Robb myślał, że nic go już w życiu nie zaskoczy. Wiedział, jaki los potrafi być przewrotny i jak dziwne rzeczy mogą ci się przytrafić - chodziło tu głównie o ten naszyjnik znikąd. Ale nie spodziewał się, że będzie mieć tyle "szczęścia", by trafić na Stannisa Baratheona, szczególnie tutaj, przy samym murze, tuż po obronie zamku.
Wygląda na to, że nie zasługuje na chociaż chwilę spokoju.
Stannisa nigdy wcześniej nie poznał osobiście, ale próbował się z nim dogadywać podczas wojny, ale wzgardził jego pomocą, nazywając go uzurpatorem.Nie był zbyt zadowolony z tego spotkania, a już w szczególności nie chciał słuchać słów współczucia, co do Krwawych Godów. Rozdrapywał tylko jego rany i w żaden sposób nie zaskarbiał sobie jego sympatii.
Dodatkowo stojąc przed nim, kiedy on siedział sobie wygodnie przy biurku... Czuł się już z góry oceniony i postawiony niżej od niego. Miał ochotę mu powiedzieć, żeby przeszedł do rzeczy i przestał wypowiadać puste słowa współczucia, którym pewnie nawet nie ma na myśli.— Jeszcze nie jest za późno. — powiedział w końcu, zdawało się, że Stannis w końcu przechodził do sedna. — Uklęknij, przysięgnij mi wierność, a ja zwrócę ci Północ.
Jego duma nie ucierpiała na tyle, by teraz miał się przed nim kajać i paść na kolana. Fakt, chciałby odebrać Północ zdrajcom, którzy podstępem mu ją odebrali, chciałby odbudować zamek, móc ponownie w nim zamieszkać...
Ale jego własne wnętrze się ze sobą kłóciło. Z jednej strony coś mu mówiło, że na to nie zasługuje, że powinien usunąć się w cień i pozwolić zająć się tym komuś innemu... Ale serce błagało, by nie rezygnował tak łatwo, żeby pomścił ludzi, którzy oddali życie, by on ocalał. To tak właściwie trzymało go na nogach i pomagało odciągać myśli od obwiniania się.
Może w końcu serce przemówi do tego głosu, że ta tragedia to już przeszłość i musi iść naprzód, póki jeszcze może, i postarać się naprawić swoje błędy.
— Nie jest twoja, byś mógł nią rozporządzać.— odparł bez zająknięcia. Ktoś by pewnie powiedział, że to niezbyt inteligentne, by mówić tak do kogoś, kto zwie się Królem Siedmiu Królestw i bez problemu mógłby zażądać twojej głowy, ale skoro ludzie północy nie zrezygnowali z niego, to on nie zrezygnuje z nich.
Okrzyknęli go Królem Północy i uratowali, więc musi spłacić dług. Być może dadzą mu na to szansę.
Musi przede wszystkim myśleć o swoich ludziach, a nie o sobie.
— Ale będzie. — odparował, ale nie wyglądał jeszcze na zdenerwowanego. Był bardzo pewny siebie, przekonany o swoim zwycięstwie, nawet jeśli jeszcze go nie osiągnął. — Jak tylko pokonam Boltonów. — no właśnie... "jak tylko", albo raczej "o ile". — I będę potrzebował Namiestnika Północy.
— Ilu masz ludzi? — zapytał Robb, zamiast odpowiedzieć na jego niewypowiedziane wprost żądanie.
— Sześć tysięcy.
— A ilu z nich zginie po drodze? — zapytał, delikatnie unosząc brew. — Ilu najemników cię zostawi, gdy zima zrobi się dla nich zbyt sroga? Nie zostanie ci dość, by zdobyć zamek, a co dopiero całą Północ.
— Lordowie Północy za tobą pójdą. — Robb powstrzymał się przed tym, by westchnął i odwrócić wzrok. Cały czas tylko żąda, a nie ma co dać w zamian. — Znasz taką dziewczynkę, Lyannę Mormont? — Stannis wyjął jakiś zwinięty, niewielki list, na którym chłopak od razu skupił wzrok.
— Znałem jej matkę. — przyznał.
Mimowolnie wrócił myślami do wojny. Znał Maege Mormont, z tego co wiedział, zginęła walcząc za niego podczas wojny. Stannis tylko potwierdził teraz te przypuszczenia...
CZYTASZ
Born in Flames || Gra o Tron
Fiksi PenggemarMłoda, była księżniczka Visenya, a teraz Maegelle Targaryen po śmierci króla Roberta I Baratheona może w końcu przyjechać do Królewskiej Przystani bez obawy o śmierć z ręki Roberta, który w końcu poprzysiągł sobie zabić każdego Targaryena, jakiego t...