6

43 1 0
                                    

     Otworzyłam oczy. Piekielnie bolała mnie głowa. Chciałam pomasować obolałe miejsce prawą ręką, ale ona ani drgnęła. Pociągnęła mocniej. Dalej nic. Zamrugałam kilka razy, aby się bardziej obudzić, po czym spojrzałam na swoją dłoń, która była przywiązana. Do łóżka i to nie mojego. Spojrzałam na drugą dłoń. To samo. Obydwie były związane sznurem przy zagłówku łóżka. Nie. Stój. Nie łóżka, ale łoża. Z baldachimem.

     Baldachim jest strasznie drogi i tylko na prawdę wysoko ustawieni ludzie mogą sobie na niego pozwolić. Tak w sumie to nic nie robi, tylko ładnie wygląda i można się przechwalać jakim to bogatym się nie jest.

     Zanim zdarzyłam przetworzyć więcej informacji otworzyły się drzwi po lewej stronie łoża. Zza nich wyłonił się we własnej osobie książę Callum Saint Sallow. Jakby tego było mało miał na sobie tylko ręcznik owinięty wokół jego bioder i mokre od wody włosy.

     - Moje oczy są tutaj, пенкна - powiedział przeczesując ręką mokre włosy i uśmiechając się zadziornie.

     - Wasza wysokość...

     - Callum. Nie wasza wysokość, wasza miłość, czy jak tam inni mówią. Dla ciebie jestem Callum - spojrzał na mnie tymi swoimi czarnymi oczami i znowu się do mnie uśmiechnął pokazując idealnie białe zęby.

     - Każdej dziewczynie jaką porwiesz postanawiasz dać ten przywilej zwracania się do ciebie po imieniu, wasza wysokość? - zapytałam nie odrywając od niego wzroku. Stał teraz na przeciwko mnie z jedną ręką na karku, a druga trzymając ręcznik wokół talii. Jestem na sto procent pewna, że się rumienie.

     - Tylko tym ładnym - powiedziawszy zaśmiał się krótko i udał się w stronę garderody zakładam. Zniknął za kolejnymi drzwiami.

     - Dlaczego mnie tu, wasza wysokość sprowadził? - zapytałam.

      - Odpowiem na każde twoje pytanie jak zaczniesz się zwracać do mnie po imieniu - krzyknął zza drzwi. - Przypomnę ci. Mam na imię Callum na drugie imię Saint, a nazwisko mam Sallow.

      - Dobrze, Callum. Dlaczego tu jestem?

     Wyszedł z garderoby ubrany w czarne spodnie i rozpięta czarną koszulę. Zgrzeszyłabym i to bardzo, mówiąc, że nie jest przystojny. Włosy miał wciąż mokre, a jego oczy błądziły po mojej twarzy.

     - Cóż, nie codziennie widzisz zwykłego mieszkańca wioski na miejscu zbrodni swojego przyrodniego brata - cóż, miał rację.

     - A poza tym - kontynuował - na koniec balu, widziałem jak kręciłaś się na balkonach - zapinał guziki koszuli co chwilą zerkając na mnie. Matko był taki przystojny.

     - Masz coś na swoją obronę, пенкна? - ponownie stanął na przeciwko mnie kładąc ręce na ramię łoża. Zostawił trzy guziki nie zapięte.

     - No słucham - milczałam.

     - Dobrze - podniósł się do pionu i ponownie wrócił do dopinania guzików - Nie chcesz gadać to nie gadaj - wygładził ręką koszulę, a następnie ruszył w moją stronę po czym się nachylił - Złamie cię. Niezależnie jak długo będę musiał cię tu zatrzymać. Złamie cię.

     - I tu się mylisz - przybliżyłam się do niego na tyle ile mogłam, nasze usta niemal się stykały - Może i jesteś księciem, ale inteligencją to ty nie grzeszysz. Nie złamiesz mnie - powiedziałam patrząc mu w oczy, a następnie wróciłam do poprzedniej pozycji. Książę również się wyprostował.

     - Nie ma problemu. Skoro tego sobie akurat życzysz, пенкна - odwraca się i wychodzi z pomieszczenia.

     Skurwiel mnie zostawił. To nie jest odpowiednie, wyrażać się o członku rodziny królewskiej w ten sposób, ale skoro on tego nie słyszy... Skurwiel.

„The Crown" - upadłe królestwo [tom I]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz