02

99 10 1
                                    

Małe serduszko jeszcze nigdy nie waliło tak szybko. Było to lekko zaskakujące, ponieważ nie znał jeszcze wszystkich reakcji swojego nowego ciała. I nie liczyło się nawet to, że przecież jeżem był raptem od kilkunastu godzin, z czego część przespał schowany w drzewie. Ale nawet jako człowiek, był pewien, że jeszcze nigdy nie czuł, jakby serce miało wyrwać dziurę w jego piersi od tak silnych uderzeń. Nawet podczas największych walk nie mierzył się z takim problemem.

Louis był pewien, że jeżeli nie zabiło go to cholerne ptaszysko, to zrobią to nerwy. I to w najbliższej przyszłości, jeżeli kolejne dni będą malowały się w podobny sposób. A ponieważ uwielbiał złowróżyć, szczególnie w momentach podobnych do tego, to właśnie taki stan rzeczy przewidywał. Dla uspokojenia potrzebował kielicha wina, a najlepiej dwóch. I to wina z tych mocniejszych, które przechowywał dla siebie na specjalne okazje. Albo na wieczory, kiedy potrzebował oczyścić swój umysł z napierających na niego myśli.

Z niepewnością przestał był kulką i spojrzał na człowieka, który kucał obok niego. Widział ciepłe spojrzenie, ale on wcale nie chciał litości, tylko pomocy i powrotu do siebie!

— A co ty tutaj robisz, maluszku? — zapytał ten, przyglądając się malutkiej kulce, którą właśnie uratował. — Powinieneś spać w ciągu dnia.

Głos był przyjemny, a Louis uznał, że skoro znalazł człowieka, to zrobi wszystko, aby się go trzymać. Skoro go uratował — co ten sam powiedział — to oznaczało, że był na tyle głupi, aby zostać jego podnóżkiem. Skoro nie miał swoich poddanych, musiał stworzyć sobie nowych, nawet jeżeli ich liczba miała ograniczyć się do jednej sztuki. Do tego nowy podnóżek nie krzyczał i był spokojny, więc tym bardziej człowiek nie miał już odwrotu. Louis uznał go jako swojego, koniec kropka, dekret imperium jeżowego numer jeden — ten człowiek był już zajęty.

Zaraz znalazł się na dłoniach kogoś, kto okazał się być młodzieńcem, mającym może o kilka lat mniej od samego Louisa, choć w żaden sposób nie umniejszało to jego urodzie. Chociaż władca nie myślał nigdy o posiadaniu towarzysza, mógłby zrewidować swoje poglądy dla małego wyjątku. Zaraz jednak skarcił się, nie rozumiejąc, o czym on myślał. Człowiek był tylko narzędziem, które miało mu pomóc w powrocie do poprzedniego stanu. A ładna twarz jeszcze niczego nie gwarantowała.

— Chodź, odniosę cię w bezpieczne miejsce. Na szczęście nie wyglądasz na zranionego, więc pewnie nie zdążył nawet cię drasnąć.

Ale Louis nie chciał być nigdzie odnoszony! Nie, nie, nie. I jeszcze raz nie! Nie po to jego słabe serce przetrwało właśnie coś takiego, aby miało okazać się, że ten ktoś odniesie go pod pierwsze lepsze drzewo i zniknie. Jego niedoczekanie. Wiedział, że nie mógł odpuścić i zresztą nie zamierzał. Dłonie, które go trzymały były miłe i ciepłe, więc plan był taki, aby zostać w nich na dłużej, póki nie znajdzie sposobu na wrócenie do swojej postaci i podbicia świata.

I nie rozumiał, skąd brały się u niego takie potrzeby. Te związane z potrzebą ciepła i bezpieczeństwa. Jego życie niekoniecznie było usłane tą drugą przyjemnością. Oczywiście był przyzwyczajony do pewnego rodzaju wygód. Jak miałby nie, kiedy w pałacu czekały na niego wszelkie udogodnienia, które pozwalały na jak najwspanialsze życie.

— Dziwne, nie wyglądasz jak inne jeże — mówił ten, nie przejmując się, że jego towarzyszem rozmów był jeż, który mu nie odpowiadał. — A może to po prostu ja już od dawna nie miałem jeżyka na ręce?

Tak, bo wiem, jak wygląda reszta, ironizował władca, zastanawiając się, co takiego niby go odróżniało. A no tak, zapomniałbym, przecież jestem cholernym człowiekiem w ciele jeża? Jak możesz tego nie dostrzegać, nędzniku?

Where does the hedgehog mince at night?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz