Mam na imię Wasil i dzisiaj rano dostrzegłem coś niesamowitego. Na drzwiach kamienicy (tych z pięcioma odpryskami farby po uderzeniach i dwoma dziurami w szybce po wystrzale z broni palnej) pojawił się plasterek. Niby nic wielkiego, mały cielisty plasterek przyklejony na jednej z dziur w szybce. Zgaduję, że zrobiła to kilkuletnia córeczka sąsiadki spod ósemki. Kto inny próbowałby ,,wyleczyć'' drzwi kamienicy jak ludzką skórę? Tylko małe dziecko. Albo wariat.
Nie mniej jednak, widząc tą nieudolną próbę zabawy w lekarza, zrobiło mi się cieplej na sercu. Miło, że ktoś stara się naprawić coś, czego naprawić się po prostu nie da.
Na uczelni odbyło się kolokwium. Co prawda znałem odpowiedź na zaledwie połowę pytań (a przynajmniej tak mi się zdaje, że znałem), ale mam dzisiaj na tyle dobry humor, że taka głupota jak czekająca mnie poprawka nie może mi go tak łatwo zepsuć.
W sklepie zdecydowałem, że kupię wreszcie coś, z czego nie powstanie jedynie sterta bardzo nijakich kanapek. Nie zaszkodzi spróbować dzisiaj czegoś nowego. Kasjer wydawał się być lekko zaskoczony, ale zwyczajowo, bez zbędnej wymiany zdań, policzył należność za moje zakupy i zaraz podjął się obsługi kolejnego klienta.
Resztkami optymizmu zdecydowałem się nawet odpowiedzieć uśmiechem na irytujące powitanie wiecznie uśmiechniętego Saszy. Chyba go to ucieszyło i zdziwiło zarazem.
Nareszcie docieram do drzwi. Przez ułamek sekundy odnoszę wrażenie, że są bardziej czerwone niż w rzeczywistości. Wchodzę do środka, a tam czeka na mnie kolejne zaskoczenie dzisiejszego dnia. Poza Wanią i Wasilijem, już od progu wita mnie także Waśka. Chyba pierwszy raz udało mu się nie spóźnić na nasze spotkanie. Tak, ten dzień zdecydowanie nie należy do typowych.
Zaskoczony tą niecodzienną sytuacją rezygnuję nawet z parzenia zwyczajowej wieczornej herbaty i od razu zasiadam do partii kierek.
Rozdaję. W tym momencie trochę żałuję, że z nikim się nie wymieniam, bo przypada mi w rozgrywce królówka wino, ale mam wystarczająco dużo dodatkowych kart w tym kolorze, więc raczej uda mi się to przetrwać.
Rozpoczynamy rundę. Wszyscy wyglądają na niezwykle skupionych. Nawet zwyczajowo spokojny Wasilij zauważalnie się denerwuje. Czyżby tym razem dostał kiepskie karty?
Zbieram pierwsze trefle i decyduję się wyjść z wina. Mam go tyle, że powinno mi się udać wyciągnąć od innych pozostałe, zanim zmuszą mnie do wyrzucenia królówki.
Zbieram pierwsze wina i wychodzę z nich ponownie. Przy drugim podejściu dostrzegam szansę. Tylko Wasilij ma jeszcze wino, reszta dorzuciła dzwonki. Szybko sprawdzam wino, jakie mi pozostało. Sprawdzam ponownie, aby upewnić się, że się nie mylę. Tak, Wasilij ma już tylko asa i króla wino. Decyduję się wyjść z królówki. Wasilij blednie. Ze zrezygnowaniem wykłada pozostałego mu asa wino i zabiera królówkę razem z dzwonkiem od Wani i pierwszym kierem od Waśki (tym razem nawet nie kantował, co się dzisiaj najlepszego wyprawia?!).
Po zakończonej partii ciężko mi określić, który z nas jest w największym szoku. Pierwszy raz udaje nam się rozegrać podobną partię.
Waśka nie oszukuje.
Wasilij dostaje królówkę.
Ja wygrywam.
22 - 14 - 18 - 55