Nie jestem dobra we wstępy.
Po paru latach postanowiłam wrócić do siatkarskiej twórczości i pokazać TO. Jestem bardzo ciekawa odbioru: czy będziecie team Gabryśka, czy zdecydowanie nie. Żeby ta opowieść weszła na właściwe tory, musimy się cofnąć jeszcze do momentu, w którym skończył się "Coś więcej niż as serwisowy", więc zapraszam na podróż w minione lata. Jeśli nie czytaliście poprzednich części, to zachęcam, ale można czytać tę bez znajomości poprzednich.
Miłego czytania!
2019
Umierałam. Nie wiem, jak inaczej mogłabym nazwać stan, w którym się znalazłam. Mimo że operacja mojej głowy się powiodła, to stałam się kaleką.
Jestem kaleką, myślałam sobie, kiedy nie mogłam sama wstać, kiedy nie dawałam rady mówić. Jestem kaleką, myślałam, gdy widziałam przygnębiony wzrok odwiedzającego mnie Kuby. Jestem kaleką.
Około października lekarze uznali, że mój stan jest na tyle dobry, że mogę kontynuować rehabilitację w domu. Co to dla mnie właściwie oznaczało? Nie, nie mogłam wrócić do swojego mieszkania. Kto by się tam mną zajął? Kto by mi pomógł dojść do łazienki? Kto by mi przygotował jedzenie?
Nagle znów byłam jak noworodek pod opieką matki, bo to pod dach moich rodziców trafiłam po wyjściu ze szpitala. I to mama przejęła opiekę nade mną. Tata nie bardzo był w stanie, bo alkohol zaczął przejmować jego życie.
Mama była świadkiem moich nieudolnych prób mówienia w normalnym tempie i łapania równowagi, pomagała mi jeść i myć się, podawała leki.
– Nie denerwuj się, Gabrysia – słyszałam, gdy coś mi znowu nie wychodziło.
Ale łatwo jej było mówić. A może niełatwo? Wzrok jej się zapadał, gdy patrzyła, jak cierpię. Poza tym musiała jakoś łączyć swoją praktykę zawodową z opieką nade mną, a do tego wytrzymywać wiecznie pijanego ojca, z którego nie było już żadnego pożytku.
Pamiętam, że próbowałam oglądać superpuchar Polski i kibicować chłopakom z Warszawy. Próbowałam wierzyć, że mają szansę w starciu z zespołem z Kędzierzyna-Koźla. Starałam się powstrzymać ból na myśl, że mnie z nimi nie ma i może już nigdy nie będzie.
– Patrz, boli go. Przecież widzę, że go boli – próbowałam tłumaczyć chrapiącemu na kanapie ojcu, kiedy mój klubowy ziomeczek, Kwolek, krzywił się z bólu.
Denerwowałam się. Wypowiedzenie tego komunikatu wiele mnie kosztowało, a ojciec i tak tego nie słyszał pogrążony w alkoholowym śnie.
Kuba przyjeżdżał, kiedy tylko mógł. Zapewniał o swojej miłości i gadał o ślubie. Nie próbowałam prostować jego planów, choć w głowie miałam tylko znaki zapytania, jak on to wszystko widzi, skoro nie jestem samodzielna.
Mama krzywo patrzyła, gdy zostawał na noc. Chyba bała się, że Kochanowski zrobi mi krzywdę. Ale nie miała racji. Po prostu spaliśmy obok siebie. Ja z wyrzutami sumienia, że jestem zepsutą zabawką, która nie może mu nawet dać swojego ciała.
To nawet nie chodziło o to, że nie byłam w stanie w pełni sprawnie poruszać kończynami. Gdyby tak było, tobym mu powiedziała, żeby odwalał robotę i możemy się kochać. Ja po prostu nie miałam ochoty i chciałam zwalać winę na leki, które brałam.
Musiałam wierzyć, że to leki. Przecież leki kiedyś przestanę brać i wtedy znowu mi się będzie chciało, prawda? Musiałam trzymać się tej nadziei.
Zresztą czy ja mogłam mu się jeszcze podobać? Czasem w to wątpiłam. Włosy na głowie odrastały denerwująco powoli. Do tego byłam przeraźliwie blada i chuda. Zawsze raczej należałam do szczupłych osób, ale przez chorobę stałam się dramatycznie koścista i sflaczała. Patrzyłam na niego i zastanawiałam się, czy jest ze mną przez wyrzuty sumienia. Przy każdej wizycie spodziewałam się słów zerwania. Ale zamiast tego w końcu padło:
CZYTASZ
Coś jak dobre przyjęcie | Igor Grobelny, Kuba Kochanowski
RomanceGabryśka jest wdzięczna Kubie, że pomógł jej, gdy była umierająca. Z czasem jednak będzie musiała uznać, że uratowanie życia to może być za mało, by uratować związek. Kontynuacja "Czegoś ponad siatką" i "Czegoś więcej niż as serwisowy", ale można cz...