Rozdział 1. Dziewczyna z wymiany

15 1 17
                                    

Zaczynamy zabawę w pierwszej części. Nim usiadłam do poprawek ÓW, nie sądziłam nawet, że tak bardzo tęsknię za tym uniwersum, a przecież tak je kocham. Gdybym jeszcze miała więcej czasu na pisanie...


Popołudnie chyliło się ku wieczorowi. Zaczęły się powroty z pracy i szkół, przyjemności po obowiązkach, rozrywki, chwile wytchnienia. Normalny cykl dnia.

Gimnazjum Namimori ucichło już. Ostatni uczniowie mający zajęcia klubowe opuścili teren szkoły. Wydawać się mogło, że nikogo tu nie było. Nic bardziej mylnego. Na dachu głównego gmachu nadal siedziała nieruchoma sylwetka czarnowłosego chłopaka. Na jego ramieniu usiadł właśnie żółty ptaszek, kończąc swój dzisiejszy lot.

W innym miejscu, przy dojo za restauracją sushi członek klubu baseballowego ćwiczył swe umiejętności szermiercze. Zwykle pogodny uśmiech zastąpiła powaga, jakby przypomniał sobie o czymś nieprzyjemnym. Może właśnie dlatego odłożył na chwilę ukochaną pasję, której przecież poświęcał cały swój czas, niekiedy również ten przeznaczony na naukę.

Nie widział przebiegającej przy drzwiach restauracji sylwetki białowłosego boksera. Ten nawet nie zerknął na budynek zbyt skupiony na biegu i powtarzanych co jakiś czas sekwencjach ciosów.

Kilka chwil później bokser przebiegł obok domu, w którym właśnie coś wybuchło. Nie była to sprzeczka pomiędzy dzieciakami, które wraz z panią domu ściągały pranie. Gdyby się zatrzymał, usłyszałby utyskiwanie na sprawcę zamieszania.

Nic się nie zmieniło. Życie wróciło do normy po burzy, która niedawno przetoczyła się przez Namimori. Znów ważne były drobne, nieistotne rzeczy. Nastał spokój, za którym tęsknili, gdy przyszło zagrożenie. Nikt nie przeczuwał zmian, nie zwrócił uwagi na cichego obserwatora, który pojawiał się tu i ówdzie.

Nie inaczej zachowywał się szarowłosy chłopak o zielonych oczach. Starał się sprzątać, ale co chwilę uniemożliwiał mu to napad duszącego kaszlu. Na jego policzkach już chwilę temu pojawiły się rumieńce świadczące o gorączce, a oczy zrobiły się szkliste. Nie odpowiadało mu to, sądząc po niezadowolonym wyrazie twarzy. W najgorszym wypadku następnego dnia będzie musiał zostać w domu.

Gdyby wyjrzał teraz przez okno, pewnie dostrzegłby sylwetkę siedzącą na skraju dachu budynku naprzeciwko. Czarnowłosa dziewczyna nawet nie próbowała kryć swojej obecności, a z tego miejsca doskonale widziała, co chłopak robi. Jej złotobrązowe oczy sunęły za nim, kiedy tylko miała go w zasięgu wzroku.

Dzień obserwacji skończyła właśnie tutaj. Rodzina Dziesiątego Vongoli, kolejnego szefa była dość interesująca. Niemal wszyscy dostrzegli jej obecność, przerywając na moment swoje zajęcia, lecz nikt z nich nie odkrył jej tożsamości. Mieli przed sobą jeszcze długą drogę.

Uśmiechnęła się sama do siebie. Ileż to już lat minęło, odkąd miała przed sobą nowe wyzwanie? Z czasem dni stawały się monotonne, wręcz nudne. Łatwo było zapomnieć, kim miała być, co miała zrobić. Teraz nadeszła zmiana, a ona czuła podekscytowanie. Zwłaszcza, jeśli sprawdzi się to, co o nich usłyszała.

Ponownie spojrzała w okno chłopak. Siedział przy stole i opierał głowę na rękach. Chyba było mu ciężko.

– Coś mi się zdaje, że jutro nie pójdziesz do szkoły, Hayato – mruknęła pod nosem. – Decimo będzie musiał obejść się bez ciebie.

~ · ~

Słońce chyba kpiło sobie z uczniów siedzących w ławkach na lekcji matematyki. Kilku z nich tęsknie patrzyło na niebo, inni próbowali spać, ale było też kilka pustych ławek. Nauczyciel nie zwracał na to w ogóle uwagi, tłumacząc kolejne zagadnienie i przepytując wyrywkowo słabszych uczniów.

Ósma Wola [KHR FF]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz