1

54 5 2
                                    

    Nikt nigdy nie powie ci jak głośny jest dźwięk ciszy. W tatmtym momencie, czułam jakbym mogła usłyszeć nic, a zarazem wszytko na raz.

     Spojrzałam na mojego ojca z nadzieją na znak jakim jest możliwość powrotu do domu. Nic takiego nie nastąpiło. Podaliśmy ochronie swoje zaproszenia i potwierdziliśmy swoją tożsamość po czym weszliśmy do ogromnej sali balowej. Szłam pod rękę z moim ojcem próbując chociaż wyglądać jak ci wszyscy elegancko ubrani i dostojni ludzie. Czułam się nieswojo. Za każdym razem kiedy byłam zobowiązana iść na jakiekolwiek przyjęcie bądź jak w tym przypadku bal, czułam, że tu nie pasuje. Nie powinno mnie tu być. Jestem biedną dziewczyną z dworu, która chce stąd po prostu uciec jak najdalej się da.

     - Eleanor, pamiętaj, głowa wysoko. - upomniała mnie matka na co się tylko do niej sztucznie uśmiechnęłam.

     Uwielbiałam moich rodziców, byli moim wsparciem, kiedy tego potrzebowałam i nigdy się na nich nie zawiodłam. Mieli tylko jedną, malusieńką wadę. Nie potrafili zrozumieć, że ja tu nie chce być. Nie chciałam, nie chce i nigdy nie będę chciała. Jeśli mogłam to starałam się unikać kontaktu z ludźmi jak najbardziej tylko się dało. Nie byłam aspołeczna. Po prostu wystarczyło mi moje własne towarzystwo, nikogo więcej.

     Moje długie, ciemne brązowe włosy idealnie opadały na moją różową suknię balową. Nie była jakoś bardzo wykwintna. Prosta, smukła z dlugimi rękawami opadającymi na ramiona sukienka w odcieniu podrowego różu. Do tego moje ulubione czarne spilki na grubym obcasie, które były ledwo widoczne przez to, że sukienka sięgała mi nieco za kostki.

     Nie przychodziła bym na ten bal, gdyby nie to, że król William, władca Frenhill postanowił dziś oficjalnie ogłosić swojego najstarszego syna Lucian'a Finn'a Sallow swoim następcą. To taka uroczystość, że nie wypada się na niej nie pojawić, zwłaszcza jeśli twój ojciec jest dobrze znanym pracownikiem na dworze królewskim. Chociaż to nie zmienia faktu, iż nadal tam nie pasujemy. Mój ojciec, Nathaniel Louis Dellow, jest dobrze znanym kowalem. Wykuł wiele broni dla króla i jego synów, w tym ulubioną szablę króla Williama oraz po śmierci jego ukochanej żony Adelaine 21 lat temu, koronę dla jego nowej małżonki Abigail.

     Mój ojciec pracuje w tym zawodzie ponad 30 lat i doskonale pamięta każde wydarzenie związane z rodziną królewską w przeciągu tych lat. Pamięta narodziny książąt Lucian'a i Kane'a. Pamięta tragiczne samobójstwo królowej Adelaine oraz jak niedługo po tym król znalazł sobie nową małżonkę, pół Rosjankę. Pamięta również narodziny księcia Callum'a i księżniczki Josephine.

     Tego jednego osobnika nienawidziłam sercem, ciałem i duszą. Callum Saint Sallow jest najgorszy z nim wszytkich. Jest starszy ode mnie o dwa lata, a przy każdej okazji jaką miałam do tej pory, żeby z nim porozmawiać, a takich było niewiele, traktował mnie jak dziecko. Mówił do mnie w języku rosyjskim bo wiedział, że nic nie zrozumiem. Starałam się wywracać na to oczami bo przecież to książę, on ma władzę, a ja nie. Kolejny przykład tego, że jestem nikim w porównaniu do tych wszystkich ludzi wokół.

     - Eleanor, kochanie ja i twój ojciec pójdziemy się przywitać ze znajomymi, ty również powinnaś znaleźć sobie jakieś towarzystwo. Nie stój znowu sama bo mam za każdym razem wyrzuty sumienia z tego powodu. - powiedziała moja matka kładąc rękę na moje ramię.

     - Postaram się, mamo. - mówiąc to pogładziła mnie po plecach.

     Ojciec puścił moje ramię i na moim miejscu pojawiła się moja matka. Uśmiechnięci podeszli do grupy ich znajomych. Zostałam sama. Jak na każdym takim przyjęciu. Postanowiłam znaleźć sobie przytulny kącik zdala od ludzi i na tyle daleko, żeby moi rodzice w życiu mnie tu nie zobaczyli. Zaszyłam się w kącie sali balowej na wygodnej ciemno czerwonej kanapie i obserwowałam ludzi. Zaobserwowałam wiele par. Jeden ich rodzaj to byli standardowi kochankowie, a drugi natomiast to na pierwszy rzut oka było małżeństwo z przymusu. Było widać po kobietach, że nie czują się komfortowo w towarzystwie ich mężów, są spięte i bardzo powoli wykonują swoje ruch. Odzywają się tylko wtedy, kiedy są o to proszone, ale natychmiast pada na nie morderczy wzrok ich partnera, który wyraźnie mowi „uważaj co mówisz”. Osobiście nigdy nie musiałam się martwić o małżeństwo formalne, ponieważ nie byłam nikim ważnym. Nie mogłam być tym kimś kto zawrze rozejm pomiędzy dwiema rodzinami. Tak samo nikt nie chciał mnie nigdy poprosić o rękę. Jeśli w przeciągu dwóch tygodni nic takiego się nie zdarzy to po ukończeniu osiemnastu lat będę mogła decydować sama za siebie. O to za kogo chcę wyjść (i czy w ogóle chce), o tym co chce robić w życiu i nikt nie będzie miał nad tym kontroli.

    Zauważyłam również kilka osób w podobnym do mnie wieku. Jedni stali sami nie zainteresowani tym co się dzieje dookoła, a drudzy korzystali z okazji, żeby spotkać się ze znajomymi, potańczyć i się najeść. Nie trzeba być geniuszem, żeby się domyśleć do, której grupy ja należę.

     Z moich oględzin wyrwał mnie chłopak, którego kojarzyłam, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć skąd.

    - Witam piękną damę. Trevor Onyx Finnegar. - mówiąc to ukłonił się teatralnie.

     Już wiem! To największy wróg Collum'a. Nigdy za sobą nie przepadali, a wręcz sobą gardzili.

     - Eleanor Freya Dellow. Miło panicza poznać. - wstałam i ukłoniłam się, a on wziął moją dłoń i ją ucałował. Zawsze uważałam takie gesty za obrzydliwe, lecz nigdy tego nie powiedziałam tego na głos, ani nie dałam po sobie poznać, że mnie to brzydzi.

     - Proszę Eleanor, mów mi Trevor.

     - Czyż to nie będzie brak szacunku, abym się zwracała do panicza po imieniu? - zapytałam, ponieważ do tej pory byłam przekonana, że do ludzi tak wysoko ustawionych należy zwracać się z szacunkiem, a nie jak do dobrego znajomego.

     - Ależ skąd. Ja cię o to proszę, więc to nie jest brak szacunku. - powiedział i wyciągnął do mnie rękę. - Zechcesz ze mną zatańczyć?

     Podałam mu swoją dłoń, a on ją delikatnie ścisnął i zaczął prowadzić nas na parkiet. Kiedy stanęliśmy złapał mnie za biodra, a ja położyłam swoje ręce na jego ramionach i zaczęliśmy stawiać kroki. Gdzieś w środku tańca jego uścisk stał się bardziej agresywny, kiedy patrzył gdzieś za mnie. Ciekawa na co patrzy odwróciłam głowę, ale ujrzałam tylko jak jakiś mężczyzna w garniturze w kolorze czerwonego wina chowa się za ogromnym filarem.

     - Coś się stało? - zapytałam zerkając z powrotem na mojego partnera.

     - Ależ skąd. Pięknie dziś wyglądasz Eleanor. - powiedział uśmiechając się. Oczywiście, że dziś pięknie wyglądam. Spędziłam dwie godziny szykując się do wyjścia, żeby wyglądać przyzwoicie na balu, a nie jak córka kowala. Lecz tego nie powiedziałam. Po prostu w odpowiedzi się uśmiechnęłam i to szczerze, bo była to jedyna miła rzecz jaką dziś usłyszałam.

     Piosenka się skończyła. Trevor odsunął się i złapał moją dłoń, aby ponownie ją pocałować.

     - Dziękuję za cudowny taniec Eleanor. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy, może w mniej tłocznych okolicznościach.

     - Byłoby mi niezmiernie miło. - mówiąc to odeszłam z powrotem w mój kąt, aby powrócić do oglądania osób na parkiecie.

     Mój spokój nie trwał długo, gdyż u mojego boku pojawiła się osoba przez, którą chciałam wypruć sobie żyły. Callum Sallow.

     - Witam moją ulubioną panią. Posprzątałaś zabawki w domu, że rodzice pozwolili ci się z nimi zabrać? - zadał mi najgłupsze pytanie, ale strasznie w jego stylu.

     - Nie, wasza wysokość.

     - Пенкна, nie musisz tak formalnie. Wiem, że mnie uwielbiasz. - mylił się. Tak strasznie się mylił. Gdyby nie fakt, że jest członkiem rodziny królewskiej już dawno bym wstała z tego fotela i odeszła jak najdalej od niego. Lecz nie mogę się zebrać na taką wielką zniewagę dla księcia.

     - Obawiam się wasza wysokość, że taki mam obowiązek. Zwracać się do księcia formalnie.

     - No skoro tak twierdzisz пенкна. - nienawidziłam tego, kiedy nie wiem co do mnie mówi albo jak mnie nazywa. Było to strasznie irytujące.

     Callum wstał i udał się w stronę swoich znajomych. Spędziłam jeszcze trochę czasu sama rozmyślając nad znaczeniem słowa, którym mnie przezywa. Jak źle może być? Wyzywa mnie od dziecka? Może od zwierzęcia? Albo wyzywa moich rodziców? Z moich przemyśleń wyrwał mnie odgłos trąb, który dawał znać gościom, że mają poświęcić pełną uwagę królowi i temu co się dzieje na podeście na którym stał tron.

     Wstałam, żeby okazać należyty szacunek temu co mówi król. Lecz nie mogłam przewidzieć tego co miało zaraz nastąpić.

    

„The Crown" - upadłe królestwo [tom I]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz