POV. trzecia osoba
Wilbur wiedział, że nie powinno tak być, wiedział jak nieprofesjonalne i nie odpowiedzialne byłoby ucięcie sobie drzemki, chociaż z drugiej strony, to że miał postawić się gdzieś osobiście w pół do szóstej tez nie było prawdą, owszem czekał go obchód, ale to dopiero podczas, gdy Alex będzie jadł śniadanie, na które i tak musi go odprowadzić.
Przymknąć oczy nie zaboli, nie przysnę- tak pomyślał brunet, dosłownie może z pięć minut przed tym jak zasnął, siedząc na brzegu łóżka swojego podopiecznego, księcia, przyszłej głowy państwa. Chociaż teraz bardziej leżał, oparty o wygodny zagłówek, z jedną nogą zwisającą z brzegu łóżka.
Minęło około półtora godziny, zanim słońce nie zaczęło świecić przez okno Alex'a na jego twarz, przez niezasłonięte zasłonki od baldachimu. Nieprzyjemne uczucie przebudziło go, ten już chciał wstać, gdy zrozumiał, że tuż obok, na jego łożu, częściowo przykryty jego kołdrą leży nie kto inny jak Wilbur.
Serce wręcz podskoczyło mu w klatce piersiowej, jakby miało wylecieć niczym ptak z gniazda i możliwe, że nigdy nie wrócić, jednak ominął go zawał, po raz kolejny tego dnia prawie spowodowany przez drugiego.
Alex odkrył się, wychodząc leniwie spod kołdry, lekki dreszcz przeszedł go wraz z ciarkami, gdy jego bose stopy zetknęły się z zimną podłogą. Podreptał do rogu łóżka, gdzie znalazł się bok firany, którą pociagnął wraz z sobą, by zasłonić dostęp światłą słonecznego, gdy nagle napotkał na przeszkodę, nogę bruneta, swobodnie zwisającą z łóżka na ziemię, gdzie wchodziła w drogę materiału sięgającego de facto do samej podłogi.
Po zdecydowanie szybkim podjęciu decyzji, czyli prawie bezmyślnym, bo nie dośc że szybkim to jeszcze po wstaniu, gdy Alex jeszcze nie był dobudzony, ten sięgnął ostrożnie po nogę zwisającą z rogu łóżka. Ta w przeciwieństwie do drugiej miała na sobie wciąż but, druga nie iż planem Wilbura było tylko wyprostowanie jednej na łóżku, odczekanie aż Alex zaśnie i udanie się gdzie indziej.
Jednak nigdzie indziej się nie udał, więc but zaraz wylądował koło drugiego, położonego obok łoża, które nawiasem mówiąc było dość sporych rozmiarów, o ile "sporych" to nie za małe słowo. Co się więc dziwić, że brunet zasnał tak szybko, gdy miękki materac zapadał się lekko pod nim, a dookoła czuć było fiołkową woń od aksamitnej w dotyku pościeli z łabędziego pierza.
Alex po usunięciu przeszkadzającego mu w tym buta usunął i z podłogi przeszkadzającą mu nogę, wszedł na łóżko i pochylając się nad wyższym, teraz śpiącym chłopakiem zasunął firankę do końca.
Westchnął radośnie, zapadając się z powrotem w nieziemsko wygodnym materacu, to dopiero musiałyby być luksusy, jednak jak już wiadomo, nudne luksusy. jednak tą nudę, tą codzienną, nudną rutynę, szarość każdego kolejnego dnia wyglądającego jak ten poprzedni i następny przerwał nikt inny jak chłopak, w którego twarz wpatrywał się teraz zamyślony Alex.
Czuł, że z jednej strony robi jakby coś złego, jednak z drugiej towarzyszyła temu tak nowa dla niego adrenalina, coś zaczeło się dziać, nawet jeśli w pokoju dalej panowałą cisza, nie był w nim sam.
Zawsze narzekał rodzicom, z którymi kontaktu specjalnie dobrego tez nie miał, że bycie zamkniętym w czterech ścianach samemu jest przenudne, wtedy w wieku chyba szesnastu lat poprosił o towarzysza w postaci kota, ale alergia matki na niego nie pozwoliła, drugie podejście było proszenie rodzicieli o psa, to też nie wyszło, znowu z tego samego powodu, plus argumentów ojca, że taki kundel to tylko nabrudzi w zamku i będzie jak taki niewychowany dzikus, a kolejne w domu nie potrzebują.
Wyjściem ostatecznym okazał się staw na obrzerzach ogrodu, nie byle jaki staw, staw zarośnięty dziką przyrodą i nietknięty ludzką ręką, poza tą Alex'a, staw w którym odnalazł nowych towarzyszy, kaczki. jak kolwiek głupio i prosto to zabrzmi to staw taki sprawił mu niewiarygodną radość, może wydawać się to niepokojące dla niektórych jednak nadał im wszystkim imiona i czasem nawet do nich mówił, niestety to nie to samo co człowiek, jedyne iich odpowiedzi były kwakaniem, a nie słowami.
Słowa, tyle się ich kłębiło w głowie dojrzewającego chłopaka, chociaż dojrzewanie nadchodzi po dzieciństwie, a ten czuł jakby tak na prawdę go nie miał, przynajmniej nie tego normalnego, nie posiadał dzieciństwa kojarzonego z piaskownicą, zabawą na dworze, cieszeniem się i byciem brudnym od błota. On siedział w zamku, a jedynym przyjacielem był żadko przyjeżdżający jego daleki kuzyn, syn kuzynki jego matki, która nawiasem mówiąc na prawdę sie z nią przyjaźniła. Był to George, jedyna osoba która mogła chociaż trochę pojąć jego los i irytację bycia skazanym na szarą codzienność mieszkania w zamku.
-----------------------
720 słów
CZYTASZ
"Tylko by korona z głowy nie spadła" |quackbur| |royal AU|
FanfictionRoyal Au Alex Quackity, jedyne dziecko królewskiej pary, czekające na przejęcie tronu i władzy nad królestwem, co jednak ma stać się szybciej niż się tego spodziewał. Ojciec chłopaka ciężko choruje, ale ukrywa ten fakt przed rodziną do czasu aż jeg...