O5

219 21 15
                                    

,,Powiesz mi czemu on?"

– Nic mu nie będzie – stwierdziła pewnie, przemywając głowę nastolatka mokrą szmatką. Na Azgardzie nie posługiwali się lekami, czy urządzeniami szpitalnymi, posiadali tylko i wyłącznie naturalne sposoby na leczenie wszelkich dolegliwości czy bóli. Loki był jednak zamknięty na pocieszające komentarze swojej matki i krążył w kółko po komnacie, w której się znajdowali.

– Matko, po co mi to było? Po co jemu to było? – mamrotał pod nosem, zły na samego siebie. Mógł mu tego nie proponować, powinien wiedzieć, że ta podróż skończy się dla nastolatka szokiem. Jakiż on był głupi! Jakiż nieodpowiedzialny! 

Chciał nawrzucać sobie jeszcze więcej. Chciał obrazić siebie każdym możliwym rzeczownikiem i przymiotnikiem, które kiedykolwiek przepłynęły mu przez umysł i zasiedliły się w jego głowie. Te, których nie pamiętał, chciał sobie przypomnieć i obrazić samego siebie jeszcze bardziej, ale wtedy Peter poruszył się na łóżku i powoli otworzył. Niepewnie rozejrzał się wokół siebie, a jego wzrok spoczął na bożku kłamstw.

– Dzień dobry? – bardziej zapytał, niż stwierdził, odwracając się do kobiety, siedzącej obok niego. Z kierunku, w którym stał Loki dobiegł dźwięk wypuszczanego powietrza. To było tak jakby jego przyjaciel wypuszczał wszystkie negatywne emocje, całe zdenerwowanie i niepewność, które zdążyły się nagromadzić w jego ciele i nie chciały wcześniej znaleźć ujścia.

– Dzień dobry, dziecko – przywitała się spokojnie i odłożyła szmatkę na bok. Następnie przyjrzała się nastolatkowi z troską, a na jej usta zawitał delikatny uśmiech. – Przyniosę ci coś do jedzenia. – Po tych słowach wstała ze swojego miejsca, zerknęła krótko na swojego syna i opuściła komnatę.

Loki wpatrywał się z niepewnością w Petera, który dopiero teraz odwrócił twarz w jego kierunku. Spiderman uśmiechnął się ciepło do mężczyzny i patrzyli się na siebie w ciszy. Potrzebowali tego, potrzebowali ciszy. Ciszy, która nie była przerwana najmniejszym dźwiękiem. Była ciszą całkowitą, której nikt nie śmiał przerywać.

Bożek nie przerywając ciszy, podszedł do mniejszego chłopca i przytulił go do siebie. Wtedy też jego organizm zapomniał o resztkach niepokoju, które posiadał. Rozwiały się tak szybko, jak Peter odwzajemnił uścisk i wydawało się, jakby nie miał zamiaru puszczać.

˚ ༘♡ ⋆。˚ˏˋ°•*⁀➷

Wszyscy zebrani przy stole skupili swoją uwagę na młodym gościu, który przybył z innej planety. Śmiali się w jego kierunku, słuchali jego żartów, nie rozumiejąc ich przy tym za grosz. Opowiadali mu własne historię, w zamian za te jego, a czarnowłosy wpatrywał się w nastolatka z nikłym uśmiechem, który uparcie nie chciał zniknąć z jego twarzy.

Peter co jakiś czas unosił głowę i szukał go wzrokiem, chcąc się upewnić, że ten dalej tam jest, że go nie zostawił. Loki natomiast cały czas siedział w tym samym miejscu i gdy ich oczy się spotykały, chociażby na krótką chwilę, kiwał lekko głową lub unosił rękę do góry, machając powoli do młodszego. Wtedy Parker wracał do słuchania towarzyszy przy stole i prowadził z nimi wcześniej przerywane dialogi.

Odyn podszedł powoli do swojego przybranego syna. Usiadł obok niego w całkowitej ciszy. Przez krótką chwilę oboje wpatrywali się w ten sam punkt – w roześmianego nastolatka, siedzącego przy stole biesiadnym.

– Powiesz mi czemu?  – zapytał siwiejący mężczyzna, a jego syn oderwał spojrzenie od nastolatka, w którego wcześniej się wpatrywał. Teraz patrzył na króla Azgardu, nie rozumiejąc jego pytania. Ten prawdopodobnie wyczuł jego nierozumienie, bo sprostował. – Powiesz mi czemu on?

OddsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz