Był ładny, słoneczny dzień. Postanowiłaś skorzystać z dobrej pogody i wybrać się na spacer do lasu. Przechadzałaś się pomiędzy drzewami, podziwiając piękno przyrody. Dawno nie wychodziłaś z domu i cieszyłaś się, że w końcu się na to zdecydowałaś.
Po paru godzinach spacerowania, zdecydowałaś się odpocząć. Usiadłaś na ławce i zaczęłaś jeść orzeszki, które wzięłaś ze sobą na wypadek gdybyś zgłodniała. Nagle zobaczyłaś szopa, biegnącego prosto na ciebie. Wskoczył ci na kolana, wyrwał twoją paczkę z orzeszkami i zaczął je łapczywie wyjadać.
- Karl! - usłyszałaś zdyszany głos mężczyzny, który podbiegł do ciebie i szybko złapał zwierzaka, który wypuścił opakowanie z pyszczka. - Tak nie wolno!
Przyjrzałaś się nieznajomemu. Miał ciemnobrązowe włosy ułożone w taki sposób, że zasłaniały mu oczy. Ubrany był w białą koszulę, czarną kamizelkę, białą marynarkę oraz czarne spodnie i płaszcz w tym samym kolorze. Mężczyzna spojrzał na ciebie zawstydzony, a przynajmniej tak ci się wydawało, bo nie widziałaś dokładnie jego oczu.
- P-przepraszam za Karla! - odezwał się zestresowany. - To dobry szop, naprawdę! Nie wiem co w niego wstąpiło. Jeszcze raz bardzo przepraszam za jego zachowanie. Czy... czy mógłbym to jakoś pani wynagrodzić?
- Spokojnie, nic takiego przecież się nie stało! - stwierdziłaś. - To tylko orzeszki.
Ciemnowłosy schylił się, by podać ci upuszczoną przez szopa paczkę. W tym czasie, z kieszeni wysunęły mu jakieś kartki, na których dostrzegłaś wiele napisanych odręcznie zdań. Wyglądało to jak rękopis powieści.
- Proszę - powiedział, podając ci paczkę. - Zostało jeszcze trochę.
- Dziękuję. Ale chyba coś panu wypadło - wskazałaś na strony leżące na ziemi.
- Aaa, to... Tak t-to moje - powiedział zawstydzony i szybko schował kartki z powrotem.
- Czy pan jest pisarzem? - spytałaś zaciekawiona.
- Ja... no cóż ja... w zasadzie to tak, tylko że wszystko co ostatnio piszę jest takie nijakie i nie ma sensu. Od dłuższego czasu brakuje mi weny.
- Hmm, mam pewien pomysł. Może poszukamy inspiracji razem?
- Razem? Właściwie... to jest dobra myśl. Znam takie jedno bardzo ładne miejsce... Czy chciałaby pani pójść ze mną na łąkę?
- Bardzo chętnie! Tylko proszę mówić mi po imieniu. Jestem [Twoje Imię].
- Edgar Allan Poe. Bardzo mi miło. Chodź za mną.
Mężczyzna odwrócił się i zaczął iść, a ty poszłaś za nim. Po paru minutach drzewa zaczęły się przerzedzać, aż w końcu wyszliście na łąkę. Gdy tylko zobaczyłaś to miejsce, musiałaś przyznać Edgarowi rację. Było tu naprawdę pięknie.
Karl zeskoczył z ramienia ciemnowłosego i zaczął biegać po łące. Postanowiłaś pójść za jego przykładem. Zdjęłaś buty i pobiegłaś przed siebie. Jasnozielone źdźbła trawy łaskotały cię w bose stopy. Odchyliłaś głowę do tyłu i poczułaś jak promyki słońca muskają twoją twarz. To uczucie było niesamowite. Czułaś się wolna.
- Em... [Twoje Imię]? - usłyszałaś głos za twoimi plecami. - To dla ciebie.
Odwróciłaś się i zobaczyłaś Edgara uśmiechającego się nieśmiało. W rękach trzymał wianek z kwiatów rosnących wokoło, który założył ci na głowę.
- Dziękuję! - powiedziałaś rozentuzjazmowana. - Jest wspaniały!
- Pasuje do ciebie. Kiedy tak biegałaś po łące wyglądałaś niczym lejmoniada.