Czyli nadal nie umiesz mówić?

117 8 8
                                    

|2:58|Tokyo|

(Perspektywa Ivy)

Stałam nadal trzymana przez koko by nie upaść. Powoli odwróciłam głowę żeby spojrzeć na sanzu.

Ubrany był w zwykłe czarne luźne dresy i szarą lekko za dużo koszulkę. Włosy miał wilgotne i lekko kapała z nich woda.

- Za chwilę jest trzecia a wy drzecie mordy jak opętani. Czy zechcecie mi łaskawie powiedzieć co odpierdalacie o trzeciej nad ranem?

W ciszy staliśmy i patrzyliśmy na Sanzu. Była to niezwykle niezręczna cisza. Spojrzałam na Koko z widniejącym chytrym uśmiechem na twarzy.

O nie.

- Cóż... - zrobił krótką przerwę i spojrzał na mnie. W jego oczach widziałam satysfakcję. A niech cię. - Naszej koleżance Ivy chciało się pić więc wziąłem ją do kuchni ale idiotka się potknęła i skręciła kostkę.

Spojrzałam zszokowana na Koko. Nie widziałam co zrobić, a już na pewno nie wiedziałam czemu on bronił mnie i nie powiedział Sanzu.

Zwariuję tu. Ivy na co ci to było? Chciałaś złapać narkomana ostatecznie go uratowałaś od śmierci a ten cię porwał. Chciałaś uciec, skręciłaś kostkę a teraz stoisz przed Sanzu prawie że przytulając Koko który właśnie z niewiadomych przyczyn ratuje ci dupę. Podsumowując, to jest jakieś wariatkowo.

Sanzu ruszył wolnym krokiem w stronę moją i Koko. Mimowolnie lekko się spięłam. Po sekundzie różowowłosy ukucnął przede mną i wziął do rąk moją kostkę.

Co tu się dzieje?! Czy tu są jakieś ukryte kamery czy jak?

- Boli?

Nie odpowiedziałam. Patrzyłam na Sanzu z niedowierzaniem.

- Czyli nadal nie umiesz mówić? - spojrzał na mnie wymownym wzrokiem i przewrócił oczami.

- Koko idź po apteczkę i przynieś ją proszę do pokoju. - lekko skinął głową w stronę drzwi znajdujących się prawie na końcu korytarza.

Czarnowłosy puścił mnie bez ostrzeżenie a  ja straciłam równowagę i gdyby nie silne ramiona które mnie złapały leżała bym na ziemi jak długa.

Byłam niesiona przez Sanzu na "pannę młodą". Spięłam się jeszcze bardziej na ten gest.

Po chwili znaleźliśmy się we wcześniej wskazanym przez Sanzu pokoju. Zostałam delikatnie odłożona na łóżko.

Haruchiyo ukucnął przede mną i oparł się na moich kolanach, a ja patrzyłam na niego jak na jakiegoś psychopatę który swoją drogą nim był.

- To zechcesz mi odpowiedzieć? - wymruczał lekko zaspany.

Ja siedziałam przed nim nic nie mówiąc, wpatrując się w jego morskie tęczówki.

- Ty tak na serio? - uniósł jedną brew do góry. - Z Koko normalnie rozmawiałaś a ze mną już nie chcesz?

- Nie rozmawiałam z nim tylko się kłóciłam. - powiedziałam prawie szeptem.

Sanzu ujął mają brodę i podniósł żebym patrzyła prosto na niego. Chwilę mi się przyglądał po czym pstryknął w nos.

Spojrzałam na niego jak na kretyna, którym swoją drogą był.

- Japierdole to są chyba jakieś żarty. - warknięłam na niego. - Najpierw mnie porywacie potem zachowujecie się jak jacyś popieprzeni dobrzy ludzie!

Sanzu totalnie zignorował moja wypowiedź i przewrócił oczami a ja fuknęłam zezłoszczona. Dom wariatów.

Po dłuższej chwili przyszedł Kokonoi z apteczką i wraz z Sanzu zajęli się opatrywaniem mojej kostki. Gdy to robili miałam z nich ogromny ubaw. Nie potrafili nawet dobrze owinąć kostki bandażem.

Ostatecznie wpisali na youtubie poradnik jak to zrobić ale koniec końców i tak im nie wyszło.

- Ehh daj mi to, sama to zrobię.

Koko podał mi bandaż którym zaczęłam delikatnie owijać kostkę. Gdy skończyłam obejrzałam swoje dzieło i stwierdziłam iż wyszło idealnie.

- Widzicie to nie takie trudne.

- Dla ciebie. Ja mam medyków od opatrzenia ran i innych dupereli.

Wywróciliśmy oczami w tym samym czasie na co Koko się zaśmiał.

- Śmieszy cię coś? - Wraz z Sanzu w tym samym czasie zabraliśmy głos. - Ej nie powtarzaj po mnie. Nie to ty nie powtarzaj po mnie!

Śmiech Koko był tak głośny że najchętniej wstała bym i dała my przez łeb lecz niestety nie mogłam.

- Zamilcz na amen kretynie.

- Chyba ty idioto.

- Ja nie dre się na całą pizde.

- Ja się nie...

- Oboje się zamknijcie. - Weszłam Koko w słowo, obserwując reakcje które nie okazały się negatywne kontynuowałam. - Słuchać was nie można.

- Uuu, księżniczka się zrobiła wyszczekana.

- Wariaci.

°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°

Liczba słów: 642

°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°

«Toksyna» Tokyo Revengers Sanzu x Oc [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz