POV. trzecia osoba
Wilbur był trochę zdezorientowany po rozmowie z ojcem Alex'a, ale ten powiedział mu, że zaraz śniadanie i polecił aby ten sprowadził księcia do sali, w której jadali rodzinne posiłki, bo te z gośćmi zawsze odbywały się w innej, przyozdobionej sali.
Wilbur skierował swoje kroki do komnaty księcia poraź chyba już trzeci tego dnia, chociaż oficjalnie po raz pierwszy, zapukał do skrzydłowych drzwi i po odczekaniu kilku sekund otworzył je, gdyż usłyszał "proszę" zza nich.
Alex właśnie kończył dopinać ostatnie, górne guziki swojej koszuli, którą nosił po zamku, nie była jakoś wilce elegancka, nie miała żadnych zdobień, złotych nici, czy haftów, była to zwykła biała koszula, bpów i tak na dziś nie planowane były żadne ważne wydarzenia, na których musiałby być przystrojony w nie wiadomo jak dobrane szaty. Odwrócił się do bruneta z uśmiechem i podszedł do niego już gotowy.
-Śnia-
-Tak wiem, śniadanie, nie musisz zawsze mi tego powtarzać, po prostu chodźmy już, zawsze jesteś tak pod linijkę, że ja nie mogę.- Powiedział Alex, z lekką ironią w jego głosie i ruszył przed siebie, zostawiając bruneta za sobą, aby ten zamknął drzwi do komnaty i potem dogonił go na przestronnym korytarzu.
-Tylko wypełniam moje obowiązki, nie masz co marudzić i wiele z tym nie zrobisz.- Powiedział, jednak nie chcąc brzmieć jakoś szorstko, czuł potrzebę by pilnować się, zdecydowanie teraz, gdy jest po tak poważnej rozmowie z ojcem chłopaka. Chciał spełnić prośbę władcy, być przy chłopaku, jednak po co być przy kimś i być nie miłym, to nic by nie dało, więc musiał się trzymać twardo.
-Wiem, ale czy to nie nudne?- Zapytał go Alex, teraz idąc ramię w ramię z nim ku sali potocznie nazywanej jadalnianą. - No wiesz, musisz się mną opiekować, zajmować się mną, obserwować mnie i pilnować, a nie chcesz nawet ze mną porozmawiać jak z normalnym człowiekiem, mimo to że chwilowo jesteś tak jakby skazany na mnie. Czy rozmowa ze mną bez używania zwrotów per książę per wasza wysokość na prawdę byłaby gorsza od wchodzenia do mojej komnaty każdego ranka i wymawianie jakiejś wyuczonej formułki?- Zapytał wprost, patrząc się na chłopaka z zaciekawieniem, gdyż odpowiedź na to pytanie naprawdę go zastanawiała.
-Nie wiem, czy zauważyłeś, ale nie zwracam się do ciebie chwilowo na per książę, a jeśli chodzi o te "formułki", jak je nazwałeś, to weszło mi to już w nawyk, traktuje to bardziej jako obowiązek, a nie coś co ma być jakąś atrakcją, obowiązki czasem bywają nudne.- Akurat jak Wilbur skończył mówić znaleźli się przed wysokimi, szerokimi drzwiami skrzydłowymi o dwóch złotych klamkach, za które Wilbur chwycił i rozsunął z ich pomocą drzwi na dwie strony, by wpuścić Alex'a do przestronnej sali.
W sali tej czekał już jego ojciec, siedzący na końcu długiego stołu, na krześle przypominającym trochę tron mniejszych gabarytów, przed nim, na stole było miejsce na talerz, jeszczew puste i obok leżały sztućce, tak samo jak przy trzech kolejnym miejscach. Było to jednak coś dziwnego, gdyż poza królem zawsze, na przeciwko siebie, obok niego siedzieli jego żona, za równo matka Alex'a jak i Alex, królowa od prawej strony swego męża i Alex od lewej strony swego ojca. Jednak tym razem, jeszcze obok nakrycia Alex'a przygotowany był jeszcze jeden komplet sztućców.
-William, prosiłbym cie tu na chwilę.- Przez salę, z lekkim echem poniósł się donośny głos, a Wilbur, trochę zdezorientowany podszedł wraz z Alex'em do mężczyzny.- Alex możesz siąść, ty też Will.- Alex siadł, równie zdezorientowany co jego towarzysz, który spojrzał ze zdziwieniem na brodatego mężczyznę.
-Ale, że tutaj?
-Tak, chciałbym abyś zjadł dzisiaj śniadanie, oraz jutro i przez kolejne dni też.- Oznajmij, a do sali weszła matka Alex'a, uśmiechnięta jak zawsze i promieniejąca. Usiadła na swoim miejscu i z ciekawością spojrzała na trójkę.
-Coś się stało?- Zapytała.
-Nic, jak coś od dzisiaj William będzie jadał z nami, jest Alex'owi bardzo bliski i spędza z nim połowę czasu, więc uważam, że tak powinno być.
-Oh to wspaniale, tylko powiedz mi kochany czy masz na coś uczulenia, czy nie jesz czegoś z wyboru, nie chcę abyś czuł się niekomfortowo jedząc przy stole z nami, jak czegoś nie lubisz oczywiście też daj znać.
-Dziękuję, nie jestem na nic uczulony, ale miło mi że pani pyta, a zjem wszystko, raczej nie jestem wybredny. Jeszcze raz dziękuję za tą możliwość.- Wypowiedział dalej ciut zdezorientowany i zdziwiony oraz oczywiście zaszczycony, zasiadając obok Alex'a.
Po chwili do sali kolejno za sobą w rządku weszli czterej mężczyźni, ubrani elegancko w białe koszule i czarne spodnie, idąc tak z talerzami dla Wilbura wyglądali trochę jak grupka pingwinów człapiących za sobą, jednak oczywiście zachował tą głupkowatą myśl dla siebie, pozostając cicho.
Wszystkim zostało podane śniadanie w postaci dużego talerza z jakąś sałatką praz omletem na pięknych talerzach oraz przed nimi została wystawiona ozdobna, ręcznie malowana zastawa herbaciana, składająca się z czterech filiżanek oraz dzbanka z herbatą, z którego dziubka wylatywała dalej para wodna o aromacie aronii, której sok został dodany do herbaty. Aronie rosły w sadzie zamkowym i w lato zawsze zbierane są ich owoce, aby potem na chłodniejsze dni w roku mieć z owych owoców sok do herbaty, zachwalany ze smaku i jego właściwości, którymi było wspieranie odporności i poprawa samopoczucia podczas przeziębień czy grypy.
Jeden z mężczyzn, których z głowie Wilbur porównał z pingwinami ostrożnie rozlał herbatę do wszystkich filiżanek i odłożył dzbanek na jego poprzednie miejsce, aby następnie opuścić salę wraz z resztą obsługi w takim samym śmiesznym rządku.
-------------------------------------
875 słów
CZYTASZ
"Tylko by korona z głowy nie spadła" |quackbur| |royal AU|
FanfictionRoyal Au Alex Quackity, jedyne dziecko królewskiej pary, czekające na przejęcie tronu i władzy nad królestwem, co jednak ma stać się szybciej niż się tego spodziewał. Ojciec chłopaka ciężko choruje, ale ukrywa ten fakt przed rodziną do czasu aż jeg...