Rozdział 22

572 34 9
                                    

Krukonka i ślizgoni wrócili do zamku krótko przed świtem. Sebastian z Ominisem przez drogę powrotną podtrzymywali Lilith, która niepewnie trzymała się na nogach, pomogli jej dostać się na szczyt wieży Ravenclaw, gdzie się pożegnali i ruszyli do swojego dormitorium. Sebastian obiecał dziewczynie, że zgłosi się do szpitala z samego rana.

Spotkali się ponownie na zajęciach historii. Sebastian miał zabandażowane przedramię i opowiedział, jak wytłumaczył ranę przewróceniem się. Pielęgniarka podobno nie bardzo mu uwierzyła, ale nie drążyła tematu.

Kolejne dni mijały spokojnie. Trójka przyjaciół postanowiła nie wymykać się ponownie i zwyczajnie czekać, aż nauczyciele - i jak się dowiedzieli również Aurorzy - odnajdą ich przyjaciół i profesora Sharpa.

Zima ustępowała miejscu wiośnie. Na błoniach można było podziwiać pierwsze przebiśniegi i krokusy do dnia, w którym zaginął Amit Thakkar. Ostatni raz widziany był wieczorem na błoniach, skąd planował oglądać gwiazdy. 

Profesor Black zakazał wychodzenia na zewnątrz.

Przez tą decyzję balkony szkoły były nadzwyczajnie oblegane. Krukoni mieli o tyle lepiej, że posiadali prywatny balkon na szczycie swojej wieży. Była to jedyna opcja wyjścia na świeże powietrze - dopóki kogoś nie porwą z balkonu.

Lilith coraz bardziej się zamartwiała. Porwano już trójkę jej przyjaciół i jednego profesora. Nikt niczego podejrzanego nie widział, nie widział też, by ktoś kręcił się w okolicy Hogwartu.

Pewnej marcowej soboty dziewczyna przesiadywała w bibliotece nad grubą księgą z transmutacji. Gdy zjawiła się rano na śniadaniu, przy stole ślizgonów siedział tylko Ominis. Spytała o Sebastiana, jednak chłopak odpowiedział ze zdenerwowaniem, że ślizgon rano rzucił tylko, że musi szybko coś załatwić, po czym zniknął. Lilith nie mogła ukryć faktu, że bardzo ją to zaniepokoiło. Bała się, że i jego ktoś porwie. Właściwie bała się, że porwą każdego, kto porusza się w pojedynkę.

Przewróciła stronę księgi, próbując zrozumieć na czym polega sztuka zmienienia wody w dżem. Prawą rękę trzymała przy szyi i w palcach obracała wisiorek naszyjnika, który dostała od Sebastiana. Od świąt nie ściągnęła go ani razu.

Nagle do biblioteki wleciała z cichym szumem jej sowa, upuściła list na księgę i wyleciała. Krukonka spojrzała ze zdziwieniem na złożoną kartkę papieru, leżącą tuż przed nią. Serce zabiło jej szybciej - gdy ostatnim razem dostała list, był on od czarnoksiężników.

Chwyciła kartkę i rozłożyła ją. W środku znajdowały się dwa słowa, wyraźnie napisane w pośpiechu.

Anne umiera

Lilith przeczytała to kilka razy, a bicie jej serca przyspieszało. Zerwała się na równe nogi i pognała co sił ku wyjściu z biblioteki. Wypadła na główny hol. Musiała dostać się do Feldcroft, ale nie było szansy, że wyjdzie przez drzwi. 

Wtedy na hol wbiegł także zdyszany Ominis. Krukonka podbiegła do niego.

- Też dostałeś sowę? - spytała szybko.

- Tak. Musimy iść - rzucił przejęty. Znał Anne o wiele dłużej niż Lilith i był też o wiele bardziej przerażony. 

- Mam pomysł jak się stąd wydostać. Chodź. - Dziewczyna złapała go za rękę i razem pobiegli schodami na górę. 

Przedostali się do drugiego skrzydła, wspięli kolejnymi schodami, pokonali korytarze i znaleźli się przy dawnej sali profesora Figa. Sala była nieużywana, ponieważ nie znaleziono jeszcze nikogo na jego miejsce. Zajęcia przejęła profesor Weasley, która prowadziła je w swojej klasie od transmutacji.

A ponieważ w tej części była to jedyna sala, nikt się tu nie kręcił. Podeszli do kominka, przy którym znajdowała się misa z proszkiem Fiuu.

- Profesor Black nie usunął proszku - powiedziała Lilith, nabierając garść. - To nasze wyjście.

Wrzuciła proszek do kominka, weszła w zielone płomienie i powiedziała wyraźnie:

- Feldcroft!

Podróż proszkiem Fiuu przypominała uczucie wessania. Na chwilę Lilith straciła grunt pod nogami, kręciło jej się w głowie i widziała jedynie ciemność, ale już po paru uderzeniach serca stała w kominku w Feldcroft.

Wyszła z niego, a po paru sekundach zjawił się także Ominis. Razem pognali w stronę domu Anne, wokół którego zebrali się mieszkańcy wioski. Przepchnęli się przez nich i weszli do środka.

Anne leżała na łóżku. Jej skóra była blada jak śnieg, oddychała ciężko i zwijała się z bólu. Sebastian klęczał obok niej, trzymając ją za rękę. Był odwrócony plecami do Lilith i Ominisa, więc nie widzieli jego twarzy. 

Obok rodzeństwa Sallow stał mężczyzna, który prawdopodobnie był lekarzem. Na stole rozłożył swoją teczkę, wypełnioną różnymi fiolkami, skalpelami i szczypcami. Również był blady, a na jego twarzy malował się ogromny smutek.

- ... godzina, a może kilka minut. Naprawdę ciężko to przewidzieć - mówił z wielkim żalem. Obrzucił szybko spojrzeniem Lilith i Ominisa, po czym wrócił wzrokiem do konającej Anne.

- Anne... - Ominis podszedł do przyjaciółki, która nawet nie zareagowała na jego przybycie, w tak wielkim była bólu. Sebastian uniósł głowę, ale Lilith nadal nie widziała jego twarzy.

- Musi być jakiś ratunek! - odezwał się Sebastian głosem, który musiał być łkaniem.

Lekarz pokręcił głową.

- Przykro mi, panie Sallow... Nie ma już żadnego sposobu - wyznał, a jego głos się załamał.

Wtedy Sebastian odwrócił się na tyle, że Lilith dostrzegła jego twarz. Była mokra od łez, które strumieniami wylewały się z jego oczu.

Ten widok tak mocno wstrząsnął Lilith, że na chwilę jej serce się zatrzymało i skurczyło boleśnie. 

A potem odezwała się zachrypniętym głosem:

- Jest jeden sposób.

I nie czekając na nic ani nikogo, wybiegła z domu.

Wiedziała, co musi zrobić.


W cieniu magii | Sebastian SallowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz