Maja
Kwadrans po dziewiętnastej wjeżdżam na parking pod kamienicą, w której jedno z mieszkań zamieszkiwała Natalka. Parkuje na wolnym miejscu parkingowym, a następnie zaraz po zgaszeniu silnika swojego samochodu, chwytam swój telefon i wychodzę na zewnątrz.
Powolnym krokiem kieruje się w stronę wejścia do budynku. Dzisiejszego wieczoru na parkingu obok kamienicy na Bemowie był wyjątkowy spokój, dlatego też nie musiałam rozglądać się na boki przechodząc przez sam środek głównego punktu.
Nie śpieszę się, bo wiem, że mamy jeszcze trochę czasu. Tym razem nie wbiegam po schodach na piąte piętro, a powoli wspinam się po drewnianych stopniach.
Kilka minut później stoję przed drzwiami dobrze znanego mi mieszkania. Czekam, aż moja przyjaciółka łaskawie otworzy mi drzwi do swojego lokum. Zniecierpliwiona opieram się tyłem o ścianę. Stukam swoimi paznokciami o zabezpieczony ekran swojego telefonu.
Z moich ust wymyka się ciche westchnięcie, gdy mija druga minuta. Zdążyłam zapukać w drzwi kilkukrotnie, mając z tyłu głowy świadomość tego, że szatynce ostatnio zepsuł się dzwonek do drzwi. W końcu decyduje się złapać za srebrną klamkę. Na mojej twarzy maluje się zdziwienie, kiedy drzwi się otwierają. Moja przyjaciółka nigdy nie zostawiała otwartych drzwi. Zawsze kilkukrotnie sprawdzała czy zamknęła je na wszystkie zamki, bo od zawsze była na to wyczulona.
Rozglądając się po całym pomieszczeniu, powoli wchodzę do środka. Ostrożnie stawiam krok za krokiem, nie tracąc czujności. Odrobinę się luzuje, zauważając uchylone drzwi do łazienki i szatynkę, stojącą przed lustrem.
– Stałam dwie minuty jak debil przez twoimi drzwiami. Czekałam aż mi je łaskawie otworzysz, ale na marne. – wchodzę do pomieszczenia.
Dziewczyna jedynie patrzy na mnie w odbiciu lustra i kręci głową na boki.
– Napisałam Ci, żebyś weszła, bo zostawiłam otwarte drzwi. – odzywa się, prostując jedno pasmo swoich włosów.
Wyciągam z kieszeni spodni swój telefon, aby sprawdzić konwersacje z szatynką. Faktycznie widniała tam wiadomość o takiej treści.
– Okej, przeoczyłam to. – przyznaje, opierając się tyłem o wannę. – Długo Ci to jeszcze zajmie?
Zadaje jej pytanie, dokładnie się jej przyglądając. Jedyne co jej chyba zostało to zmiana ubrań, bo włosy miała wyprostowane w dziewięćdziesięciu procentach. Chociaż dobrze ją znając jeszcze dłuższą chwilę będę musiała przesiedzieć w jej mieszkaniu.
– Dziesięć minut? – bardziej pyta niż stwierdza. – A śpieszy Ci się gdzieś? – posyła mi pełne podejrzeń spojrzenie. – Tak myślałam.
Wychodzę z pomieszczenia i kieruje się na balkon. Przechodzę przez całe jej mieszkanie, urządzone w kolorach bieli i beżu. Obydwie miałyśmy podobny styl, co łączyło się z tym, że nasze mieszkanka były podobnie urządzone. Jedyne czym się różniły to wielkością i rozmieszczeniem pomieszczeń.
Otwieram drzwi balkonowe i opieram łokcie na barierce, zaraz po wejściu na balkon. Zaczynam skanować spojrzeniem widok przed sobą, jakbym widziała go pierwszy raz. Za każdym razem widzę to samo. Obserwuje niebo, powoli przybierające ciepłe barwy. Słońce z każdą sekundą jest coraz niżej, a pomarańczowy kolor jest coraz bardziej widoczny.