3

179 29 4
                                    

POV. trzecia osoba

Alex aż wzdrygnął się jak drzwi zatrzasnęły się, tym razem zostawiając go samego, w ciemnej wielkiej komnacie, cichej, pustej, nudnej i męczącej już swym widokiem. Jak bardzo chciałby chwycić za pędzel i pomalować ściany na pstrokate kolory, przyciągające oko wymyślne wzory i zamienić nudne drewniane meble na równie kolorowe, żywe, ciekawe.

Jednak co miał on zrobić, co zrobić w takiej sytuacji miał książę wychowany na grzecznego, dobrego chłopaka, tak kulturalnego i wychowanego, spokojnego i odpowiedzialnego. To życie mimo, że pożądane przez wielu ze względu na dobrobyt i czekający na Alex'a tron doprowadzało chłopaka do szału. Każdy dzień według zaplanowanego dokładnie w kalendarzu planu, w tym spotkania i obiady, na których udawał kogoś kim nie jest, udawał tego Alex'a ukształtowanego przez presję niczym kawałek gliny na rzeźbę tak idealną, tak zachwycającą i zapierającą dech, aż.. nieprawdziwą.

Czarnowłosy młodzieniec przewracał się z lewej na prawą stronę, trącając poduszki rękoma, by poprawić je jakoś, gdyż nagle wszystko mu przeszkadzało. Takie noce były częste, nie mógł on zasnąć, przewracając się z boku na bok, czując że cos jest nie tak, nie do końca będąc pewnym czym to "coś" było.

W gniazdo myśli poplątanych ze sobą i szwędających się po jego głowie, odbierających mu spokój i spędzających sen z powiek od tak wprosiła się kolejna myśl, tym razem jakoś bliższa jemu sercu, ważniejsza od reszty, jakby głośniejsza w jego głowie. A przewodnim tematem myśli tej był dobrze znany mu młody mężczyzna, wysoki, z kasztanowymi oczami, w których widział coś hipnotyzującego niczym spojrzenie meduzy, o włosach bujnych, w odcieniu gorzkiej czekolady, rozwiane wiatrem niczym te trawy ozdobne posadzone w zamkowych ogrodach.

Alex niczym w jakiejś filmowej retrospekcji oglądał z tyłu głowy wspomnienie sprzed kilku minut, a może sprzed kilku godzin? Sam nie wiedział ile tak leżał, myśląc o tej chwili, gdy drzwi komnaty zamknęły się za brunetem, a on pozostał sam. Czuł się opuszczony i samotny, trochę jakby oczekiwał, że jego strażnik wejdzie tutaj, porozmawia z nim, a jego kojący, gładki głęboki głos z łatwością ześle na niego spokojny, wyczekiwany sen. 

Jakby marzenie zlewało się z rzeczywistością, a dzieląca ich cienka linia zacierała się Alex usłyszał kroki na korytarzu. Wiedział, że nie miał zezwolenia opuszczać komnaty, tym bardziej o tak późnej godzinie, gdy księżyc wisi na niebie niczym blady, okrągły lampion, oświetlający każdy skrawek królestwa.

Jednak kogo by zdziwiło to, że na korytarzu po chwili słyszalne było cichutkie, ledwo słyszalne skrzypienie ciężkich drzwi, oczywiście tych prowadzących do komnaty księcia, który teraz stawiał ostrożne kroki niczym piórka na parkiecie, po którym stąpał, w nieznajomym mu kierunku, z którego usłyszał wcześniejsze dźwięki przypominające kroki.

Wychylił głowę za zakręt korytarza, widząc ciemną, wręcz czarną sylwetkę, przestraszony schował się za ścianą z powrotem, oddychając ciężko. Stał tak chwilę, gdy jego serce ponownie zaczęło bić szybciej wraz ze słyszalnymi coraz bliżej ciężkimi krokami, krokami osoby która musiała mieć jakieś ciężkie buty, których grube podeszwy odbijały się dźwięcznie, gdy ich odgłos wypełnia wcześniej całkiem cichy korytarz.

-Kto tu jest?- Usłyszał cichy, jednak pewny głos, zaćmiony przerażeniem towarzyszącym mu w tej chwili nawet nie przeanalizował groźnego szeptu, a zaczął powoli cofać się wzdłuż ściany.

Nagle usłyszał jak spokojne kroki przyśpieszają w ułamek sekundy i zbliżają się strasznie szybko, a czarna sylwetka wydziera się z ciemności, zza zakrętu na tą część korytarza, przyszpilając go ściany przerażonego i sparaliżowanego w jednym miejscu Alex'a, który miał wrażenie że zaraz dostanie zawału.

Przerażony pisk nawet nie zdązył dobrze wyrwać się z jego ust, gdy te zostały zakryte przez na prawdę dużą, silną dłoń, którą przeskanował wzrokiem, kierując go wzdłuż ręki przez ramię aż do twarzy jego nieznanej, ciemnej sylwetki skrytej w ciemności, którą okazał się być nie kto inny jak chłopak zaprzątający mu głowę.

-Co ty tu robisz!?- Syknął, jakby krzycząc szeptem, odsuwając pomału dłoń od twarzy swojego podopiecznego, który skanował go dalej przestraszonym wzrokiem.- Mniejsza, od kiedy ty w ogóle wstajesz tak wcześnie?

-Wcześnie?- Skrzywił się Alex, patrząc na jedno z wielkich okien na ścianie korytarza, chwilowo zasłonięte grubą, aksamitną niebieską zasłoną. Jak w międzyczasie Wilbur puścił go ten podszedł do okna, wychylając głowę przez zasłonę, której skrawek uchylił.

Na niebie dalej widniał księżyc, jednak to rozjaśniło się znacznie, wyglądając jakby zaraz miał mieć miejsce wschód słońca.

-Która godzina?- Spytał Alex, przerywając ciszę.

-Chwilkę po piątej, ja muszę się stawić przed zamkiem o wpół do szóstej, a ty? Co cię tu sprowadza o tak młodej godzinie, tym bardziej, że powinieneś czekać w pokoju zanim po ciebie nie przyjdę i nie odprowadzę do jadalni na śniadanie.

-Nie mogłem zasnąć.- Odparł spokojnie, jednak jakby zamyślony, wpatrując się w twarz drugiego.

-Czyli twierdzisz, że nie spałeś do tej pory ani chwili?- Niższy kiwnął głową, ani co ten westchnął.- Nie jesteś sam, chodź.- Powiedział, biorąc go za nadgarstek i ciągnąc za sobą korytarzem. Wilbur otworzył ponownie drzwi do komnaty swego podopiecznego i podszedł z nim do jego łóżka.- Kładź się.- powiedział, a bardzije jakby wskazywał jego głos, zażądał. Alex nie wiedział do końca co się dzieje, jednak posłusznie się ułożył na łożu.

Brunet westchnął, spojrzał na niego, potem na bok, wzdychając, jakby był sobą zawiedziony i chwycił w dłonie brzegi miękkiej pierzyny, przykrywając nią czarnowłosego. Usiadł na brzegu, patrząc na wciąż zdezorientowanego Alex'a.- Wszystko dobrze?- Zapytał.- Wyglądasz niby blado, ale z drugiej strony czerwono.- Powiedział z grymasem, bo wiedział jak dziwnie to brzmi.

-Tak, ja tylko... Nie ważne, możesz już isć, dzięki za odprowadzenie mnie.

-Nie.

-Co?

-Po pierwsze, nie co a proszę, a po drugie nie, zostaje tu, będe czekał aż zaśniesz.- powiedział stanowczo, jego ton głosu dający znać, że nie żartuje.

-Ale j- Alex nie dokończył, po jeden z palców wyższego wylądował na jego ustach, pokazując aby się uciszył.

-Zamknij oczy i idź spać.- Powtórzył, a Alex zamknął powieki, czując jego obecność obok. Jak dziwne by się to nie wydawało ta obecność wcale nie sprawiała, że czuł się niekomfortowo, a wręcz przeciwnie, jakby uspokajała go i wyciszała... Jak dziwnie by to nie zabrzmiało, Alex zaczął się robić senny i jak równie dziwnie by to nie zabrzmiało, samo patrzenie na chłopaka sprawiało że i Wilbur zaczął ziewać, zmęczenie spowodowane nieprzespaną nocą dające się we znaki...





----------------------------

985 słów

"Tylko by korona z głowy nie spadła" |quackbur| |royal AU|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz