2

29 1 0
                                    

      - Witam wszystkich tutaj serdecznie zebranych i dziękuję za przybycie! - zaczął król William.

      Zawsze mnie zastanawiało jak to jest tak stać przed tyloma ludźmi i wygłaszać jakąś mowę. Czy ma się wtedy tremę? Przecież wiele ludzi jest od ciebie zależnych. Co ja gadam, wszyscy tutaj zebrani są zależni od tej jednej osoby i nikt nie ma prawa jej się sprzeciwić.

     - Jak możecie się domyślać nie będę wiecznie rządził Frenhill. Dlatego zebraliśmy się tu dziś, aby oficjalnie ogłosić mojego następcę.

     Król stał na podeście na, którym znajdował się jego tron. Po jego prawej stronie był tron królowej Abigail, a obok niej stała jej córka. Księżniczka Josephine.

     - Przyszłym królem w Frenhill zostanie mój utalentowany syn. Lucian Finn Sallow!

     Starałam się skupić na tym co mówi król w stu procentach, ale moją uwagę przykuła reakcja reszty rodziny królewskiej. Książę Kane wydawał się obojętny, królowa Abigail była strasznie spięta, a Josephine? Josephine wyglądała jakby się gotowała od środka. Król William zaprosił księcia Lucian'a, przyszłego władcę na podest obok niego. A Callum'a nie było nigdzie widać.

     Wszyscy zaczęli głośno klaskać, niektórzy pogwizdywać bądź dopingować. Ogólnie nie było raczej osoby, której nie przypadłaby myśl o księciu Lucianie zasiadającym na tronie. Oj jak ja się bardzo myliłam.

     To wszystko działo się tak szybko. W jednej chwili król uśmiechał się razem ze swoim synem. W drugiej nastąpił głośny huk. W kolejnej czerwona plama pojawiła się centralnie pomiędzy oczami księcia Luciana. A następnie?

     Chaos.

     To nastąpiło potem. Ludzie zaczęli krzyczeć, przepychać się do wyjścia, byleby jak najszybciej się stąd wydostać. Nie oglądając się za siebie zrobiłam to samo co reszta. Udałam się do wyjścia. Musiałam znaleźć rodziców. Zaczęłam się pchać pomiędzy ludźmi, ale moja mała sylwestka nie była w stanie ich wyminąć. Pchali mną, kopali mnie i nie zwracali na mnie uwagi. Jakiś wysoki i umięśniony mężczyzna mnie popchnął na bok.

     Upadłam.

     Kiedy już się poddałam losowi, że zostanę zdeptana przez tłum wystraszonych ludzi, poczułam dwie silne dłonie podnoszące mnie za ramiona. Po przywróceniu mnie do pozycji stojącej mężczyzna złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić. Byłam lekko oszołomiona więc na początku go nie rozpoznałam. Dopiero, kiedy mężczyzna się zatrzymał przy obrazie na, którym widać było portret króla Edwarda Sallow i kliknął mały niezauważalny guziczek na jego ramię, otworzyło się wejście. Ponownie zostałam prowadzona za rękę jak małe dziecko. W środku pomieszczenie, przypominało mały pokój relaksacyjny. Stała tam niewielka beżowa kanapa, barek z różnego rodzaju trunkiem, okna, które ukazywały dla tej pory roku charakterystycznie zaśnieżony ogród i kominek z białej cegły.

     W momencie, kiedy mężczyzna się odwrócił rozpoznałam go. No nie. Znowu.

     - Czemu mnie wasza wysokość stamtąd zabrała? - zapytałam uprzejmie i formalnie, bo nie tego się spodziewałam po księciu Callumie dupku Sallow.

     - Jakim byłbym przykładem dla poddanych gdybym cię tam zostawił, пенкна? - znowu to przezwisko. Może kiedyś przy jakiejś bardziej odpowiedniej okazji się go o to spytam.

     - Przepraszam wasza wysokość, ale nie rozumiem.

     - Ah, Dellow. Jestem księciem, jestem, a raczej byłem trzeci w kolejce do tronu. To, że na nim nie zasiądę nie znaczy, że nie muszę dawać ludziom, którzy się mi uważnie przyglądają przykładu do naśladowania. - ah tak? - Lepiej tu zostań ze mną, tu jest bezpiecznie. Tylko ja wiem o tym pomieszczeniu, kazałem je zbudować wyłącznie dla mnie. Bez wiedzy mojego ojca.

„The Crown" - upadłe królestwo [tom I]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz