Po pytaniu Japończyka zacząłem się zastanawiać czy aby na pewno to dobry pomysł.
- Ej żyjesz tam?
Otrząsnąłem się z transu i zajarzyłem, że jestem cały czas na linii.
- Tak tak jestem, zamyśliłem się.
- Spokojnie nic się nie stało. Co się dzieje, że już teraz dzwonisz?
- Ojciec się wkurzył, że nie wróciłem na noc do domu a w dodatku ktoś mnie wrobił, że pobiłem jakąś staruszkę, przez co mam szlaban na wychodzenie z domu.
- To słabo. Czyli gdybym z nim chciał porozmawiać na temat tego żebyś z nami poleciał to i tak się nie zgodzi?
- Nie wiem możesz spróbować ale nie liczę, że da to jakiś pozytywny efekt.
- No dobra jak przyjedzie na trening to z nim to omówię, ale do tego czasu nie denerwuj go bo będzie jeszcze gorzej.
- Heh.... Ja nawet nie zamierzam wychodzić z pokoju a co dopiero pokazywać mu się na oczy.
- Ok, to pamiętaj nie ryzykuj a będzie dobrze.
- Jasne. Dobra ja już kończę bo zaraz się okaże, że podsłuchuje.
- To do następnego
- Do następnego.
Rozłączyłem się i odrzuciłem telefon na bok. Oby Tygrys coś zdziałał bo inaczej tu zwariuje. Gdy tak sobie siedziałem to usłyszałem jak ktoś wchodzi po schodach i zmierza do mojego pokoju. Cały w nerwach zakleiłem dziurę jakimś losowym plakatem i pobiegłem do łazienki. Po wejściu od razu ją zamknąłem i włączyłem prysznic. Słyszałem jak ktoś otwiera zamek i wchodzi do pokoju teraz to zesztywniałem na maksa, bałem się wydać jakikolwiek dźwięk, a co dopiero oddychać. Nie miałem pewności kto to. Niby może być to ojciec ale po tym jak tamta szmata do mnie zadzwoniła nie mogę mieć żadnej pewności co do tego.
- Rex jesteś tu?
Dało się usłyszeć męski głos co wskazywało, że to jednak on. Od razu wyłączyłem wodę i uchyliłem drzwi od pomieszczenia i faktycznie stał tam mój stary.
- A tobie co. Wyglądasz jak byś ducha zobaczył.
- Nic mi nie jest po prostu chciałem iść wziąć prysznic.
Ten tylko skrzyżował ręce i patrzył się tak jakby złapał złodzieja na gorącym uczynku.
- Nie potrafisz kłamać. O co chodzi?
- A co Cię nagle to interesuje?
- Bo zwiałeś tak szybko jakbyś się czegoś wystraszył a to nie jest normalne.
Ja się tylko speszyłem się i patrzyłem tępo w podłogę bo już ona wydawała mi się ciekawsza, niż patrzenie się na niego.
- Eh... To może inne pytanie. Czemu jest tutaj tyle rozbitych żarówek?
Zapytał patrząc się na sufit. Momentalnie zrobiłem wielkie oczy i też tam spojrzałem.
-*Zapomniałem je kurwa wymienić*
- Czekam na odpowiedź.
- Przez przypadek zrobiłem małe zwarcie i po prostu one tego nie wytrzymały.
W sumie gdyby na to spojrzeć z innej strony to faktycznie tak było. Tak się właśnie kończy kontrolowanie wszystkich żywiołów albo może inaczej panowanie nad nimi ale nie kontrolowanie ich będąc w nerwach.
- Szczerze to o te popękane ściany nawet nie chcę pytać bo i tak mi starczy nerwów na dziś.
Odwrócił się na pięcie i ruszył do drzwi ale za nim wyszedł spojrzał się jeszcze raz na mnie.
- Jeszcze jedno. Zbieraj się bo jedziesz ze mną na trening. Wolę mieć Cię na oku żebyś nigdzie nie zwiał.
Mówiąc to wyszedł i nie wrócił. Szczerze jest to dla mnie wybawieniem. Nie będę musiał się aż tak bać, że tamta mi coś zrobi bo w końcu będę pod czyimś nadzorem. Podszedłem do szafy i wyciągnąłem z niej czyste rzeczy i się w nie przebrałem, zszedłem na dół gdzie czekał mój ojciec.
- Gotowy?
- Muszę jeszcze buty założyć, w końcu nie pójdę na bosaka.
Ten tylko wywrócił oczami rzucił mi klucze pod nogi i poszedł do samochodu.
- * A było już tak pięknie i wszystko poszło się jebać*
Po ubraniu obuwia wyszedłem z domu i zamknąłem drzwi. Wsiadając do auta widziałem jak ojciec patrzy na mnie w lusterku z pogardą i obrzydzeniem. Siedząc już w fotelu zapiąłem pasy i włączyłem sobie muzykę. Przez całą drogę milczeliśmy i raczej taki stan utrzyma się do końca dnia. Idąc w stronę stadionu udało mi się zauważyć kilka sportowych aut i jeden motor pokroju Harley.
- Dalej będziesz się tak guzdrać czy może jednak przyspieszysz?
- Będę szedł w takim tempie jakie mi odpowiada.
Ten tylko zaczął coś bełkotać pod nosem i poszedł dalej. Gdy byliśmy już w środku dało się zauważyć wiele pucharów z wygranych meczy i sporą ilość zdjęć przedstawiających poprzednią jak i aktualną drużynę. Jedno z nich przedstawiało słynną legendę Super Ligii, Davida Ledige. Odkąd byłem dzieckiem był moim idolem i autorytetem, zawsze brałem z niego przykład, no dobra nie zawsze ale w większości sytuacji. Każdy jego trik analizowałem i opracowywałem do perfekcji, a na ich podstawie tworzyłem własne i dalej tworzę kiedy mam wenę.
- Chciał bym być kiedyś taki jak Pan.
Powiedziałem po cichu tak aby nikt tego nie usłyszał. Kiedy się odwróciłem w bok zauważyłem ojca który najwidoczniej przez cały ten czas gdy ja patrzyłem na zdjęcie obserwował mnie. Jak tylko zauważył, że się na niego patrze uśmiech zszedł mu z twarzy, odwrócił się i poszedł w głąb stadionu.
Gdy byliśmy już prawie na murawie dało się już usłyszeć trenujących piłkarzy. Będąc już całkowicie na miejscu wszyscy się na nas spojrzeli z niedowierzaniem takim jakby dopiero co odkryto Amerykę.
- A wy co tak stoicie jak pachołki?
(NS) – Zastanawiamy się co ten szajbus tu robi.
- Stoję, nie widać?
- Nie mówiłem do ciebie.
- Ale na mój temat więc też mam prawo się wypowiedzieć.
Ten tylko prychnął i powrócił wzrokiem na swojego trenera.
(Sh) – To teraz tak na serio. Co on tu robi?
- Ma szlaban na wychodzenie z domu przez tydzień, ale w takich sytuacjach jak ta wolę go pilnować żeby nie zwiał.
Shaker tylko na to kiwnął głową i zaczął słuchać co mój ojczulek ma do powiedzenia na temat treningu, a ja sobie usiadłem na trybunach i słuchałem muzyki. Kiedy tak sobie siedziałem ktoś zarąbał mi słuchawki, gdy spojrzałem w górę zauważyłem ciemną postać z charakterystycznym afro.
- A ty co, nie chcesz z nami potrenować?
- Wiesz.... Nie bardzo.
- Oj no weź młody.
- Nie mów do mnie młody.
- Nie przestanę do puki z nami nie zagrasz i nie udowodnisz, że na to zasłużyłeś.
Zaśmiał się krótko i rzucił mi słuchawki razem z jakimś strojem sportowym i korkami. Ja tylko westchnąłem i ruszyłem do innej szatni się przebrać bo przecież nie chcę żeby te pajace widziały mnie wpół nagiego.
Gdy już się przebrałem wyszedłem na murawę, na szczęście ojca nie ma więc nie spalę się aż tak ze wstydu.
(El) – No w końcu jesteś amigo. Już się bałem, że stchórzyłeś.
- Jakbyś chciał wiedzieć to ja nie tchórze w przeciwieństwie co do niektórych.
- Skoro tak chcesz się bawić to idziesz na bramkę.
Wzruszyłem tylko ramionami założyłem rękawice i poszedłem na miejsce Wielkiego Bo. Stojąc na swojej pozycji widziałem jak Shaker i Narcyz (El Matador) szykują się powoli do strzału. Wiedziałem gdzie zamierza strzelić dlatego odwróciłem się tyłem. Kiedy piłka była metr przed bramką wyskoczyłem do góry robiąc przy tym salto w tył i wykopując piłkę na drugą stronę boiska. Gdy się odwróciłem dało się zauważyć ich miny które mówiły same za siebie.
(El) – Jak tyś to do cholery zrobił?!
(Sh) – To było niesamowite!
(LJ) – Zgadzam się z tobą brachu.
(WB) – Takiego obrotu spraw to ja się nie spodziewałem.
(GR) – Świetnie sobie poradziłeś Rex i to w wielkim stylu. Nadał byś się do drużyny.
Oni dalej tak stali i gadali a ja tylko tego słuchałem ze zmieszaniem. Poraz pierwszy tyle obcych osób na raz mnie chwaliło. W dodatku to co powiedział Rasta. Nie chciał bym być w drużynie aż tak szybko i spontanicznie, zwłaszcza że nikomu nie chce odbierać pozycji. Nie zamierzam mieć w tedy nikogo na sumieniu.
(ST) – Ej młody wszystko gra?
- Tak wszystko jest w należytym porządku.
Jak my tak sobie gadaliśmy na boisko przyszedł zrzęda i od razu zepsuł zabawę.
- Czy ja ci pozwoliłem z nimi grać?
Zapytał surowo a ja tylko pokręciłem głową na boki i poszedłem się przebrać. Kiedy wróciłem zauważyłem Tygrysa rozmawiającego z gburem. Gdy skończyli odrazy podszedłem do swojego rodziciela zapytać się o co biega.
- O czym rozmawialiście?
- Tygrys się pytał czy zgodzę się żebyś jutro z nami leciał do Japonii.
- I co mu odpowiedziałeś?
Dopytałem choć dobrze znałem na nie odpowiedź.
- Nie
- Ale dlaczego nie mogę?!
- Bo nie zamierzam się za ciebie wstydzić i cię pilnować! A teraz zbieraj się wracamy do domu.
Odszedł a ja poszedłem po resztę swoich rzeczy i ruszyłem do samochodu uprzednio żegnając się z piłkarzami.
Po dojechaniu do domu ściągnąłem buty i ruszyłem w stronę pokoju gdy nagle ojciec się odezwał.
- Jutro przyjedzie opiekun który się tobą zajmie przez ten tydzień więc masz się go słuchać choćby nie wiem co. Zrozumiano?
- Tak.
Mówiąc to poszedłem do pokoju i zamknąłem się na klucz.
- * Niema opcji, że jakiś obcy typ będzie mnie pilnował. Nie pozwolę na to. *
C. D. N
CZYTASZ
"Nie" wiadomy syn
FanfictionJak coś to dajcie pomysły jeśli komuś tytuł się nie spodoba wtedy zmienię. I przy okazji to moja pierwsza książka więc mogą wystąpić błędy