Rozdział 7 Pompon

8 1 0
                                    

- Czyli... - zaczął Liam

- co? - zapytała go mama

- nic, już nic

- pytam się co?

- no bo....

- no bo co?

- Lychee mi pokazuje wizję

- oh, uważaj. Dziadek nie chce słyszeć o psach które dają wizję po tym jak Pompon zmarł.

- czemu?

- bardzo kochał Pompona

- aha....

- dobra szybko bo już jedziemy

Liam wskoczył jak najszybciej na kamperową sofę która była biała oraz beżowa po bokach, ściany były wykładzinę drewnem które miało jasny kolor tak jakby to była brzoza. Chłopiec nie wiedział czy to brzoza czy może po prostu pomalowane zostały farbą. Długo tego nie rozkminiał bo właśnie mama, tata i dziadek weszli do kampera. Tata zasiadł za kierownicę, i ruszył.

11:03

- Jestem głodna, zatrzymajmy się gdzieś. - powiedziała Rose.

- Masz jedzenie w lodówce. - powiedział Tony.

- o fuj! - skrzywiła się Rose otwierając lodówkę. Leżał tam krwisty stek, ona lubiła strki ale teraz w ciąży chciała zjeść coś innego.

- Ale o co ci znowu chodzi?

- nic nie rozumiesz

- ona ma zachcianki - wtrącił się dziadek

- tato... - Rose

- hahaha no co poradzę, znam cie za czasów pierwszej ciąży - śmiał się dziadek - a.poza tym to tak nie wybrzydzaj.

- ahh, no okej - powiedziała bardzo zbulwersowana Rose która teraz jadła już steka.

12:27

- I wanna eat a banana cupcake - śpiewał sobie pod nosem Liam.

- to lepsze - zaczął dziadek - twe oczy, te oczy zielone.

- Walking out of town. Looking for a better place. Something of my.... - zaśpiewał Tony. - amatorzy

                                   14:03

- Czechy! - krzyknął dziadek. Miał uśmiech na twarzy, tak szeroki że jego zmarszczki zniknęły.

- a pojedziemy do Pragi? - zapytał Liam

- tak, ale tylko na 2 godziny - odpowiedział Tony.

- musimy zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie! - krzyknęła Rose

- boże.... jaki chaos... - westchnął Leonardo

*Lychee zaczyna szczekać*

To jakaś paranoja! - krzyknął Leonardo który był jednak rozbawiony sytuacją w kamperze.

Wysiadamy... - Oznajmił z bólem głowy Tony który chciał już wracać do domu.

Tego dnia w Pradze było zimno, Liam zmarzł i to tak strasznie że wyglądał jakby miał się zrzygać. Tylko przez jego teraz bladą cerę, która zawsze była blada ale nie była nigdy biała!

LycheeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz