6. Najszczęśliwszy dzień w życiu?

265 16 48
                                    

"Z moim mordeczkami kochanymi :*" – przeczytałam podpis pod zdjęciem, które Kwolek wrzucił do siebie na Instagrama. To było w jakiejś sytuacji przedmeczowej. Ja i Igor staliśmy obok niego. Bartosz ewidentnie pierdolił jakieś głupoty. Ja miałam minę nieco rozbawioną, a Igor niedowierzającą.

– Ty naprawdę myślisz, że mnie tym udobruchasz, pierdolony zdrajco? – spytałam Kwolka.

– Ale co tak ostro?

– Kurwa, nie mogę uwierzyć, że odchodzisz – kręciłam z niedowierzaniem głową.

– Wiesz, w życiu czasem przychodzi moment, kiedy musisz przestać żyć urojeniami, że będziesz dostawać wypłatę na czas.

– W tym sezonie jest na czas – argumentowałam.

– Będę miał rodzinę, chcę czegoś stabilnego.

Z jednej strony go rozumiałam, a z drugiej pękało mi serce. Czułam, że pewna epoka wraz z jego odejściem się skończy. Myśl, że będzie zdobywał punkty dla innego klubu, była naprawdę bolesna.

– Dobra, dwie sprawy są – powiedział. – Pierwsza: czy dasz mi dupy?

– No, czekaj, tylko zdejmę spodnie – chwyciłam za guzik spodni, udając, że chcę się rozebrać.

– Świetnie. A druga: wpadniesz do nas wieczorem? Będzie parę osób z drużyny.

– Jest na to jakaś okazja?

– Okazja to spotkanie towarzyskie. Ładnie się ubierz i nie zawiedź mnie.

Powinnam była już wtedy się domyślić, że wpuszcza mnie w maliny. To jest Kwolek z gatunku chujacz podwalacz.


Kiedy stałam krótko po dziewiętnastej pod jego drzwiami, nadal nic nie podejrzewałam. Weszłam do środka, przywitałam się z Mają i Igorem i spytałam:

– A gdzie reszta?

– Nie dotrą. – Kwolek uśmiechnął się niewinnie. – Więc cóż, podwójna randka!

Spojrzałam na Igora. Miał totalnie zdezorientowaną minę, co mnie utwierdziło w przekonaniu, że nie miał świadomości, że tak to będzie wyglądać.

– Winka? – zaproponował Bartosz.

– Chodź, pomogę ci nalać tego winka. – Chwyciłam go za ramię i pociągnęłam go do kuchni. – Co to, kurwa, jest?

– Ale o co ci chodzi? – zgrywał niewiniątko.

– Miało być parę osób z drużyny – przypomniałam mu.

– No i są: ja, Igor i ty.

– Masz rozum i godność człowieka? Zresztą po co pytam, skoro wiem, że nie.

– Wyluzuj, Grobelny ci przeszkadza? Nie lubisz go?

– Nie próbuj takich tekstów – odpowiedziałam. – I nie baw się jego kosztem.

Cóż, było całkiem miło. Ostatecznie nie piliśmy wina, bo Maja była już w ciąży, ja nie powinnam ze względów zdrowotnych, a chłopaki chcieli być na chodzie na porannym treningu. Igor bawił się z psami Kwolka, a ja trzymałam się od nich z daleka.

– No przynieś, przynieś zabawkę – zachęcał. – Dobry piesek. Chcesz na kolana?

Przyznaję, to był pocieszny widok. Patrzyłam na to rozleniwiona ciepłem.

Śniło mi się, że się topię i nie rozumiem, dlaczego tak jest. Umiałam pływać, więc próbowałam ruchów, które znałam, by utrzymać się na powierzchni. Na próżno. Chciałam wołać pomocy i rzeczywiście widziałam ludzki kształt, który przyszedł mi na pomoc. Wyglądał, jak cień, a potem stawał się coraz bardziej realny i rozpoznałam, że to Igor.

Coś jak dobre przyjęcie | Igor Grobelny, Kuba KochanowskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz