***
-Czy ciebie, do reszty, pogrzało?- Zapytał patrząc na mnie.
-Nie tak bardzo jak ciebie. Coś chciałeś, że nie mogło to poczekać aż wyjdę ze szkoły?
-Tak- Parsknął dając do zrozumienia, jak bardzo zdenerwowany był całą sytuacją
-Po pierwsze, od kiedy zadajesz się z Rosją- Zapytał stojąc na baczność przy mej osobie, i przejrzał mnie wzrokiem surowo. Pomimo tego, iż doskonale wiedział o mojej fobii, co do małych pomieszczeń, w takim się znajdowaliśmy. Było może jedno okienko. Dla innych, wydawało by się, że przesadzam.
-Ponieważ mam prawo, a ciebie to nie powinno ani trochę interesować- Odparłem uznając za temat zamknięty. Gdy chciałem się ruszyć, mężczyzna patrząc przed siebie odepchnął mnie z powrotem, na ścianę. Przez chwilę, mrowienie przeszło przez moje plecy, a przed oczyma, pojawiły się czarne plamy. Czułem, jak moja głowa, sama z siebie, kręci się w kółko.
-To, że nie jesteśmy już dobrymi przyjaciółmi, nie oznacza, że będziesz się zadawał z osobami, które chodź trochę znam..
-Znacie sie?- Uderzył mnie natychmiastowo w policzek, zostawiając czerwony, i dający do zrozumienia plac. Cichy jęk wydobył się z moich ust, i spojrzawszy się na chłopaka ponownie, ustałem prosto, patrząc mu się w oczy. Czułem stres, przez odległość, jaka nas dzieliła. Była według mnie.. zbyt bliska.
-Nie przerywaj mi- Zwrócił uwagę krótko.
-Nie myśl sobie, że się ciebie boje, bo wtedy uznam cie za kompletnego idiotę- Parsknąłem czując nagłe napięcie mięśni w górnej części ciała. Ramiona uniosły się lekko w górę. Zawsze tak było, gdy czułem presję.
-Naprawdę?- Uśmiechnął się- Od kiedy taki buntownik z ciebie, co?
Położył rękę na moim ramieniu, a ja czując nagły dotyk, odskoczyłem na ścianę, i tym razem, ramiona znów wróciły do poprzedniej pozycji, a ciało ponownie zgarbiło. Czułem ból w łuku kręgowym. Ściana wbijała mi się prosto w kręgosłup, a to nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy.
-Daj mi spokój. Wyszedłem tylko na idiotę przy znajomych.
-Ohh daj mi spokój, daj mi spokój!- Powtórzył odrazu za mną, trochę wcinając się w ostatnią, przeze mnie wypowiedzianą sylabę- Naprawdę nas rozdzieliło tylko to, że gdy przypadkiem się pocałowaliśmy, tak zareagowałem? Oj no weź..- Zaśmiał się nerwowo. Widać było, że śmiech jego był przymusowy. Inaczej nie wyszedłby na osobę spokojną, wyluzowaną jak zawsze.
-Nie, nie o to, jesteś debilem, idiotom, zboczeńcem, zakłamaną cholerą, i niech cie ta cholera wymieniona dopadnie, wiesz?
Meksykanin się zaczerwienił przez wypowiedziane przed chwilą słowa. Wyglądał bardzo zabawnie. Przez chwilę rozmyślałem, czy dobrze wszystko powiedziałem. Miał problem, z wymyśleniem odpowiedniego żartu. Chyba do tego zdania nie można dopasować żartu. Ups!
-Posłuchaj mnie, Ameryko..- Powiedział. Gdy znów chciałem iść, przypiął mnie do ściany, łapiąc obydwa nadgarstki me, w jedną rękę, i przybijając je nade mną.
-E!- Krzyknąłem krótko.
-Żarty się skończyły. Nikt nie będzie śmiał się tak odezwać do mnie, a co dopiero dzieciak, nad którym mogę panować, jak nad swoim bratem.
Przysunął się do mnie badając twarz, i trochę się zniżając przy okazji. Opierał się z całej siły. Akurat znajdowaliśmy się w dawnym kantorku pani od historii, gdzie nawet na korytarzu nikogo nie było, iż była to stara część budowli. Co mi do głowy przyszło, aby się zgodzić na spotkanie, w miejscu bez możliwości ucieczki? Chyba za bardzo byłem pewny siebie.
Położył głowę na moim ramieniu przyciskając naszą dwójkę do ściany. Byłem zdziwiony trochę, i speszony sytuacją, że nie przemyślałem sprawy. Usłyszałem, jak wolną ręką szuka po kieszeni swoich kluczy do mieszkania. Jego kolano znajdowało się pod moim kroczem, i plątało się z prawą nogą. Lewą miałem lekko stłuczoną.
-skubany- Stwierdziłem w głowie.
CZYTASZ
Czerwona Farba - RusAme
AcciónPewnego dnia, kiedy słońce po raz pierwszy wyszło po wszystkich szarych dniach, do sklepu zawitał Amerykanin. Przywitał się prawie natychmiast ruszył w stronę półek, szukając regału z farbami. Był lekko zdenerwowany, oraz się trząsł. Lecz wina może...