- Kurwa
To były słowa, które mogłam mówic w każdej sytuacji, ale w tej nawet one by mi nie pomogły. Dwóch braci patrzyło się na mnie cały czas. Ja nie wiedziałąm co robić. Bedę miała przejebane, jak powiem prawdę, ale czy moge skłamać? Nawet jeśli bym powiedziała kłamstwo, Liam i tak by sie dowiedział. Wpakowałam sie w niezłe błoto, ale czy kogoś to dziwi? Raczej nie. Lustrowałam Liama i Aarona, ale oni jedyne co robili to gapili sie na mnie.
-Lidio - zaczął Liam - Kim dla ciebie był mój brat? - miałam dziwne wrażenie, że zrobił nacisk na słowo "był", ale patrzył mi się prosto w oczy, a w jego oczach cóż, nie było nic innego niż gniew. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam bawić się palcami, unikając wzroku Liama. - Lidio?
- Rok temu razem z Alison, pojechałyśmy do Las Vegas w ramach moich urodzin. Las Vegas mówi samo za siebie, tam dzieje się wszystko, a co sie dzieje w Las Vegas zostaje w Las Vegas prawda? Poszłyśmy do kasyna, lubiłyśmy obydwie pokera. Zawsze wygrywałyśmy. Tej nocy było tak samo, grałyśmy i wygrywałyśmy, proste transakcje. - zatrzymałam na chwilę swoją opowieść i wzięlam kolejny wdech i wydech - Trochę sie upiłyśmy i coś nam uderzyło do głowy. Widziałyśmy, że grupka facetów siedzi na końcu sali, byli ubrani elegancko, więc wiedziałyśmy, że byli dziani. Podeszłyśmy do nich i zaproponowałyśmy grę. W tej grupie był twój brat - popatrzyłam sie na Aarona, który uśmiechał się na te wspomnienie - Coś zaiskrzyło i wylądowaliśmy w łóżku, Alison spodobał się Jack, przyjaciel Aarona. Tak spędziłyśmy nasz tydzien w Las Vegas, na ciągłym seksie, zabawie i wydawaniu pięniedzy. Kiedy miałyśmy już wracać, Aaron, Jack i reszta facetów, spytała się czy jeszcze się spotkamy, my powiedziałyśmy, że tak. Miałyśmy być tam w tym roku, ale nie dojechałyśmy i już nigdy nie dojedziemy. - przęknełam gorzką gule w gardle i podniosłam wzrok na Liama, który tylko zaciskał szczęke.
- Jebałeś się z moją narzeczoną? - zapytał spokojnym tonem
- Jak usłyszałes, to tak własnię się z nią ruchałem cały tydzień, dzień w dzień i nie żałuje braciszku. Wiesz czemu? Bo było dobrze, wręcz idealnie nie wiedziałem, że jest twoja. Żałuje, że nie jest moja.
Popatrzyłam sie na Aarona z szokiem na twarzy, o czym on mówi? To była tylka zabawa, a nie patrzenie w przyszłość. Wiedziałam, że nie bedę wolna w tym roku. Liam, jedyne co robił to patrzył sie na Aarona z nienawiścia, ale nic nie zrobił. Tylko się patrzył, to aż dziwne.
-Ty! - wrzasnął ze wściekłości i zwrócił się do mnie - Jesteś dziwką - zaśmiał się gorzko - wiedziałaś, że masz narzeczonego a i tak sie pieprzyłaś z innymi, z NIM!? - Kiedy przyjęcie się skończy, obiecuje, że pożałujesz.
Zaczęłam drżec, wiedziałąm co się szykuje. Wiedziałam, nie chciałam tego, a było tak spokojnie.
- Grozisz jej? - Z mojego strachu wyrwał mnie głos Aarona, który był jeszcze groźniejszy i mocniejszy niż głos Liama. Co tu sie odpierdala? - Spytałem kurwa, czy jej grozisz? Czy to była groźba Liamie? - jego głos był bardzo, bardzo przerażający. Sparaliżowało mnie. Liam popatrzył sie na swojego brata, uśmiechnął się, ale to nie był szyderczy uśmiech, tylko nerowowy? Tak, chyba tak.
-Aaron, wiesz jak sie załatwia sprawy w mafii, wiesz jak działa ten świat. Ona jest moją żoną, co oznacza, że jest moją własnością, moge robić z nią co chce. - Jego brat się tylko zaśmiał, krótki smiech, ale przerażający, tak jak jego ton. Mimo, że znałam Aarona tylko tydzien, wydawał mi się miły i na swój sposób mądro-głupi? Miał poczucie humoru i na pewno nie brzmiał tak.
- Zabawne Liam, na prawdę zabawne. Kilka lat mnie nie ma, a ty zmieniasz wszystko na swoją korzyść? Owszem w naszym życiu jest mało zasad, ale znęcanie się nad kobietą? - Zmarsczył brwi i podszedł do Liama, spojrzał mu prosto w oczy. Był wyższy, dopiero teraz to zauważyłam. - Jeśli znęcasz się nad kobietą, to jesteś tchórzem braciszku. Lecz także chujem. Pamiętaj, że to dzięki mnie jestes na tym stanowisku - położył ręke na jego ramieniu i ścisnał - Więc, jesli zrobisz coś jej, jeszcze raz, jedno moje słowo a nie będziesz już szanowany. Będziesz nikim, a ja wróce na swoje miejsce, kóre ci dałem. Rozumiemy się?
Liam tylko sie gapił, była chwila ciszy, nie potrwała jednak długo.
- Nic mi nie zrobisz, nie masz już władzy, oddałeś mi ją bracie. Myślisz, że znasz się na mafii, skoro opuściłeś jej progi kilka lat temu. Teraz ty podlegasz mi, nie ja tobie. Możesz sie pierdolić. - wyrwał się z uścisku Aarona i usiadł ponownie do stołu. - Możemy kontynuować, jedzmy.
- Nie wiesz co robiłem, przez te lata. Módl się do boga może cie wysłucha i pomoże, bo jeśli zobacze u niej siniaka, jesli usłysze, że coś jej zrobiłeś nie chce byćw twojej skórze. Zmieniłem się, świat i życie mnie zminiło. Módl się, ale wydaje mi się, że nawet to ci nie pomoże. Uważasz się za boga? Za diabła? Ale nie wiesz, że jesteś tylko jego marną kopią. Prawdziwy bog, czy diabeł, nie pokazuje swojej twarzy, czeka. Ty jestes brutalny, ale i głupi braciszku. Nie widzisz tego co się wokół ciebie dzieje. Chcesz włady, nawet jesli już ją posiadasz. Chcesz więcej, ale to cię zgubi. Nawet nie wiesz, kto tu jest twoim prawdziwym przyjacielem a kto wrogiem. To cię zgubi, nawet jeśli bedziesz miał armie demonów obok siebie, przegrasz. Jeden siniak Liam, jeden a zgładzę każde twoje imperium, sojusznika, armię i ciebie. Będe czerpał satysfakcje z tego. Żałuje że oddałem ci moje miejsce, bo nie umiesz się nim posługiwać Liamie, a moze nie mam uprawnien, by mówić do ciebie po imieniu? - Zaśmiał się i nachylił nad Liamem - Quand j'entrerai dans le jeu tu regretteras tout - Skierował wzrok na mnie - Nie ważne jak ci będzie kazał to ukrywać i tak się dowiem, zaufaj mi gwiazdko - Mrugnął i wyszedł. Liam długo się jeszcze patrzył na drzwi, które się za nim zamknęły. W końcu jednak wrócił do rozmów z kolegami.
Po kolacji, umyłam twarz i wykąpałam się , było późno, byłam zmęczona i położyłąm się już do łóżka. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
-Prosze - szepnełam bo byłam tak zmęczona, że nie miałam na nic siły.
Do pomieszczenia wszedł Liam, usiadł na brzegu łóżka, był ubrany w koszlu, która był rozpięta i garniturowe spodnie.
-Przepraszam, za wszystko, mój brat ma racje. Odjebało mi na punkcie władzy. Kiedy miałem dwadzieścia lat, Aaron oddał mi swoje miejsce w maffi, bo wolał podróżować i dobrze się bawić. Jest starszy dlatego to on, powinien być tutaj szefem, zostałem nim ja. I ma on kurwa cholerną racje. Przepraszam.
Moja głowa, analizowała cały czas, co właśnie powiedział Liam, byłąm pewna, że Aaron jest młodszy, no cóz myliłam się. Patrzyłam się na Liama, widziałam u niego skruchę, chyba na prawdę żałował.
-Zmienię sie, dla ciebie dla mnie. Obiecuje, zrozumiałem że, żeby nasze małżeństwo przetrwało, musimy iść na kompromis - to było szokujące - Pamiętasz naszą umowę? Zapomij o tym. Od teraz wszystko będzie tylko z dobrej woli, nie dlatego że umowa tak chce i tego wymaga. Jak chcesz, mogę cie przygotować do testu. - Podniosłam brwi do góry, bo jak nasza umowa, średnio mnie interesowała, tak test był bardzo ważny, otworzyłam buzie, żeby spytać się o to jak ma to wyglądać, ale Liam mnie wyprzedził - Nie, nie dam ci odpowiedzi, ale przygotuje. Bez przesady, masz się czegoś nauczyć, a nie leciec po znajomości.
To było zrozumiałe, zapadła pomiedzy nami cisza, ale nie taka niezręczna, tylko taka zwykła cisza.
- Przepraszam jeszcze raz - słyszałam skruche w jego głosie, widziałam też to. On chyba na prawdę żałował. Nie wiem co powiedział do niego Aaron, bo nie znam tego języka ale zadziałało. Liam wstał i miał wyjśc, nie wiem czemu jednak, moja dobra natura kazała mi go zatrzymać.
-Czekaj - Liam się zatrzymał i spojrzał na mnię - Pewnie będe tego żałować, ale możesz sie położyc i po prostu się do mnie przytulić? Brakuje mi bliskości. - Chwilę za wahał, ale w końcu położył się obok, przylgnęłam do niego. Pasowałam idealnie. Otulił mnie swoimi wielkimi umęsnionymi ramionami. Długo nie musiałam czekać, a sen nadszedł od razu.
NO HEJ HEJ. WRACAM DO WAS Z NOWYM ROZDZIAŁEM JEST BEZ KOREKTY WIEC ZA BŁĘDY PRZEPRASZAM KRÓTKI ALE KOLEJNY POSTARAM SIĘ ŻEBY BYŁ DŁUGI
JAK MYŚLICIE AARON NAMIESZA W TEJ HISTORII?
CZYTASZ
Beginning of the end |ZAKOŃCZONE|
RomanceNasza miłość, oznaczała by początek końca Była by to droga bez powrotu...