Wyszła i nigdy więcej nie wróciła. Gdy ludzie odchodzą dociera to do nas dopiero gdy nie możemy już poczuć ich obecności. Doceniamy gdy tracimy, ja straciłam. Doszło do mnie wtedy, że już nigdy więcej nie usłyszę jej głosu, jej śmiechu, już nigdy nie krzyknie na mnie ani nie pocieszy gdy będzie trzeba. Już nigdy nie zobaczę jej długich czarnych włosów, ani nie spojrzę w jej niebieskoszare tęczówki, które tak bardzo wyróżniały się w jej ciemnej urodzie. Zniknęła. Po prostu, zniknęła.
Wtedy zniknęłam też i ja, nie jadłam, nie piłam, może jedynie gdy czułam cokolwiek innego niż rozpacz. Zastanawiałam się, co ze mną będzie? Dlaczego ci wszyscy ludzie tak na mnie patrzą? Wywiercają wręcz we mnie wielką dziurę, a ja nawet nie mogę wykrztusić z siebie słowa.
Stałam na pogrzebie własnej mamy. Claire Shaw. I mimo, że usłyszałam najwięcej miłych słów w życiu, to nic nie miało już znaczenia. Jak miałam sobie dalej poradzić? Nie miałam nikogo poza nią. Było tak, jak sobie wymarzyła, padał deszcz i co do jednej osoby, każdy był w kolorze czarnym. Ale to było zdecydowanie za wcześnie, to nie był jej czas ani moment, to miało się zdarzyć wiele później o ile nie wcale. Jednak śmierć dopadła ją szybciej niż myślała.
- Co teraz ze mną będzie? - wtedy wujek spojrzał na mnie ze współczuciem, a ja zrozumiałam.
- Alexandro, twój ojciec.. w czwartek będziesz już w Oakland. - Był wtorek, a ja pośród deszczu, gdzie nie kryłam się już nawet parasolką umarłam po raz kolejny.
Doskonale pamiętam wielką posturę mojego taty. Chase Morris. Widziałam go tylko raz w życiu, miałam 10 lat, a on przyjechał dać mi marny spóźniony prezent urodzinowy, bo był po prostu w pobliżu. Pamiętam te jego na pozór miłe i wpatrzone we mnie brązowe oczy. Wtedy jeszcze patrzyłam na nie z miłością i nadzieją, że może Chase nie jest wcale taki zły, ale był. Był cholernie zapatrzony w siebie, nie interesował się mną nigdy, nie wysyłał nawet głupich listów, ale to bez znaczenia, bo ich nie potrzebowałam.
- Rozumiem. - I mimo, że pierwszy raz od kilku godzin się odezwałam mój głos był czysty i chłodny. Jakby wcale mnie to nie ruszyło, ale w środku płonęłam. Krzyczałam i płonęłam.
Jak powiedział Matthew, tak już w środę wieczorem siedziałam w samolocie prosto do gorącej Kalifornii od której tak przez szesnaście lat trzymałam się z daleka. I tak dom nie był już moim domem, tylko zwykłym pozbawionym rzeczy budynkiem. Nawet nie wiem, kiedy wynieśli rzeczy mamy. Kiedy stał się po prostu zwykłym domem.
- Przepraszam, wszystko dobrze? - nie było nic dobrze. Zmartwiona stewardessa jednak skalowała mnie swoim ciepłym wzrokiem.
- Tak - odchrząknęłam. - Wszystko dobrze.
A moje słowa brzmiały tak nierealnie, że nawet sama kobieta w to nie wierzyła, ale odeszła.
I tak odleciałam z Londynu, mojej kochanej Anglii do Oakland.
Był to pewien koniec rozdziału w deszczowej Anglii, nie tęskniłam za nikim, prócz Claire. Nie miałam przyjaciół. Jednak mama zawsze była dla mnie jedyną przyjaciółką, mówiłam jej o wszystkim, a ona robiła to samo. Cóż, miałam paru znajomych, ale na tym się kończyło. Przez szesnaście lat, pieprzone szesnaście lat dzień w dzień ja wracałam popołudniami ze szkoły, ona z pracy i spędzałyśmy razem czas aż nie zasnęłyśmy. Już na samą myśl, że spotkam Chase'a, nie tatę, Chase'a, powodowała że łzy stawały mi w oczach jak na zawołanie. Mimo, że go nie znałam, nie cierpiałam go. Mama nawet nie ukrywała, że gdy dowiedział się o dziecku, zostawił ją z tym wszystkim samą, a po kilku miesiącach od moich narodzin wyjechał tak po prostu do Kalifornii. Ale trzymałyśmy się razem, ja Alexandra Shaw i Claire Shaw. Teraz byłam tylko ja i Chase Morris.
CZYTASZ
Sinful Kisses
Jugendliteratur⭑ „Bo nigdy nie myślałam, że ten jeden chłopak, chłopak który był bardziej bipolarny niż ktokolwiek inny, chłopak który próbował uciec od problemów, a właściwie uciekał do mnie sprowadzi mnie na dno" ⭑ 🂡 ✰ Alex to spokojna nastolatka mieszkająca z...