,,Nie zasługiwał na jego obecność w swoim życiu."
Sam w siebie zwątpił, ale nie sądził, żeby to było coś złego. Nie teraz. Nie w momencie, w którym zawodowi nie towarzyszył strach. Towarzyszyło mu raczej uczucie pustki, ale nie był zły. Był smutny. I zawiedziony sobą w jakimś stopniu, ale nie był zły. Nie wściekły. Nie rozgoryczony, a to mu wystarczało, żeby się uśmiechnąć. Nie było to wiele, ale wystarczająco. Loki najwidoczniej potrzebował rzeczy, które takie były. Wystarczające. Nie najlepsze, nie najgorsze, wystarczające. Chciał być dobry, chciał być kimś, ale nie musiał wychodzić poza szereg w każdej kategorii. Nie musiał i nie odczuwał już potrzeby, aby to robić. Przynajmniej nie w tym momencie, co było dla niego dużym postępem. Peter byłby z niego dumny.
Posprzątał wraz z Thorem wazon, którym rzucił wcześniej o ścianę i usiadł na swoim łóżku.
– Hej, Thor – powiedział spokojnie, kiedy jego brat zaczął kierować się w kierunku drzwi. Odwrócił się do niego z pytaniem wypisanym na twarzy, a Loki odetchnął głęboko. – Dziękuje – stwierdził powoli, po chwili dodając: – Chcesz coś obejrzeć? – zapytał, przełykając ślinę.
Bohater przyglądał mu się przez krótką chwilę, a następnie energicznie pokiwał głową.
Loki ułożył ze swoich ust lekki grymas, który miał być uśmiechem. Może jego imitacją. Następnie u boku Thora, u boku swojego brata zszedł na dół, żeby obejrzeć film. Bądź serial. Komedię. Może horror. To nie było istotne. Istotne było to, że mężczyzna obok niego dawał mu kolejną szansę, a Loki wreszcie postanowił ją wykorzystać w należyty sposób.
˚ ༘♡ ⋆。˚ˏˋ°•*⁀➷
Tony krążył po swoim warsztacie, przerzucając różne rzeczy z kąta w kąt. Nie chciał stresować się tak bardzo tak błahymi powodami jak to, że Peter pojechał do domu. Właśnie, pojechał do domu. Dosłownie. Do siebie. Do May, która była jego prawnym opiekunem. Pojechał tam, gdzie mieszkał, żył, tam gdzie było jego miejsce. Tony nie powinien wariować, a jednak robił to. Z żalem stwierdzał, że kieruje nim zazdrość.
Przesadnie przywiązał się do obecności młodszego i przesadnie zaczął darzyć go ojcowskimi uczuciami. Nie powinien przywiązywać się aż tak. Nie powinien robić tego ani sobie, ani młodszemu, który zasługiwał na wszystko co najlepsze.
Tony nie zasługiwał na kogoś o tak złotych sercu, szczerych intencjach i spokojnym, pociesznym uśmiechu. Nie zasługiwał na nazywanie go ,,dzieciakiem", czy ,,synem" i nie zasługiwał, aby ten nazywał go ,,ojcem", a tym bardziej ,,tatą". Nie zasługiwał na jego obecność w swoim życiu.
I jeśli ktoś nazwałby go dramatycznym, czy przesadnym - owszem, Tony taki był, ale nie zmieniało to faktu, że Peter zasługiwał na wszystko co najlepsze, a Stark nigdy taki nie był. Nie najlepszy. Nie najgorszy. Najczęściej człowiek wielu wad i jeszcze większej ilości złych nawyków. Ktoś kto miał trudności z miłością, zaufaniem i bezinteresowną dobrocią. Ktoś, kto chciał być najlepszym, ale bardzo często nie wiedział jak być chociaż dobrym. Bo skąd miał wiedzieć, jakie decyzje podejmują dobrzy ludzie? Nikt go tego nie uczył i nikt nie pokazywał mu, jak należycie jest się zachowywać. Kim należy być. Nie mając wzorców i najmniejszego pojęcia, wypracował swój podstawowy sposób, który nie był ani najgorszy, ani najlepszy. On po prostu był.
Był kimś, kto nie wie, jakie decyzje są dobre i jak należy takie decyzje podejmować. Kimś, kogo trudno kochać i ktoś z kim trudno wytrzymać. Ktoś z ciężkim charakterem. Ktoś bez serca, jak ludzie lubili mawiać, najczęściej, za jego plecami.
Westchnął przeciągle z żalem. Żałował, że nie może być dla dzieciaka dobrym wzorem. Że nie nadaje się do bycia dla niego dobrym autorytetem, ojcem, a dla innych dobrym kochankiem, czy chociażby przyjacielem. Żałował, że bardzo często nie wiedział jak to jest być dobrym człowiekiem.
Patrzył na wszystkie swoje zabawki, które znajdowały się na biurku i powoli zaczął je podnosić, aby równie powoli zrzucić je na ziemie. Stopniowo, powoli, raz po raz. Z każdą kolejną rzeczą przyśpieszał swoje tempo. Podnosił je szybciej i szybciej nimi rzucał.
Raz po raz. Pierwsza, druga, trzecia, czwarta rzecz. Każda coraz większa, coraz droższa, coraz zabawniejsza, albo głupsza. Nie zasługiwał na to wszystko. Po co mu to wszystko było? Potrzebne do życia? Potrzebne do zabawy? Co to za zabawa, gdy nie ma nikogo kto chciałby się z tobą realnie bawić? Nie ma nikogo, kto naprawdę chciałby przebywać w twoim towarzystwie? Kogoś kto żywiłby do ciebie sympatię? Kogoś, kto...
Ruch jego rozgorączkowanych rok ustał, gdy ktoś go za nie złapał. Wtedy się zatrzymał, ciężko oddychając. Łapał wściekłe oddechy, a łzy, które zgromadziły się w jego organizmie, zaczęły powoli wypływać i spływać po jego policzkach na podłogę. Pierwsza, druga, trzecia. Jedna za drugą powoli opadały na ziemię, a osoba za jego plecami rozluźniała ucisk.
— Spokojnie, Tony — powiedział Stephen uspokajająco. — Nie zasługujesz na złość, którą w siebie kierujesz. Wszystko będzie w porządku. Po prostu oddychaj — mówił, odwracając mężczyznę do siebie przodem.
Stark spojrzał na niego swoimi czerwonymi oczami, w których skrywała się masa emocji, a Stephen go po prostu objął. Nie twardymi dłońmi chirurga, czy skupionymi maga. Objął go swoimi spokojnymi rękami, które miały w sobie tak wiele wsparcia i dobroci. Tak wiele miłości i zrozumienia.
˚ ༘♡ ⋆。˚ˏˋ°•*⁀➷
Peter nie chcąc przesadnie myśleć, gdy jego rozmowa z ciocią May się zakończyła zrobił to, co zawsze pozwalało mu uwolnić umysł - założył strój Spider-mana i wyruszył w poszukiwanie kłopotów. Chociaż nie. To nie on ich szukał, tylko one same go znajdowały. A to natomiast sprawiało mu przyjemność, której potrzebował w tym momencie.
Nie sądził jednak, że problemy, które go dzisiaj znajdą będą aż tak ogromne. Sądził, że znowu znajdzie rabusia rowerów, bądź nieznośną staruszkę, która udaje biedną i oszukuje ludzi. Nie spodziewał znaleźć na swojej drodze wypadków samochodowych, uciekających krów, ani ludzi okradających sklepy, aczkolwiek, szczerze mówiąc, nie miał zbyt wielu powodów do narzekania, bo te wszystkie problemy codziennego świata pozwoliły mu uciec od myśli w jego głowie i na chwilę odetchnąć.
Wiedział, że będzie musiał wrócić do przeanalizowania swoich uczuć na nowo. Musiał je ponazywać i ułożyć na odpowiednich miejscach we własnej głowie, ale wiedział też, że nie będzie w stanie zrobić tego dzisiaj. Nie dzisiaj, bo było na to zbyt wcześnie po zadanych samemu sobie ranach i nie dzisiaj, bo praktycznie nie potrafił ustać na nogach po całym wieczorze wrażeń i praktycznie się wywracał, gdy wchodził przez okno.
Ściągnął delikatnie strój i po przebraniu położył się do spania, aby następnego dnia zawalczyć z własnymi problemami, a nie tymi, które należały do innych ludzi. Od tych drugich w rzeczywistości przecież mógł uciec i nie brać za nie najmniejszej odpowiedzialności. Różnica pojawiała się jednak, gdy uświadamiał sobie, że w rzeczywistości chciał przejmować się cudzymi problemami, aby nie musieć swoimi.
To oświecenie natomiast przez dłuższą część nocy nie pozwalało mu zmrużyć powiek i odpłynąć w upragnioną krainę snów.
![](https://img.wattpad.com/cover/282083892-288-k218484.jpg)
CZYTASZ
Odds
FanfictionLoki Laufeyson potrzebował kolejnej szansy, a Peter Parker, no cóż, on mógł mu ją dać. ( postacie: nie należą do mnie, pochodzą z uniwersum marvela) ( okładka: -amoore ) ( start: 29.08.2021r. ) ( koniec: ? )