5.3 Przeklęci Grzesznicy

19 10 18
                                    

Znajdowali się w piekarni. Z jednej strony stały ogromne wory mąki, a nad nimi półki pełne w przyprawy i pyszniące się w słojach i pudełkach dodatki do wypieków. Natomiast z drugiej buchał na nich gorąc paleniska i brązowiejących nad nimi bochenków chleba. Tuż obok pieca pod ścianą ułożono kanki drewna.

– Co to za hałasy, Harry?

Z korytarza wyszła drobna dziewczyna z warkoczem blond włosów na ramieniu. Constantine dopadł do niej i nim wrzasnęła, zasłonił jej usta dłonią. Ta w przerażeniu zamarła, wbijając swoje ogromne, ciemne oczy w twarz włamywacza.

– To tylko jakiś tłum na zewnątrz. – Do pomieszczenia wszedł niski, acz barczysty mężczyzna z tacą pełną dopiero, co ulepionych bułek. – Kim jesteście? – warknął, odrzucając na bok pieczywo, a mierząc pięściami w dwójkę niechcianych gości. – Zostawcie ją!

– Cicho! – Torro w dwóch susach dotarł do piekarza i zamachnął się, aby mężczyźnie wybić z głowy wszelkie próby wołania o pomoc bądź hałaśliwej walki. Niestety, ale wciąż niezagojone oparzenia Harrelsona spowolniły jego ruchy, przez co cios okazał się niecelny. Harry zrobił unik i złapał za kanek drewna. Machnął nim na oślep, ale w ten Torro wyjął sztylet i naparł na piekarza. W kilku ciosach wybił drewno z jego rąk i przystawił mu ostrze do szyi, dusząc wszelki bunt.

– Kim wy jesteście? – wyszeptał, drżąc z przerażenia nad, jak mu się wydawało, niechybną śmiercią.

– Grzesznikami uciekamy przed żądnym zapłaty tłumem.

– Doprawdy? – zapytał z pewnym wyzwaniem i błyskiem w tych samych ciemnych, co dziewczyna oczach.

– Bądź cicho, a może nic ci się nie stanie.

– A, co jeśli chcę, aby coś mi się stało? – mruknął i z natarczywą dokładnością przyglądając się twarzy swojego oprawcy.

– Hę? – jęknął zdezorientowany Torro i nieco poluźnił uścisk.

– W naszej piekarni z otwartymi ramionami witamy zwolenników wszelkich przyjemności, zwanych grzechami w tym miernym miasteczku.

Constantine odsunął się od dziewczyny.

– Nigdy wcześniej nie spotkałam tak przystojnego grzesznika. Cloe. – Podała gryzipiórkowi dłoń, na co ten szarmancko, choć nieco sztywno, ucałował ją i przedstawił się swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem.

– Constantine Sharen.

– Ja nazywam się Harrry i za twoim pozwoleniem waleczny...

– Torro – odparł, wciąż nie mogąc wyjść z szoku.

– Torro – wypowiedział jego imię z gardłowym pomrukiem, który zmroził mężczyznę. Odsunął ostrze od jego szyi i uczynił krok do tyłu. – Wyjmę chleb, nim się spali, i podam go z masłem.

– Do tego gdzieś ukryliśmy butelkę whisky na takie okoliczności. – Cloe zaplotła dłonie na biodrze obleczonym żółtą sukienką.

– Nic nie zaszkodzi odczekać aż hołota ochłonie i przestanie nas szukać – odparł Constantine, co Torrowi niekoniecznie się spodobało. Powłóczyste spojrzenia piekarza, oblizywanie wargi, co miało być kolejne? Klepanie po tyłku, smyranie po ramieniu?

– W takim razie chodźmy na górę. Harry zaraz do nas dołączy.

Tak też się stało. Grzesznicy wspięli się po stromych schodach na piętro, gdzie w jednej z sypialni usiedli przy skromnym stole i rozpoczęli flirt, ochoczo kosztując whisky, która choć młoda, to z przyjemnością spływała w dół gardła. Po chwili przyszedł Harry z deską świeżego chleba, masła, słoikiem dżemu i kawałkiem sera. Wrócili do rozmów przerywanych śmiechami i przegryzaniem chrupkiego pieczywa oraz mieszanką dodatków.

LOST SOUL - GryzipiórekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz