samym kupiła sobie trochę czasu, by wymyślić co dalej mogłaby powiedzieć, by jej uwierzył i nie nabrał żadnych podejrzeń. — Kapłan pomógł mi rozwiać strach dotyczący małżeństwa, pomógł mi spojrzeć na to tak, że zacznę nowe, lepsze życie. — skończyła, uśmiechając się delikatnie.

Co za różnica czy by to powiedziała czy nie? I tak ostatnimi czasy próbowała przekonać go, że mają się ku sobie, sprawdzała swoje przeczucia co do tego, że blondyn czuł do niej coś więcej.

Tak, było to okrutne, ale wiedziała że niezbędne, jeśli będzie chciała się wydostać ze stolicy. A żeby stąd uciec jest gotowa zrobić naprawdę wiele.

— Zaczniesz. Nikt cię nigdy więcej nie skrzywdzi, przysięgam, Maegelle. — mimo iż traktowała go najwyżej jako przyjaciela, to poczuła leciutkie ciepło na sercu, kiedy usłyszała jak te słowa padają z jego ust. Jak ujął delikatnie jej dłoń i uniósł sobie do ust, składając na jej wierzchu pocałunek.

Może nawet byłaby skłonna kiedyś naprawdę go pokochać, gdyby nie to, że dla nich wszystkich na zawsze pozostanie Maegelle, dziewczyną-trofeum wojennym, piękną pamiątką po wyjątkowych cechach wyglądu Targaryenów...

— Wracajmy. — powiedziała, uśmiechając się nieco szerzej, jakby naprawdę wierzyła w to, że razem mogą prowadzić w przyszłości szczęśliwe życie.

Jestem Visenya. Visenya Targaryen, dziedziczka Żelaznego Tronu.

Born in Flames || Gra o TronOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz