15. A gdyby nie to, chciałabyś mieć ze mną dziecko?

245 15 36
                                    

Nasze wakacje były naprawdę miłe. Objechaliśmy Włochy, Belgię i parę zakątków w Polsce, a nawet Warszawa była całkiem przyjemnym miastem, by spacerować po Łazienkach i siedzieć nad Wisłą.

Próbowałam spychać problemy na dalszy plan, mimo że ciągle miałam je gdzieś z tyłu głowy.

Dostałam termin rozprawy rozwodowej dopiero na wrzesień. Panicznie się bałam tych odwiedzin w sądzie, a równocześnie bardzo chciałam, żeby było już po.

Odrzuciłam dwie propozycje powrotu do kadry, mimo że dostawałam informacje o tym, że brakuje jeszcze jednego fizjoterapeuty. Nie mogłam sobie jednak na to pozwolić. Za bardzo obawiałam się Kuby. Pamiętałam czasy, gdy byliśmy pokłóceni w sezonie reprezentacyjnym. Nie było to przyjemne, a teraz mogło być tylko gorzej.

Znowu musiałam zrobić rajd po paru lekarzach, a od ginekolożki usłyszałam:

– Jeśli chce pani mieć dzieci, to raczej teraz, bo potem może być tylko gorzej.

Chciałam jej ze stoickim spokojem odpowiedzieć, że nie ma problemu, bo nie chcę mieć dzieci, ale niespodziewanie zaniepokoiła mnie ta wiadomość. Do tej pory nie rozmawiałam z Igorem o dzieciach, ale miałam poczucie, że powinnam mu o tym powiedzieć. Zastanawiałam się, czy zdecyduje się na rozstanie, jeśli się dowie. Choć za bardziej prawdopodobne uznałam to, że postąpi trochę jak Kuba, czyli będzie wierzył, że "kiedyś" uda mu się nakłonić mnie na dziecko, a potem w końcu jego oczekiwania sprawią, że się odsunę i poszukam szczęścia gdzie indziej.

Tak czy owak uznałam, że to będzie uczciwe, jeśli od razu mu powiem, że moje wymęczone chorobą narządy powoli mają dość i szykują się do kapitulacji.

Kiedy jednak streściłam mu moją wizytę u lekarki, usłyszałam:

– W sumie to przecież moglibyśmy mieć dziecko teraz.

Przełknęłam ślinę.

– Znaczy teraz się starać?

– Dokładnie to powiedziałem, Gabi. Chcę mieć z tobą rodzinę. Jeśli to ma być teraz, to chcę teraz.

Znowu wyobraziłam sobie dzieciaczka bawiącego się piłką do siatkówki i niezdarnie upadającego na parkiet.

– Ja... To nie jest takie proste. Oficjalnie nadal jestem żoną Kuby, co oznacza, że automatycznie według polskiego prawa to jemu zostałoby przypisane ojcostwo – powiedziałam, próbując w sobie znaleźć swoją zwyczajną niechęć do dzieci.

Dlaczego nie potrafiłam powiedzieć mu, że ja po prostu nie chcę, tylko zasłaniałam się Kubą? Dlaczego nagle przestałam panikować na myśl o zajściu w ciążę?

– Ale rozwiedziesz się z nim przecież, prawda? – spytał.

– Tak, ale on jest przygotowany na walkę latami. Wiesz przecież, że stwierdził, że nie zależy mu na szybkim rozwodzie, tylko na niszczeniu mnie.

Nie potrafiłam zachować spokoju, gdy to mówiłam. Pokazałam mu swój strach i smutek.

– To na pewno da się jakoś odkręcić z tym ojcostwem – argumentował, tuląc mnie do siebie.

– Nie wiem, obawiam się, że to może być dla niego okazja do dręczenia mnie: walka o prawa do nie swojego dziecka. Jeszcze udałoby mu się wywalczyć jakieś widzenia, chciałby o nim decydować... To byłoby straszne. Pewnie by blokował zwykłe wyrobienie paszportu, byle tylko poznęcać się nad nami.

Nie wierzyłam, by Kochanowski odpuścił. W mojej głowie urósł do rangi jakiegoś potwora. Myślałam, że będę za nim tęsknić, wspominając nasze miłe chwile, ale nagle pamiętałam tylko złe.

Coś jak dobre przyjęcie | Igor Grobelny, Kuba KochanowskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz