1

211 29 17
                                    


POV. trzecia osoba

Księżyc świecił dumnie i wysoko na bezchmurnym niebie, dzisiaj była pełnia, a jak każdej prawie nocy okno jednej z komnat w parterowej części zamku uchyliło się  z cichym skrzypieniem.  Z okna, wprost w krzewy hortensji wyskoczył czarnowłosy chłopak, w długich czarnych spodniach, odświętnej, białej koszuli, zdobionej pięknymi haftami, a na niej czarny płaszcz z kapturem, który zwisał z jego ramion i ciągnął się do prawie samej ziemi.

Po wylądowaniu założył kaptur na głowę i przebiegł z rabaty z hortensjami do muru, koło którego przeszedł kilka metrów, do miejsca w którym za bluszczem kryło się przejście, o którym wiedział tylko on, no dobrze, prawie tylko on.

-Ekhem.- Usłyszał za sobą, gdy odrzucał bluszcz na bok, gotowy do ucieczki. Odwrócił się, aby zobaczyć swojego osobistego strażnika, Wilbura stojącego za nim, ze skrzyżowanymi rękoma.- Znowu to samo? Proszę księcia, aby wstał sprzed tego muru i wrócił ze mną do zamku.

-Ugh.- Alex wstał, przewracając oczami.- Mówiłem ci tyle razy, wystarczy Alex, mów mi na ty, jesteś prawie że w moim wieku, dzielą nas trzy lata.- odpowiedział od niechcenia, zdejmując czarny kaptur z głowy i ukazując swoją twarz, która pokazywała jego niezadowolenie.- Nie lubię jak się tak do mnie zwracasz, znamy się od prawie czterech lat, nie musisz zachowywać się tak sztywno.- Powiedział, lekko szturchając ramię wyższego, którego jednak to nie ruszyło.- ...Serio będziesz siedział cicho? W takim razie do widzenia.- Powiedział, odwracając się, gotowy by się zwrócić.

-Odezwałem się, pasuje? A teraz chodź, jest zimno.- Powiedział brunet, łapiąc go za nadgarstek. Alex od razu uśmiechnął się zwycięsko z wyższością, kiwając głową na tak, chwytając za dłoń drugiego.- Ręka.

-Huh?

-Twoja ręka, jest na mojej.- Zauważył chłodno towarzysz księcia, który zaczął się irytować i zabrał dłoń z naburmuszoną miną.- Dziękuję.- Powiedział jego strażnik i przy okazji opiekun dworski. Wilbur został przydzielony do tych zadań, gdyż matka Alex'a chciała by osoba z którą będzie spędzał połowę dni była chociaż w jego wieku, a jej kuzynka poinformowała ją o chłopaku, który szukał pracy w sąsiadującym królestwie, które należało do niej.

Dwa te królestwa od lat były na bardzo dobrych stosunkach, o czym warto wspomnieć, gdyż syn owej kuzynki jego matki, daleki kuzyn Alex'a był również jego przyjacielem, który wcześniej znał się z Wilburem, przed jego przeprowadzką.

Od razu jak Wilbur dostał ten jakże ważny urząd prywatnego strażnika i opiekuna dworskiego księcia przyjechał do pałacu wysłaną po niego karetą zaprzężoną w czarne konie ze swoimi skrzyniami zawierającymi jego dobytek. Od tamtej pory mieszka w zamku, posiada własną komnatę, którą od komnaty Alex'a dzieliły zaledwie dwie pary drzwi. Różnica byłą taka, że oczywiście jego była mniejsza, ale tak mu się podobało, było tam przytulnie i skromnie od samego początku.

Dwójka szła w ciszy, stawiając co kolejne kroki po trawnikach , dążąc w kierunku, który Alex'owi był tak właściwie nie znany.

-Którędy wejdziemy?

-A którędy wyszedłeś?- Odpowiedział brunet pytaniem na pytanie.- Oknem, chciało ci się tamtędy uciekać, teraz tamtędy wrócisz, jakiś problem?

-Nie, wręcz przeciwnie, bo wreszcie mówisz normalnie, a nie per wielki mój panie księciu miłosierny.- Powiedział z ironią i lekką złośliwością w jego głosie.

-Skoro to było twoje życzenie i to cię uszczęśliwi, nie widzę jakiegoś wielkiego problemu w tym.

-To super.- Powiedział Alex, patrząc na okno, pod którym się znaleźli.- tylko problem lezy tu, że to nie moje okno.

-Bo te jest moje.- powiedział luźno Wilbur, wskakując przez okno do jego komnaty, co Alex uczynił od razu po nim.

-Nie pamiętam ostatniego razu, gdy tu byłem.- Zaczął rozglądać się dookoła.- Lub nie byłem, sam nie pamiętam już, ale to nie ważne na chwilę obecną. Co robimy?

-Co robimy? Ja, jako twój opiekun i osobisty strażnik zgodnie z moim obowiązkiem odprowadzę cię do twojej komnaty, a ty jak grzeczny chłopiec położysz się spanko.- Powiedział z złośliwym uśmiechem. Mina Alex'a zrzedniała i skrzyżował on ręce na klatce piersiowej, przerzucając ciężar swojego ciałom bardziej na lewą nogę, tak, że jego lewe biodro wystawiał bardziej na zewnątrz, przychylając je w tą stronę podczas przeszywania zezłoszczonym wzrokiem chłopaka przed nim.

-Już chyba wolę księcia od "dobrego chłopca" jak tak chcesz się bawić, możesz jednak gadać do mnie jak sztywniak, ale dzieciakiem to nie jestem.

-Aczkolwiek jesteś młodszy, wiem że jesteś księciem i zawsze dostawałeś to na co masz ochotę, ale teraz to ja mam ochotę tak cię nazywać więc dalej, do łózia.- Uśmiechnął się ponownie, otwierając drzwi od swojej komnaty i wychodząc z niej, zostawiając czarnowłosego za sobą.




-----------------------

710 słów

Witam witam

"Tylko by korona z głowy nie spadła" |quackbur| |royal AU|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz