6

151 22 4
                                    

Pov. Alex

Patrząc na pusty już pokój zauważyłem jedno, nawet jeśli chłopak tylko leżał obok, nie odzywał się ani się nie ruszał, to i tak pokój wyglądał na mniej... Pusty?

Teraz znów był taki sam, szary, nudny, chyba często używam tych słów, głównie gdy opisuje swoje życie i moja codzienność i otoczenie.

Spojrzałem na pięknie zdobiony zegar, wiszący na ścianie , była już 10 , więc za 30 minut chłopak powinien zjawić się tu ponownie.

Wyobraziłem sobie to jak wchodzi do pokoju, zalanego szarością a ten spływa kolorem i życiem, jego obecność nagła i krótka, jednak tak diametralnie zmieniająca wygląd tego pomieszczenia.

Od początku był dla mnie intrygujący, jego czyny, to jak się wypowiada, starannie dobrane słowa czasem przyprawiały mnie o uczucie jakbym rozmawiał z kimś wysoko wykształconym. Nawet to jak się poruszał, zawsze mając na sobie te ciężkie buty, jednak poruszając się gładko i pewnie jednocześnie.

Na początku było inaczej, był moim opiekunem, jednak zaczęliśmy się zapoznawać, byliśmy trochę bliżej i czasem rozmawialiśmy, chodząc po ogrodzie, niby nic wielkiego, ale odczułem to że nagle się odsunął, z dnia na dzień ilość wymienionych zdań się zmniejszała a plany spacerów po ogrodach zatarły się całkowicie z czasem.

Wtedy znów zostałem sam, jednak pragnąc poczuć coś nowego, zaznać adrenaliny wykradłem się oknem pewnej nocy, chodząc koło muru, przechodząc prowadząca tamtędy ścieżką, którą kiedyś chodziliśmy. Mur jest dość wysoki, zbyt wysoki by przeskoczyć przez niego jednak nie wyższy niż 4 metry. Nie wiem co przykuło w nim moją uwagę, ale podszedłem do porastającego go bluszczu, mając wrażenie jakbym widział jakieś światło w nim.

Wtedy odsunąłem bluszcz, myśląc że coś jest na murze, jednak muru pod nim nie było, była za to dziura, na tyle duża aby przez nią przejść, jednak też na tyle mała , że trzeba się schylić by przejść przez nią. Za bluszczem, po drugiej stronie muru, który przekraczałem bardzo rzadko znalazłem wtedy źródło światła, świetliki.

I tak to się zaczęło, można więc powiedzieć że to wina Wilbura, że wymyślam się przez mur co jakiś czas, kiedyś każdej nocy, jednak teraz niestety coraz rzadziej, gdyż ten zaczął przyłapywac mnie na tym, tak jakby obserwował mnie dokładnie i wiedział kiedy mam plan się wymknąć.

Raz wyszedł za mur ze mną, dobra, więcej niż jeden raz, to że się ode mnie nagle odsunął zapoczątkowało to, że znalazłem to przejście, a wychodzenie przez nie i wspólne "ucieczki" ponownie jakby na chwilę nas zbliżyły.

Ciągnęło się to jakiś czas, może miesiąc, półtora miesiąca, do jednej nocy, która pamiętam bardzo dokładnie. W tym miejscu często, lecz nie zawsze można było zobaczyć świetliki, i tym razem poszczęściło się nam i gdy usiedliśmy na lekko wilgotnej od rosy trawie małe owady zaczęły tańczyć w powietrzu nad naszymi głowami.

Położyłem się wtedy na ziemi, spoglądając na Wilbura i kiwając do jego głową, by położył się obok, tak też zrobił. Leżeliśmy tak, wpatrując się w świetliki na tle czarnego jak kartka oblana atramentem nieba.

-Przypominasz mi trochę takiego świetlika.- Te słowa zapadły mi jakoś w pamięć, że pamiętam je jeden do jednego, czasem rozmyślając o nich wieczorami i powtarzając je sobie w głowie.

-Czemu?- Wtedy jeszcze nie rozumiałem w ogóle tego nawiązania, które jednak było w pewien sposób piękne dla mnie.

-Te świetliki zawsze wyglądają pięknie, małe światełka na tle czarnego nieba, odbijają się dość mocno, tak jak ty wybijasz się z tłumu, jesteś jak taki świetlik na tle nieba, mimo że dookoła w zamku panuje ta "ciemność", ta mdłości i nuda, to ty jakoś ja rozpraszacz, trochę jak rozproszona wiązka światła, tworząc tęczę. Cała gama kolorów, unikająca dzień, oryginalna i piękna. - Pamiętam, że po tych słowach spojrzałem się na niego, gdy dalej leżeliśmy na trawie, zdziwiony tak nagłymi, intrygującymi dla mnie słowami nie byłem pewien jak zareagować, nie wiem czemu ale uznałem to za coś złego. Chodziło o to że jestem głośny, energiczny i odstaje od perfekcji panującej na zamku? Dalej zastanawiam się czemu tak to zinterpretowałem, ale powiedziałem tylko "Wiem do czego zmierzasz, nie chce tego słuchać". Potem wróciłem do zamku, on został za murem, wrócił później, ale nie wiem kiedy dokładnie, wiem że został tam jeszcze, ale razem nie pojawiliśmy się potem w tym miejscu, bo znów zrobił się zimny, oddalił się jeszcze bardziej.

No stąd, mi z owąd, niczym nagła burza w słoneczny, letni poranek rozległo się pukanie u drzwi.  Wciąż byłem w łóżku, leżąc oparty o zagłówek, jak to często robiłem gdy zatapialne się w myślach.

Drzwi otworzyły się, z charakterystycznym skrzypieniem, a w progu stal oczywiście brunet, już w innych ciuchach. Teraz mnie to tlenki, nie był rano w ubrany w nic typowo oficjalnego, ani wyjściowego, mówił też o miejscu w którym musi się stawić z ważnego powodu, a jednak zasnął w mojej komnacie, u mojego boku.

-Zaraz śniadanie, ubierz się jakbyś mógł a ja poczekam za drzwiami, jak będziesz gotowy wyjdź, będę czekać.- Powiedział, jak zawsze obojętnym tonem, ta sama formułka, kiedyś tak nie było, na samym początku, ale cóż, nie AM co ubolewać na przeszłością.

Gdy zniknął ponownie wstałem z łóżka, podchodząc do wielkiej garderoby, obok której wejścia stała też szafa , w której jednak były jedynie szaty wyjściowe i ciuchy na specjalne okazje.

Rozejrzałem się dookoła, wybrałem strój w miarę zgrany ze sobą i założyłem go na siebie. Przed drzwiami jednak coś mnie zatrzymało, jakbym wahał się, nie wiem o co chodziło, ale poczułem że cos jest nie tak, intuicja tym razem nie mówiła mi że chodzi o mojego opiekuna, a o coś bardziej poważnego, chociaż on sam wydawał się jakoś spięty jak teraz o tym pomyśle.



_---------------------
912  słów

Trch mnie nie było...

"Tylko by korona z głowy nie spadła" |quackbur| |royal AU|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz