09 | ostatni

162 17 3
                                    

Harry podejmował wiele różnych decyzji w swoim życiu. Niektórych żałował, innych bardzo żałował, ale były również takie, które przynosiły coś miłego dla jego serca. Z których może i czasami mógłby nawet powiedzieć, że był całkiem dumny.

Czasami łapał się na tym, jak często myślał raz za razem o całym swoim życiu, gdy stał wieczorami, obserwując miasto, nad którym zapadała noc. Niedawno wrócił do komnaty, mogąc odpocząć po dniu pełnym pracy. Harry nie oddał się słodkiemu lenistwu, udawanej dobroczynności i plotkom, które przeplatałby z kolejnymi balami. Choć minęło kilka lat, to nadal miał w sobie obowiązek noszenia innym pomocy i realizował to, czasami za wszelką cenę. Prowadził lecznicę dla najbiedniejszych, jako wyraz tego, że władza dbała o wszystkich swoich poddanych, niezależnie od ich statusu. Na początku wprowadziło to wiele zamieszania, ale po kilku tygodniach stało się to czymś normalnym.

A Harry, cóż, nie skupiał się tylko na tym, aby leczyć. Bo razem z pomocą spełniał również inne obowiązki, które teraz ciążyły na jego ramionach. Poświęcał na nie sporo czasu, nawet jeśli część z nich wydawała mu się być kompletnie nieistotna lub wcale go nie interesowała. Ale każda decyzja miała swoje konsekwencje, z którymi trzeba było się zmierzyć.

Trzymał w rękach kielich z winem zmieszanym z wodą, obracając go leniwie w dłoniach, pozwalając by chłodny wiatr rozwiewał jego włosy. Wiedział, że za chwilę wróci jednak do ciepłego pomieszczenia, ale niezależnie od pogody nigdy nie umiał sobie odmówić tych kilku chwil spokoju na świeżym powietrzu, gdzie nikt mu nie przeszkadzał.

Ale czy na pewno nikt?

Odwrócił się, gdy usłyszał hałas, który wskazywał tylko na jedno.

Że nie tylko on uporał się ze swoimi obowiązkami tego dnia.

Uśmiechnął się delikatnie, wracając jednak do wpatrywania się w krajobraz, bo doskonale wiedział, że za chwilę i tak nie będzie w tym jednym miejscu sam.

Właśnie może tak było, kiedy poczuł dłonie na swoich biodrach i usta, które ułożyły się na jego ramieniu, choć skóra nadal była okryta miękkimi materiałami.

— Służba powiedziała mi, że jeszcze nic nie jadłeś.

Odwrócił się, aby spojrzeć na swojego męża, wzdychając cicho.

— Czekałem na ciebie, jak zawsze, zresztą. Chciałem za kilka chwil posłać po posiłek. Wiem, których szeptów zasłyszeć, aby dowiedzieć się, kiedy do mnie wracasz — odpowiedział, pozwalając na to, aby ramiona Louisa przytrzymały go w talii. — Nie rozumiem jednak, dlaczego jeszcze cię to dziwi.

— Nie dziwi, ale czasami nieco martwi, gdy dni w pałacu są napięte. I zrobiłem to już za ciebie, za chwilę coś przyniosą.

— Umiem o siebie zadbać, Louis — mruknął Harry, układając jedną z dłoni na ręce władcy. — Jadłem, kiedy spędzałem popołudnie z arystokracją, podsłuchując przy okazji pałacowe plotki. Czasami nawet i na mój temat.

— Nie wątpię w twoje umiejętności, kochanie. Ale lubię mieć pewność, że niczego ci nie brakuje.

— Mieszkamy w największym pałacu świata, którego jesteś władcą. Naprawdę sądzisz, że ktokolwiek pozwoliłby na to, aby czegoś mi zabrakło? — zapytał z rozbawieniem, opierając głowę o swoje ramię.

Brakowało mu tych słodkich chwil, kiedy żaden z nich nie musiał nosić maski na swojej twarzy i gdy byli wyłącznie dla siebie.

Kilka poprzednich miesięcy nie było łatwe dla żadnego z nich. Pojawiło się między nimi napięcie, które dopiero przez ostatnie dni zdołało się nieco rozluźnić. Wszystko rozgrywało się o to, że Louis wciąż nie miał potomka. Nikt nie zwracał uwagi na ich małżeństwo, nie było to ani niczym nowym, ani dziwnym, szczególnie gdy oficjalnie myślano, że wszystko było tylko kolejnym politycznym posunięciem, aby umocnić władzę w rejonach, z których pochodził Harry.

Where does the hedgehog mince at night?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz