Rozdział 21

553 34 6
                                    

- No proszę, laleczka sama do nas przyszła - zaśmiał się jeden z czarnoksiężników, gdy złapał Lilith za włosy i pociągnął do góry. 

Dziewczyna krzyknęła i wypuściła różdżkę, która poturlała się po kamieniach. 

- Słyszeliśmy, że ostatnio udało ci się umknąć, ale teraz żadne centaury nam nie przeszkodzą - syknął.

Ciągnął krukonkę za włosy tak bardzo, że w oczach zebrały jej się łzy. Nie była w stanie dostrzec, co dzieje się wokół, ale słyszała odgłosy rzucanych zaklęć. Miała nadzieję, że ślizgoni dają radę się bronić.

Z całej siły zrobiła wymach nogą w tył i wiedziała, że trafiła, gdy czarnoksiężnik krzyknął i ją puścił. Obróciła się szybko. Mężczyzna skulił się, trzymając za krocze. Podniósł głowę, twarz wykrzywiły mu gniew i ból.

- Ty mała...

- Depulso! 

Czarnoksiężnik poleciał w tył, odrzucony zaklęciem Sebastiana. Lilith rzuciła się po swoją różdżkę. W zasięgu wzroku dostrzegła drewnianą skrzynię. Wycelowała w nią różdżkę i rzuciła skrzynią w nadbiegającego czarnoksiężnika. 

- Zostawcie tych smarkaczy i zajmijcie się dziewczyną! - krzyknęła jedyna kobieta z obozu.

Lilith odbiła kolejne zaklęcie tarczą Protego, po czym rzuciła kolejną skrzynią. Czarnoksiężnicy nie mieli wielkiej przewagi liczebnej, więc powinni sobie poradzić.

- Confringo! - krukonka podpaliła namiot, w którym dostrzegła beczki oznaczone jako zawierające proch. Zakryła się Protego, gdy beczki wybuchły, dosięgając jednego z mężczyzn.

Słyszała Sebastiana i Ominisa, walczących dzielnie z dwójką innych czarnoksiężników. Skupiła się na dwójce przed sobą, kobiecie i mężczyźnie, który wcześniej trzymał ją za włosy.

- Diffindo!

Czarnoksiężnik zdążył zasłonić się tarczą. Kobieta machnęła różdżką krzycząc:

- Levioso!

Ale Lilith również zastosowała w porę Protego. Wymieniali się zaklęciami, czarnoksiężnicy zbliżali się coraz bardziej, a krukonka nie mogła jeszcze przyzwać starożytnej magii, choć czuła, że niewiele już brakuje.

Czarnoksiężnicy uważali, by jej nie zabić. Używali zaklęć, które najwyżej mogły ją drasnąć, jednak Lilith nie miała takich oporów. Rzucała zaklęcia, które wiedziała, że mogą pozbawić życia, jeśli wrogowie nie zdążą przyzwać tarczy.

Krukonka odbijała zgrabnie ich zaklęcia i rzucała własne, gdy nagle usłyszała krzyk Sebastiana. Serce podeszło jej do gardła, obróciła się i to był jej błąd. Zdążyła tylko usłyszeć:

- Crucio!

Niewyobrażalna fala bólu posłała ją na ziemię i wyrwała krzyk z jej gardła. Puściła różdżkę, zwijając się na zimnych kamieniach porośniętych mchem. Nie mogła nabrać oddechu, nie mogła nabrać oddechu.

Pamiętała, jak pierwszy raz rzucono na nią Crucio. Zrobił to wtedy Sebastian i było potrzebne, by wydostać się ze skryptorium. Ale tamten ból był niczym w porównaniu do tego. Teraz czuła, jakby wszystkie jej mięśnie dostały skurczu, skóra przebijana była tysiącami igieł, a głowę ściskało imadło.

Nie słyszała już nawet własnego krzyku. Wszystko o czym myślała, to ten straszny ból i próby nabrania oddechu. Musiała nabrać powietrza, musiała...

- Protego!

Przez ból przebił się głos Ominisa. Przypadł do Lilith, a jego tarcza przerwała połączenie między nią a czarnoksiężnikiem. Ból lekko się przytępił, ale nadal wstrząsał jej ciałem.

Gdzieś w pobliżu słyszała Sebastiana, który rzucał jedno zaklęcie za drugim.

- Lilith, Lilith... - Ominis dotknął delikatnie ramion dziewczyny. 

Dziewczyna załkała przez zaciśnięte zęby. Była w stanie już oddychać. Otworzyła oczy i dostrzegła nad sobą przerażoną twarz Ominisa, która raz po raz rozmywała się lub była przysłaniana przez ciemność.

- Proszę cię, wytrzymaj - powiedział z wielką determinacją. - Zaraz przejdzie...

Odgłosy walki ucichły i po chwili Sebastian padł na kolana obok Lilith. Na jego twarzy też malował się strach.

- Jasna cholera...

Ból powoli odpuszczał, wzrok wyostrzył się. Oddychała ciężko, próbując rozluźnić mięśnie.

- To był zły pomysł od początku - jęknął Ominis. - Trzeba było wracać do zamku. Mogłem was powstrzymać i wtedy nic takiego by się nie wydarzyło.

- Przestań... się obwiniać - sapnęła Lilith. - Pomóżcie mi usiąść.

- Nie powinnaś jeszcze wstawać - stwierdził Ominis, ale krukonka nie zamierzała go słuchać. 

Mimo bólu, który wciąż jeszcze czuła, zaczęła podnosić się sama.

Sebastian szybko wsunął ramię pod jej plecy i pomógł jej, po czym przyciągnął do siebie, żeby mogła się o niego oprzeć.

- Jesteś ranny - zauważyła, gdy położyła głowę na piersi ślizgona. Rękaw jego szaty był rozerwany, a na przedramieniu znajdowała się długa, krwawiąca rana.

- To nic takiego - odparł, upewniając się, że Lilith siedzi w wygodnej pozycji. - Już trochę lepiej?

- Trochę - przyznała. Czuła się niesamowicie zmęczona. Ale ból wyraźnie już się zmniejszał. - To było... O wiele gorsze niż ostatnio. Dlaczego?

- Pamiętasz, na czym polegają zaklęcia niewybaczalne? - spytał Ominis. - Musisz naprawdę chcieć ich użyć, żeby zadziałały. Wtedy, w skryptorium, nie chodziło o to, by cię skrzywdzić, tylko się stamtąd wydostać. Czarnoksiężnicy za to szczerze chcieli zadać ci ból.

- Mam ochotę zabić ich drugi raz - warknął Sebastian. - Nie wycierpieli wystarczająco.

Lilith skupiła się na biciu serca ślizgona, które słyszała wyraźnie, oraz na otaczającym ją jego zapachu. Jej mięśnie powoli się rozluźniały, ból zmniejszał się i zmniejszał.

- Musimy zaprowadzić cię do szpitala - powiedział Ominis.

- Wykluczone - odrzekła. - Wpadniemy. Za chwilę mi przejdzie i wtedy wrócimy do zamku, zachowując się tak, jakbyśmy nigdy go nie opuścili. - Uniosła dłoń i musnęła palcami rękę Sebastiana, która była zraniona. Wydawało jej się, że chłopak zadrżał. - Ale ty pójdziesz z tym do Świętego Munga. 

- I wtedy nie wpadniemy? - zapytał.

- Powiesz, że się przewróciłeś i zraniłeś o kant jakiejś szafki. Wymyślisz coś, podobno umiesz się wymigać ze wszystkiego.

- Zgadza się, ale będę musiał wyjść na niezdarę - mruknął. - To ujma dla mojej dumy.


W cieniu magii | Sebastian SallowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz