Rozdział 1 - za rogiem tego uniwersum

250 21 0
                                    

TW: Samobójstwo, depresja, samookaleczanie. 

Brakowało mi piątej klepki

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Brakowało mi piątej klepki. Każdy, kto by mnie wtedy zobaczył, stwierdziłby to z całą pewnością. Sama bym to zrobiła.

Dwie pary przerażająco obcych oczu, wpatrywały się we mnie zza tuszu, którym wydrukowano zdjęcie. Znałam doskonale każdy jego element. Codziennie rano, wpatrywałam się w nie z nadzieją na coś, czego nie rozumiem. 

Dalej nie potrafię pojąć nie tylko, po co to robiłam, ale i jakim cudem spojrzenia tamtych postaci wyrażały tak przerażającą głębię. Za każdym razem miałam wrażenie, jakby chciały mnie pochłonąć. Zabrać ze sobą, bym i ja mogła stać się częścią fotografii.

Piękny, piętnastoletni chłopiec o ciemnych włosach i oczach koloru morza, anielsko się do mnie uśmiechał. Nigdy w życiu nie widziałam piękniejszego i słodszego człowieka. Był ucieleśnieniem cech wyglądu, które kochałam u płci przeciwnej. Jego wzrok kusił i zachęcał. Był jak okrutny i boleśnie przy tym piękny syren, ciągnący piratki w mroczną toń.

Jeżeli istniało coś takiego, jak idealne proporcje, to William został nimi obdarowany. Nieskazitelnie zarysowana szczęka, wystające kości policzkowe i tamten jeden, przesłodki dołek gdy się uśmiechał.

Był najbardziej urokliwym człowiekiem, jakiego widział tamten świat. By zachować jakąkolwiek równowagę, zdjęcie obejmowało również średniego wzrostu dziewczynę z krzywym uśmiechem i lodowatym spojrzeniem. Było równie głębokie jak to Williama, ale dla kontrastu wyrażało obrzydzenie pomieszane z niemałą nutką pogardy. Kimkolwiek była, szczerze mnie nienawidziła.

Nie była w tym odczuciu osamotniona.

Mocniej przycisnęłam scyzoryk do nadgarstka. Dwa szybkie ruchy i będzie po wszystkim.

Trzęsłam się, jakby przed chwilą wyciągnięto mnie z lodowego przerębla. Żadne słowa nie były w stanie opisać, jak okropnie się ze sobą czułam. Ale liczby potrafiły. Dokładnie dwa na dziesięć – tak właśnie się czułam. Gorzej było tylko raz w moim żenującym życiu.

Wiem, że przyciskanie ostrza na nic się zda. Muszę je oderwać i prędko pociągnąć po nadgarstku. Potem wystarczy powtórzyć to na drugim i wtedy, może...

Gdybym mogła, uderzyłabym się mocno z liścia.

Nie było żadnego „może". Nie było gdybania. Miałam zaraz podciąć sobie żyły i wrócić tam, skąd przybyłam. Tym razem nie zamierzałam się cofnąć. 

Oderwałam scyzoryk od skóry, zostawiając na niej blady ślad.

Wbiłam w niego końcówkę ostrza. Niewielka kropla krwi zaczęła się formować na porcelanowej skórze. Jedynie odrobina różu, którym przyprószono jej biel, sprawiała, że wyglądałam jak człowiek. Ale co mi po tym wyglądzie?

„Nie zrobisz tego – mówił głos w mojej głowie. – to zbyt ryzykowne".

Był to ten wszystkim doskonale znany, czasem aż za bardzo denerwujący zdrowy rozsądek. Często brzmiał jakby się ze mnie naśmiewał. Drwił z desperacji. Żonglował faktami, zupełnie ignorując słabe serce, które nie mogło już dłużej trwać w tym dziwnym stanie, pomiędzy fałszem a prawdą.

Za jakie grzechy?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz