Mam na imię Wasil i niedawno kupiłem pistolet. Oczywiście tylko tak na wszelki wypadek, poza szajką przemytników oraz grupą nazbyt fanatycznych wyznawców lokalnej drużyny sportowej moja okolica jest przecież niezwykle spokojna.
Czy czegoś się obawiam? Nie, skąd... Albo być może... Po co innego byłby mi pistolet, prawda?
Ostatni raz wyszedłem z domu prawie tydzień temu. Drzwi kamienicy nie wyglądały tak, jak poprzednio. Szybka była całkowicie zbita. Może jednak moja okolica nie jest tak całkowicie bezpieczna... Tym bardziej utwierdziłem się w słuszności dokonania zakupu broni. Zaraz później pospiesznie wróciłem do domu.
Jak przez ostatnie dni, tak i teraz po prostu siedzę w kuchni, zaparzając sobie machinalnie kolejne herbaty i apatycznie wyglądając przez okno. Przeszło mi przez myśl porozmawianie z którymś z moich kumpli, ale ostatecznie stwierdziłem, że i z nimi nie chcę się na razie widzieć. Muszę trochę pobyć w całkowitej samotności.
Staram się poukładać myśli, ale odnoszę wrażenie, że z każdą próbą mętlik w mojej głowie stale się powiększa.
Tak, to jest spory problem. Mogę się odizolować od wszystkich innych, ale od siebie, niestety, nie mogę uciec.
Tkwię tu zatem posłusznie, sam ze sobą, pogrążając się coraz bardziej w spirali rozmyślań.
Jak mam stąd uciec?
Spoglądam na leżący nieopodal pistolet, nieopuszczający mnie o krok przez ostatnie dni. Momentalnie odwracam wzrok. Znowu nie mam pojęcia, po co go kupiłem. Chyba nie jestem w stanie zabijać.
Odkładam kubek i przechodzę do salonu. Decyduję się na jeszcze jedną partię kierek. Jak co tydzień. Dokładnie tak, jak było umówione. Zasiadamy do rozgrywki. Nie mam ochoty na spóźnienie Waśki. Przyszedł punktualnie. Gramy.
Partia przebiega bardzo poważnie. Wytłuszczone karty na akord spadają na środek z czterech stron dywanu.
48 - 40 - 18 - 81
48 - 40 - 18 - 94
Padła królówka. Zabiera ją Waśka.
48 - 40 - 19 - 94
Słyszę tylko ciche westchnięcie zrezygnowania ze strony Wani.
52 - 40 - 19 - 94
No cóż, bywa. Pistolet nadal leży w kuchni, prawda?
52 - 40 - 19 - 98
Waśka jest widocznie zdenerwowany.
54 - 40 - 19 - 98
Ech, i tak nie wygram.
54 - 40 - 19 - 100
Koniec. To ostatnia partia. Waśka przegrywa przy dokładnie stu punktach.
Być może za tydzień znowu rozpoczniemy rozgrywkę od nowa. Raczej nic nie stoi na przeszkodzie. Albo i nie. Może Wania, Wasilij i Waśka jednak się już nie pojawią. Temu również nic nie stoi na przeszkodzie.
Zaczynam gadać głupoty. Muszę wreszcie wybudzić się z tego marazmu.
Tak czy inaczej, spodziewam się normalnego zakończenia partii. Jednak to, co następuje potem, każe mi stać i patrzeć w osłupieniu.
Zamiast zniknąć, tak po prostu, i pojawić się w następnym tygodniu, Waśka nadal trwa na swoim miejscu. Przez jego ciało raz po raz przechodzą pojedyncze dreszcze, powodując coś, co z daleka każdy przechodzień wziąłby za pewnego rodzaju tik nerwowy. Jednak na tym to nie poprzestaje. Po chwili z wolna zaczyna zatracać swoje ludzkie, jak do tej pory, kształty i przeobrażać się w coś na obraz humanoidalnej formy złożonej z sadzy i węgla.