2021
– Mam super ofertę – powiedział mi pewnego razu Kuba.
– Super ofertę?
– Kontrakt na trzy lata, kupa kasy, która nas ustawi na pół życia. – Był podekscytowany.
– Włochy? Rosja? – spytałam.
Trochę bałam się wyjazdu za granicę, ale zdawałam sobie sprawę, że jest on bardzo prawdopodobny.
– Nie, Polska.
– Przedłużasz kontrakt z Zaksą? Mówiłeś, że ci się tu podoba – próbowałam dalej z ulgą, że jednak nie zagranica.
– Resovia mi złożyła zajebistą ofertę.
– Resovia?
Pamiętam, że uniosłam brwi. Resovia to był wtedy synonim kłopotów. Morza pieniędzy wpakowanego w coś, co nie wypaliło. Resovia była postrzegana jako rozczarowanie.
– No co?
– Wiesz, jak tam jest. Za dużą kasą idzie duża presja – próbowałam mu tłumaczyć.
– Nie boję się presji.
– Wiem, że nie, ale do tej pory ten klub był raczej pośmiewiskiem. Nie obawiasz się, że z tobą w składzie będzie to samo? Zawsze chciałeś walczyć o najwyższe cele. O mistrzostwo Polski. Przecież Zaksa ci to może dać.
– I da mi to. Zdobędziemy mistrzostwo w tym sezonie. – Był pewny siebie.
– A Resovia?
– A Resovia to projekt na długie lata. Sprowadzają mocną ekipę, która będzie bić się o najwyższe cele.
– Ty chcesz tego. Ty naprawdę tego chcesz – uświadomiłam sobie.
– Oczywiście, że chcę. To jak? Gotowa na Rzeszów?
Kuba podpisał ten kontrakt, a ja w głowie snułam swoje własne plany. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że słowo "projekt" odegra w nich kluczową rolę, ale wcześniej jeszcze wzięłam udział w ostatnim tangu Vitala.
Z tego ostatniego sezonu z szalonym Belgiem najbardziej zapamiętałam nie stracone igrzyska, ale mistrzostwa Europy w Polsce. Nie pamiętałam już nawet na nich, że jeszcze kilka miesięcy temu nie potrafiłam sama umyć głowy. Byłam pełnoprawnym członkiem sztabu bez taryfy ulgowej. To dawało mi dużo szczęścia, ale też sprowadzało na mnie dużo stresu.
W kluczowych momentach turnieju spałam po parę godzin. Rozwiązywałam problemy dotyczące nie tylko bolących części ciała, ale też wysłuchiwałam narzekań na niewyrozumiałe partnerki, zmartwień dotyczących dzieci i innych kłopotów zaprzątających umysły zawodników.
Pozwalałam, by przelewali na mnie swoje problemy. Czasem mi się przy tym obrywało, tylko dlatego że byłam pod ręką. Wszystko znosiłam cierpliwie i ze zrozumieniem. Czułam się dumna z roli, jaką spełniam w drużynie. Coś jest nie tak? Idź do Gabryśki.
Ale płaciłam za to cenę. Stres, który nie znajdował ujścia, sprawiał, że nocami, kiedy wreszcie leżałam w łóżku, dostawałam drgawek. Skupiałam się wtedy tylko na tym, by Kuba nic nie zauważył.
Zresztą jego też musiałam głaskać i uspokajać. Zapewniać, że jest ważny, że da radę. Że my damy radę jako drużyna.
Trzecie miejsce było jednak swego rodzaju rozczarowaniem. Liczyliśmy na coś więcej. Wiedzieliśmy, że było nas na to stać. Zapamiętałam łzy Vitala i jego słowa, że jestem dla niego jak córka. Chwalił mnie i moje umiejętności. Pękało mi serce, gdy to mówił, a gdzieś z tyłu głowy szykowałam się do tego, by powiedzieć Kubie, że nie pojadę z nim do Rzeszowa.
Przełknął to. Ciężko, ale to przełknął.
– Będziemy małżeństwem na odległość?
– Przecież damy radę. A związki na odległość to przecież nie koniec świata... Ja potrzebuję tej pracy.
Nie był zadowolony, ale starał się to zrozumieć, przynajmniej tak mi się wydawało.
– Myślałem, że zaczniemy się starać o dziecko.
Zatkało mnie, gdy to usłyszałam.
– Nie wydaje mi się, żeby to był dobry moment – odpowiedziałam zbywającym tonem, ale wewnątrz mnie wszystko krzyczało, że ja nie chcę dziecka.
– No dobra, pomyślimy o tym kiedy indziej.
Zastanawiałam się wtedy, jak długo jeszcze uda mi się go zbywać, jeśli chodzi o ten temat. Przerażało mnie, że on chce, a ja nie. Miałam nadzieję, że może mu się odwidzi i da mi spokój. Że zaakceptuje, że mi wystarczą podopieczni w drużynie i nie potrzebuję nikogo kolejnego, za kogo trzeba wziąć odpowiedzialność. Ani dziecka, ani psa.
– Ja nadal biorę leki, żeby to paskudztwo nie wróciło – podałam jako mój koronny argument.
– Wiem, masz rację – zgodził się, a ja odetchnęłam z ulgą. Zastanawiałam się, ile mi to da czasu.
Najgorsze było to, że płaczący synek Fornala wcale nie przekonał Kuby, że dziecko to nie zabawka, którą fajnie się przytula, ale obowiązek na całe życie. On wręcz był zachwycony małym Olkiem, bo takie dostał imię Fornal junior.
Ja byłam zachwycona swoją karierą.
Warszawski klub niby był taki sam jak kiedyś, a jednak niezupełnie. Byłam strasznie podekscytowana i podenerwowana. Obawiałam się, że nie spodobam się trenerowi i że mogę sobie nie dać rady na przestrzeni całego sezonu.
Powrót na stare śmieci był jednak wzruszający.
– Proszę, proszę, kto nas zaszczycił swoją obecnością – przywitał mnie Kwolek.
– Siema, mordo – przytuliłam go, próbując powstrzymać łzy wzruszenia.
– Ktoś tu się stęsknił.
– Ty? No wiedziałam, że brakuje ci mojej ręki.
– Jak cholera. Wprowadzić cię do szatni?
Byłam wdzięczna za tę propozycję. Spotkałam stare twarze, które były w Warszawie jeszcze w momencie, gdy musiałam zrezygnować z pracy dwa lata wcześniej. Był Kuba Kowalczyk, zwany Kropkiem, był Andrzej Wrona, Piotrek Nowakowski i Damian Wojtaszek. Tych znałam.
– Igorek, przywitaj się ładnie – zwrócił się Kwolo do siedzącego w kącie szatni chłopaka, szturchając go przy tym dość mocno.
– Ała, zostaw mnie, łajzo – odpowiedział Igorek.
– No, to jest właśnie Igorek, nasz gorszy przyjmujący.
– Gorszy? – spytał oburzony.
– Gorszy ode mnie – znęcał się nad nim Kwolek.
– Spierdalaj – odpowiedział elokwentnie Igor.
– Bądź miły, bo jak nie, to nasza nowa-stara fizjoterapeutka skręci ci kark – zagroził mu Bartosz.
Igor przeniósł wzrok na mnie. Chyba odrobinę się zawstydził.
– Jestem Gabryśka – przywitałam się i dziarsko uściskałam mu rękę.
– A tak, słyszałem o tobie – skomentował mnie.
– Co słyszałeś? – zainteresowałam się.
– Że tu pracowałaś i w reprezentacji – zaróżowił się lekko.
Ale ładna buzia, pomyślałam.
– Ja o tobie też coś słyszałam – odpowiedziałam, bo utkwił mi w głowie jego występ w superpucharze Polski, pierwszej imprezie klubowej, którą podczas choroby oglądałam w telewizji.
– Pewnie, że jestem bratem tej znanej siatkarki – wymamrotał.
– Bardziej, że...
– Nie przejmuj się nim – nie dał mi dokończyć Kwolek. – On ma nie do końca równo pod sufitem. – Zrobił palcem kółko przy skroni i pociągnął mnie dalej, by przedstawić rozgrywającemu, Trynidadowi.
CZYTASZ
Coś jak dobre przyjęcie | Igor Grobelny, Kuba Kochanowski
RomansaGabryśka jest wdzięczna Kubie, że pomógł jej, gdy była umierająca. Z czasem jednak będzie musiała uznać, że uratowanie życia to może być za mało, by uratować związek. Kontynuacja "Czegoś ponad siatką" i "Czegoś więcej niż as serwisowy", ale można cz...