𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 5

10 2 0
                                    

𝐆𝐑𝐀𝐏𝐇𝐈𝐂 𝐃𝐄𝐒𝐈𝐆𝐍
➥ banner:
ZafiraMorgan.

⌜ 𝐂𝐎𝐑𝐑𝐄𝐂𝐓𝐎𝐑 ⌟
➥ corrector:
。Paulina Żydek.

꧁____________________________꧂

𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 5

꧁____________________________꧂

Bez informacji spędziłem kilka tygodni.

Po mojej rozmowie z tym zdrajcą przyszła matka i dyrektor, nie powiedzieli mi wiele więcej niż ich poprzednik. To było takie żałosne. Ten staruszek nie powiedział mi nic o Venti, a na dodatek moje próby chodzenia kończyły się niepowodzeniem.

Mama cały czas przy mnie siedziała i błagała o spokój, ale ja nie potrafiłem się uspokoić. Po prostu nie umiałem nie przejmować się moim smokiem... Chciałem ją zobaczyć, dotknąć jej łusek i zaopiekować się jak do tej pory. Potrzebowała mnie, a ja siedziałem bezsilnie zamknięty w pokoju, bo nie mogłem ustać o własnych siłach. Gdy w końcu zdjęli ze mnie opatrunki i dali lustro, ciężko zniosłem swój widok.

Moje ciało pokrywały blizny i, mimo że twarz była nietknięta, nie mogłem na siebie patrzeć. Brzydziłem się tym widokiem i na początku zbierało mi się na wymioty. Nawet jak mama pomagała mi się umyć, nie patrzyłem na siebie, co tylko bardziej pogrążyło mnie w smutku.

Nie uśmiechałem się i nie śmiałem, okazywałem jedynie smutek i wściekłość. A kiedy odwiedzał mnie dyrektor, udawałem, że śpię lub źle się czuję. Dopiero po krótkiej rehabilitacji nabrałem chęci na rozmowę z nim o szkole i wszystkim innym, co niezwiązane było z moim smokiem. Zaprosiłem go do swojej sali, na co ten wstał, i sunąc po podłodze za długim płaszczem, usiadł na taborecie obok mojego łóżka. Wpatrywał się we mnie w oczekiwaniu, a ja wzruszyłem tylko ramionami.

Widziałem tego człowieka po raz pierwszy z bliska i ja nie zamierzałem zaczynać rozmowy.

— Złamałeś wiele zakazów — powiedział, wyciągając ze swojej staroświeckiej teczki jakieś dokumenty. Podał mi plik papierów, na które od razu rzuciłem okiem. Faktycznie było trochę tego regulaminu... — I jednocześnie nawiązałeś zakazaną więź ze zniszczonym smokiem.

— Nie jest zniszczona — warknąłem, doskonale znając prawdę. Po czarnych łuskach niewiele zostało, a wszystkie regularnie i cierpliwie zbierałem, żeby wyrzucić je do morza w dole skarpy.

— Ale kiedy to zrobiłeś, była — wyjaśnił i znów kontynuował, na co przewróciłem oczami. — Przez wzgląd na bezbronność smoczycy i waszą więź wycofałem zarzuty Tobia. Jednak nie będziesz kontynuował nauki na kierunku smokologii...

— Wiele mi to nie robi. Gdzie ona jest?

— Chłopcze, nie przerywaj mi. — Pokiwałem posłusznie głową, mocniej mu się przyglądając. Czy tu był jakiś haczyk? — Będziesz brał prywatne lekcje w moim gabinecie.

— Wszystko mi jedno — westchnąłem ciężko i spojrzałem na moje zabandażowane ręce. Naprawdę było mi obojętne, co się ze mną potem stanie i jak odpowiem za to wszystko. Interesowało mnie tylko jedno. O tej informacji marzyłem i pragnąłem jej nawet w koszmarach. — Czy może mi pan powiedzieć, gdzie jest mój smok? — zapytałem uprzejmie, znów patrząc mu w oczy. Zależało mi na tym niezwykle, w końcu nie chodziło o mnie czy o tego zdrajcę, tylko o niewinne stworzenie, któremu chciałem i musiałem pomóc. — Proszę?

Smoczy Owoc │ 𝐒𝐓𝐎𝐑𝐘Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz