Była w szoku, to była jej reakcja na te słowa. Czy on właśnie... Zaproponował jej, że zabije dla niej Daenerys...? Skąd pomysł, że tego chce? I skąd myśl, że jeśli jej ciotka będzie żyć, to w Astaporze będzie rzeź?
Jak może podchodzić do niej jakby nigdy nic i mówić takie rzeczy?— Co? Nie...! — odpowiedziała, gdy już minął jej pierwszy szok, chociaż wciąż nie wierzyła w to co usłyszała.
Chciała powiedzieć coś jeszcze, przez jej głowę przetaczały się dziesiątki myśli, które starała się spleść w jedno zdanie, ale przeszkodził jej w tym krzyk za plecami.
— Ty! — odwróciła się gwałtownie od Rorana dostrzegając, że Targ Niewolników nagle przestał być taki tłoczny. — Jak możesz? Jak śmiesz nazywać się jej rodziną?Czuła się jak w swoim śnie, kiedy ten mężczyzna - którego obawiała się od kiedy tylko poznała ciotkę - Jorah Mormont, trzymał miecz skierowany na nią. Rozpoznała ten sam co w jej śnie blask nienawiści w niebieskich oczach, ale też smutek, zawód.
— Opuść miecz. — ser Arthur stanął przed nią z już wyciągniętym mieczem. Jego głos był wyjątkowo spokojny, jak na sytuację, w której właśnie byli.
— Jak możesz nazywać się rycerzem? Jak możesz jej bronić, wiedząc co planuje?
— Odłóż broń. — powtórzył, nie odnosząc się do żadnego z zarzutów rzucanych w jego stronę.
— Nie. — to słowo było niemal tak ostre jak sam miecz.
Visenya instynktownie cofnęła się o kilka kroków. Chciałaby jakoś zatrzymać to, do czego miało zaraz dojść. Nie chciała oglądać śmierci któregokolwiek z nich, chociaż wierząc opowieściom, które słyszała bądź czytała, znała już wynik tego starcia...
Jednak mimo tego, w tej chwili bała się o swoje życie w porównywalny sposób do tego, jak bała się, gdy uciekała z Królewskiej Przystani.Zanim zdała sobie sprawę, że rozlew krwi jest niestety nieunikniony, zauważyła jeszcze coś...
— Gdzie jest Roran? — powiedziała to cicho, do siebie. Rozejrzała się szybko dookoła, na targu wciąż było trochę ludzi, chociaż każdy trzymał się z dala od rycerzy, którzy mierzyli do siebie mieczami. Nawet przy tej ilości ludzi mogła śmiało stwierdzić, że nigdzie nie było Rorana. Uciekł? Przestraszył się? A może...
Jaka ja jestem głupia... Głupie, naiwne dziecko...
Zanim zdążyła to przemyśleć, rzuciła się biegiem w drogę powrotną do miejsca, gdzie obecnie mieszkała razem z ciotką. Myśli o pojedynku dwóch rycerzy zostały zepchnięte gdzieś na tył jej głowy przez narastający strach o życie Daenerys.
Ser Arthur miał rację, jak mogłam nie zauważyć, że Roran mną manipuluje? Czy w ogóle ma tak na imię? Czemu to robi? Dlaczego Jorah chce mnie zabić? On też został zmanipulowany?
Jeśli ona zginie... Nigdy sobie nie wybaczę. To moja wina, moja wina, moja wina...Z takimi myślami biegła, przeciskając się między ludźmi. Niektórzy patrzyli na nią jak na wariatkę, gdy mijała ich biegiem, nie zwalniając nawet na chwilę. Czasem na kogoś wpadła i pospiesznie mamrotała przeprosiny nawet się nie obracając.
Przez to nie zauważyła kogoś, kto niczym cień cały czas podążał za nią.Robiło się już ciemno, gdy wpadła do domu nawet za dużo nie widziała, bo świece nie dawały dostatecznie dużo światła, by rozświetlić całe pomieszczenie. W tym świetle nie było widać śladów jakiejś szarpaniny, spanikowała niepotrzebnie?
Ale jeśli byłaby w domu, to pewnie już by do niej wyszła, albo chociaż się odezwała...
CZYTASZ
Born in Flames || Gra o Tron
FanficMłoda, była księżniczka Visenya, a teraz Maegelle Targaryen po śmierci króla Roberta I Baratheona może w końcu przyjechać do Królewskiej Przystani bez obawy o śmierć z ręki Roberta, który w końcu poprzysiągł sobie zabić każdego Targaryena, jakiego t...