***
Położyłem się na łóżku próbując nie myśleć już o rozmowie z niemcem. Zrozumiałem, że nie mam kogo prosić o pomoc w poszukiwaniu ojca, ponieważ każdy uznał go za złoczyńcę. Mógłbym poprosić policję, ale, obawiam się, że nic nie mogli by poradzić na to, ponieważ minęło dużo czasu od zaginięcia. I uznano zgon, kto by szukał osoby która teoretycznie i praktycznie nie żyje? A gdyby nawet policja zajęła się poszukiwaniem, to napewno chcieli by zamknąć mojego ojca w więzieniu. Myślenie policji było na poziomie. Historia była przestarzała aby obdarzyć zarzutami Związek Radziecki. Ale to przecież policja.
Po chwili usłyszałem szelest, i wtargnięcie się do mieszkania dwóch osób. Słuchałem cicho ich rozmowy. Być może byli pewni, że nie ma mnie w domu. Być może tak było, ponieważ właśnie to powiedzieli.
Cicho wstałem z łóżka, mimo braku chęci, i podszedłem do drzwi które prowadziły z mojego pokoju na korytarz. Chwilę poczekałem, aż sytuacja się rozwinie, lecz postanowiłem wyjść.
Ale gdy położyłem rękę na klamce usłyszałem kroki w stronę mojego pokoju. Zrozumiałem, że nawet gdyby był to Ukrainiec z Kanadyjczykiem, nie mogę im nic zrobić. Nie mogę powiedzieć Ukrainie aby informował mnie jak ktoś przychodzi, nie mogę. Bo nie jestem jego ojcem, i nie chcę kłótni. Z drugiej strony, jestem najstarszy i mam władze nad tym domem. A z kolejnej strony, mógłbym przestraszyć Kanadę swoją obecnością, i Ukraina miałby mi to za złe.
Ale skoro tutaj przyszedł, to albo się boi i próbuje uniknąć mnie wraz z Ukrainą, albo się nie boi, więc przychodzi tutaj bez poinformowania mej osoby.
A jeszcze z kolejnej strony, przecież Ukraina też jest synem ZSRS. Ale to chyba nie miało znaczenia, bo on nie miał kontaktu z ojcem. Nie wiem nawet, czy był na mnie wkurzony ponieważ ojciec zginął, a ja mu go przypominałem wieloma czynnikami, czy inaczej.
Klamka na której miałem prawą dłoń nagle obniżyła się, a drzwi powoli ruszyły w moją stronę, mając na celu zmiażdżenie mnie. Drzwi nagle się zatrzymały, a ja powoli wyszedłem zza drzwi.
-Oh, przepraszam bracie- Stwierdził krótko Kazachstan.
-Mhhm.. Co tam? Jest Kanada?
-Tak, jest- Odpowiedział mi szybko- Chciał z tobą porozmawiać.
Na te słowa otworzyłem szerzej oczy i stanąłem naprzeciwko młodszego. Otworzył szerzej drzwi, i zauważyłem za nim Ukrainę i Kanadę. Również Białoruś.
-Co się stało, że was tyle przy moim pokoju?- Zapytałem zdziwiony.
-Nie miej mi za złe to najście, ale chciałbym porozmawiać sam na sam, z tobą.
Kiwnąłem głową przesuwając się od wejścia, Kazachstan cofnął się do tyłu, po czym poszedł do pokoju ciągnąc Białoruś, a Ukraina chwilę stał patrząc się na mnie smutnym wzrokiem. Po chwili ruszył z miejsca (być może udając). Zamknąłem pokój i stałem patrząc się w drzwi. Kanada zdążył zająć miejsce na moim łóżku.
-Widziałem cię z Rzeszą Niemiecką- Powiedział. Poczułem się śledziony.
-Nie zaprzeczę
-Wiesz, Ukraina chciał, abym ja z tobą porozmawiał o tym, bo on z tobą nie potrafi rozmawiać. Co robiłeś z nim?
-Nie zrozum mnie źle, ale czy mam ci się teraz spowiadać?- Odparłem czując irytację. Nie chciałem być nie miły, lecz było to wkurzające.
-Chciałbym pomóc.
Wreszcie się odwróciłem w stronę mężczyzny. Być może i nie miałem dobrego wzroku, ale dało się dostrzec brązowe oczy, które wbijały wzrok w moją twarz, powodując niezręczność. Zacząłem myśleć, i dopiero po kilku minutach zrozumiałem, że zagłębiłem się w myślach, a gość czekał, którego nawet nie znałem, i któremu miałem d o s ł o w n i e się tłumaczyć, jak małe dziecko rodzicom. Nie na tym rzecz polegała, przecież.
-Jasne, ale nie potrzebuje pomocy. Jeżeli Ukraina się boi poruszyć tej kwestii, to może niech zapyta się, czy nie wiem, taki Kazachstan mógłby porozmawiać ze mną. Nie obca dla mnie osoba- Powiedziałem szybko. Po chwili odsapnąłem i poczułem ogromny stres. Czemu moje myśli zostały wypowiedziane na głos?- przepraszam.
-Rozumiem, że jestem ci obcą osobą. Ale, jestem zaufaną osobą Ukrainy. Teoretycznie, mógłby poprosić Kazachstan. Ale, nie zrobił tego.
-To mógłby- Odparłem wtrącając się w jego wypowiedź. Zrozumiałem, że znowu nie mam manier. Robię sobie wroga w osobie ważnej Ukrainie. Ale, to co mówiłem to była prawda. Nawet nie wiedziałem o nim. Więc przyszedł tak nagle, nawet nie zdążyłem go poznać, i musi wiedzieć co robiłem danego dnia, o danej godzinie. Wszystko ma swoje granice. Poczułem się kontrolowany.
Odetchnął głośno, zmęczony, próbując wymyśleć odpowiednie słowa, które przemówią mi do rozsądku. Po chwili wstał, i podszedł do mnie. Był tego samego wzrostu.
-Jeżeli ze mną nie możesz porozmawiać, bo mnie nie znasz, to może dałbyś się wytłumaczyć przed Ameryką? Słyszałem, że się znacie.
Oh, Oni są braćmi..
Czemu miałbym tłumaczyć się swojemu przyjacielowi? To nie on mnje poprosił o to.
To była dosłownie chwila, abym zdążył popaść w panikę.
Nie zrobiłem wroga tylko zaufanej osobie Ukrainy.
Zrobiłem TEORETYCZNIE wroga w bratu Ameryki.
Ale.. mogę to wytłumaczyć.. przecież, byłem miły, ale słowa które powiedziałem, nie dało się powiedzieć w miły sposób?
Co ja mówię.. dało się. Tylko znowu stałem się aspołeczną osobą. Która chce być sama.
-Przepraszam- Odparłem po chwili przecierając twarz jedną dłonią, zakrywając na chwilę twarz- Cieszę się, że martwisz się o Ukraine.
Zmieniłem całkowicie temat. Ale to nawet lepiej dla mnie.
Czy ten dzień mógłby się już skończyć? Byłbym wdzięczny. Zazwyczaj narzekam na to, że zazwyczaj siedzę w domu, potem szkoła, potem spanie. A gdy chociaż jeden dzień się zmieni, i będzie trochę bardziej zwariowany, narzekam.
Zdarzyło się to tylko dzisiaj, co ja mówię..
Lecz znaczenie ma to samo. Pokiwał jedynie głową na znak zrozumienia słów, i udowodnienia, że nie ma zamiaru nic więcej dowiedzieć. A może lepiej dla mnie?
Szybko opuścił pokój mój, rzucając szybkie "Cześć" I wyszedł. Byłem zagłębiony w myślach, że dopiero pare minut po przeanalizowaniu całego zdarzenia do momentu wyjścia chłopaka, zrozumiałem że w drzwiach otwartych na oszerz stał Ukrainiec chwilę patrząc pustym wzrokiem.
Wszystko musiało wrócić na stare tory.
I miałem przeczucie, że nie tylko w jednej kwestii.
Co może się jeszcze takiego stać? Oprócz doinformowania się na temat mojego ojca, nic innego co będzie ciekawe i być może bolesne się stać nie może.
Następnie cofnąłem się do tyłu o kilka kroków, nie spuszczając wzroku z twarzy Ukraińca na sekunde, i usiadłem na łóżko. Chłopak zamknął drzwi, gdy spuściłem finalnie wzrok, i obydwiema rękoma schowałem twarz. Łokcie znajdowały się na moich kolanach. Zacząłem myśleć nad wszystkim, oraz czy powiedzieć prawdę.
Ale oni mnie nie zrozumieją. Uznają za głupotę, bo przecież magia nie istnieje. Nikt mnie nie rozumiał, i dalej tak było.
A Ukraina by mnie znowu nienawidził. Właśnie, dlaczego mnie dotychczas nienawidził?
Co ja mu takiego zrobiłem? To nie moja wina, że ojciec dla innych "zginął". Oh, znowu obwiniam innych.
Lecz, taka prawda. Dlaczego próbuje uciec od prawdy? To nie była moja wina. Być może z charakteru przypominałem mojego ojca, ale to nie moja wina.
Ludzie są dziwni.
Usłyszałem szepty, a potem ciche zamknięcie starymi, zaskrzypiałymi drzwiami. I w domu było cicho. Byłem zagłębiony w swoich myślach, że nawet nie usłyszałem rozmów. Spod okna usłyszałem głośny śmiech, a potem szmer. Okno było otwarte.
Jakoś chwilę po tym, położyłem się, nie wyglądając kto wyszedł, i położyłem się na łóżku zasłaniając twarz. Było pochmurnie, i w miarę ciemno, mimo iż było południe. Usłyszałem stukanie w okno, a potem nagły przeciąg się kilkunastu kropel na raz.
Zamknąłem swoje oczy, aby po chwili poczuć senność. Zazwyczaj spałem w dzień, a potem nie mogłem spać w nocy. I spanie w dzień było spowodowane brakiem zajęcia.
Nie posiadałem niczego ciekawszego do robienia.
Przypomniało mi się, jak w wieku 8 lat, przyszedłem do mojego ojca do gabinetu, gdy młodsze rodzeństwo spało. Trochę oberwałem, lecz było to spowodowane brakiem kontroli nad sobą, z powodu alkoholu. Późniejszym rankiem ojciec przeprosił mnie.
Dla mnie nie był złym człowiekiem. Uśmiech zagościł na mojej twarzy, tylko na chwilę. Następnym wspomnieniem był dzień narodzin Ukrainy.
Matką był również kraj, ale jaki?- tego mi nie wiadomo.
Nie widziałem jej nigdy. Raz może? Jak byłem mały. O ile to nie był sen.
Młodsze rodzeństwo urodziło się bez mojej wiedzy. Nie wiedziałem o tym. Ukrywano to jak tylko było można.
Bez mojej rodzicielki również radziliśmy sobie dobrze. Nie tęskno mi za nią.
Ah, jak cudownie by było, gdyby ojciec powrócił do domu. Gdyby dał znak życia. Fajnie by było..
Niech ten dzień się skończy, błagam.
Poczułem pare kropel spadających na moje czoło, i włosy. Uszatka spadła z łóżka, a moje tłuste włosy wreszcie mogły odetchnąć, i przestać się pocić chodź na chwilę, dusząc się w za dużym ubraniu.
Odpłynąłem nagle w świat, który był dla innych idealnym miejscem, a dla mnie koszmarem- sen.
-Rosja?- powiedział młodszy mężczyzna. Przez chwilę zastanawiałem się, czy to nie przypadkiem Kazachstan, lecz po otworzeniu oczu, chwilowo nikt się nie ukazał. Jednak przez drzwi, które miały szkło, było widać postać. Przypominała Amerykanina. Pociągnął za klamkę, a ja dopiero po chwili zrozumiałem, iż sen mój się skończył, jak kolwiek szybki on był, a wrażenie iż nie jest to rzeczywistość odpłynęła. Zrozumiałem, że będę musiał wstać. Dlaczego ciągle coś się działo, akurat tego dnia? Czyżby Bóg mnie karał za brak wiary w niego? Czyżby wszystkie wydarzenia, które się nie wydarzyły, i przez to powodowały brak chęci, nagle pojawiły się jednego dnia, robiąc niezłe zamieszanie?
"Ciekawe, co się jeszcze wydarzy dzisiaj"- Było to jedyne pytanie w mojej głowie. Głowa nagle stała się pusta, a ujrzenie mężczyzny odebrało mi mowę.
CZYTASZ
Czerwona Farba - RusAme
ActionPewnego dnia, kiedy słońce po raz pierwszy wyszło po wszystkich szarych dniach, do sklepu zawitał Amerykanin. Przywitał się prawie natychmiast ruszył w stronę półek, szukając regału z farbami. Był lekko zdenerwowany, oraz się trząsł. Lecz wina może...