Rozdział 14

649 30 2
                                    

Lilith udało się dostać do zamku bez kolejnych przygód. Całą drogę była na siebie zła. Niby przeczuwała, że liścik był zasadzką, ale miała w sobie iskierkę nadziei, że może ktoś rzeczywiście coś znalazł lub dla niej zostawił.

Ale teraz wiedziała przynajmniej dokładnie, o co chodziło czarnoksiężnikom. Chcieli, by otworzyła rezerwuar, by mogli zabrać moc dla siebie. Liczyła na to, że nadal nie wiedzą gdzie on się znajduje.

Postanowiła odwiedzić skarbiec. Chciała się upewnić, że jest nienaruszony i wszystko jest w takim stanie, w jakim go zostawiła.

Zeszła do lochów. Szła korytarzem, a jedynym dźwiękiem było stukanie podeszw jej kozaków o posadzkę. Minęła dwa skrzaty domowe, które szorowały podłogę.

Otworzyła okratowane drzwi, prowadzące do pomieszczenia w kształcie koła. Zwolniła, jej serce zaczęło bić szybciej. Nie była tutaj od czasu walki z Ranrokiem. Nie sprawdzała, czy coś się zmieniło.

Weszła do okrągłego pomieszczenia. Fragment podłogi rozsunął się, ukazując schody w dół. Zrobiła krok do przodu, gdy usłyszała, że ktoś zbliża się korytarzem za jej plecami szybkim krokiem.

Odwróciła się szybko z sercem niemal w gardle. Czarnoksiężnicy nie mogli dostać się do Hogwartu!

Ale to nie czarnoksiężnicy szli w jej stronę, tylko Sebastian Sallow. Poły jego peleryny rozwiewały się, brwi miał ściągnięte.

- Szukałem cię. Co tutaj robisz? Przecież tu nic nie... - przerwał, gdy wszedł do środka i dostrzegł schody. Jeszcze bardziej zmrużył oczy. - Tutaj nigdy nie było schodów, prawda?

Dziewczyna obejrzała się przez ramię.

- Były ukryte.

- Jak to ukryte? - podszedł jeszcze bliżej i stanął obok Lilith. - Dokąd prowadzą?

Lilith nie odzywała się przez chwilę. Umiejscowienie skarbca było dobrze strzeżoną tajemnicą. Aż do bitwy z Ranrokiem nawet nauczyciele nie wiedzieli o tym miejscu. 

Ale od zawsze była szczera z Sebastianem. Nawet gdy profesor Fig prosił, by nikomu nie mówiła co się stało, to jemu powiedziała. Pomógł jej odnaleźć wszystkie części tryptyku. Powiedział jej o skryptorium Salazara Slytherina oraz o klątwie swojej siostry. Od początku sobie ufali, więc mogła i teraz być z nim szczera.

- Do skarbca i rezerwuaru - odparła.

Ślizgon wbił w nią zaskoczone spojrzenie.

- Skarbca? Jest w lochach? - Każde słowo przepełnione było niedowierzaniem, ale i nutką ekscytacji. - Po co tam idziesz?

- Chciałam sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.

Chłopak przeniósł wzrok na schody, a potem z powrotem na przyjaciółkę.

- Czy... Mogę iść z tobą?

Lilith skinęła głową. Nie widziała powodu, dla którego nie miałaby zabrać ze sobą Sebastiana. Profesor Fig również chodził z nią do Komnaty Mapy.

Zeszli po krętych schodach, a potem krótkim korytarzem do drzwi oznaczonych symbolem starożytnej magii. Krukonka otworzyła je i wtedy znaleźli się w dużym, okrągłym pomieszczeniu. Na przeciwko nich znajdowały się cztery ogromne ramy obrazów - puste, a na środku zamiast mapy prowadziły w dół kolejne schody - tam był skarbiec.

Zeszli na środek Komnaty. Sebastian rozglądał się dookoła, chłonąc każdy szczegół. Lilith zaś podeszła do czterech pustych obrazów i wbiła w nie wzrok. Od razu pojawiły się w niej złość i smutek.

- Niesamowite, że coś takiego znajduje się pod Hogwartem! - zawołał Sebastian, wychylając się za jedną z poręczy. Za nią można było zobaczyć liczne skały i wodospady.

Ślizgon wędrował jeszcze kilka chwil po Komnacie, aż zatrzymał się obok Lilith i powędrował za jej wzrokiem do obrazów.

- To obrazy? - spytał, choć nie do końca brzmiało to na pytanie, a bardziej na stwierdzenie.

- Portrety Obrońców - potwierdziła Lilith.

- A więc tak z nimi rozmawiałaś. Gdzie są teraz?

Krukonka roześmiała się ponuro.

- Zniknęli. Gdy wychodziłam tędy po pokonaniu Ranroka, już ich nie było. Po prostu... zniknęli.

Jej serce zacisnęło się boleśnie.

- Wyszłam ze skarbca zakrwawiona, zamęczona i zrozpaczona. Walczyłam z goblinem, który posiadł potężną magię. Płakałam po śmierci Figa. A ich już nie było. Nie powiedzieli mi, że są ze mnie dumni. Nie powiedzieli, że wykonałam dobrą robotę. A ja nie mogłam im przekazać, że profesor poległ. Nie dowiedzieli się o tym. Nie wiem, czy w ogóle by ich to obeszło.

Zamrugała gwałtownie, by odpędzić łzy. Wściekłość gotowała się w niej, grożąc wybuchem. Poświęciła naprawdę wiele - pokonywała kolejne próby, w których mogła zginąć. Stawiała czoła przeciwnikom, którzy przewyższali ją doświadczeniem. Robiła wszystko, co chcieli, a gdy było już po wszystkim, nie czekali na nią, by okazać jej wsparcie i otuchę.

- Nie docenili cię - odezwał się cicho Sebastian. - Potrzebowali kogoś, kto odwali za nich brudną robotę. Zrobiłaś wszystko, czego od ciebie oczekiwali, ale w żaden sposób ci tego nie wynagrodzili. Zasłużyłaś na ich szacunek, a jednak...

Zacisnął dłonie w pięści. Nagle machnął gwałtownie ręką.

- Wiesz co, pieprzyć Obrońców. - Lilith spojrzała na niego z zaskoczeniem. - Jesteś najzdolniejszą czarownicą, jaką znam. To, czego dokonałaś, zapisze się na kartach historii. Wszyscy będą pamiętać, że ocaliłaś czarodziejów. A o Obrońcach nikt nawet nie piśnie słowem. Możesz być dumna z tego, czego dokonałaś. Ja jestem z ciebie dumny.

Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie. Złość ją opuściła, zastąpiona miłym, ciepłym uczuciem.

- Dziękuję - odparła i odetchnęła głęboko. - Chodźmy sprawdzić rezerwuar. 

W cieniu magii | Sebastian SallowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz